zdj:flickr/Krasava/Lic CC
Mili Moi...
Normalny człowiek budzi się raz... No na przykład rano, kiedy ma przystąpić do przeżycia nowego dnia. Budzi się, przeżywa dzień, a wieczorem kładzie się znowu. Ja dziś budziłem się... trzy razy! Wszystko to za sprawą sesji i niesłychanie kojąco - usypiających notatek. To jest w ogóle jakiś koszmar... Ja już jestem za stary na naukę :) No nie wchodzi... I na pewno nie zdam w piątek :) No ale jeszcze walczę... Jeśli nie zasnę jutro, to pouczę się znowu :)
Dziś Pan przyszedł z niesłychanie dobrą nowiną. To nic, że nie żyłem w Jego czasach, to nic, że nie mogę być na przykład Jego kuzynem i nie ma znaczenia, że urodziłem się dwadzieścia wieków później. On mówi mi dziś, że mogę być w dużo bliższej, dużo bardziej zażyłej relacji z Nim, która wynika... z mojego wyboru. jeśli tylko zechcę wypełniać wolę naszego Ojca, natychmiast staję się prawdziwym bratem Jezusa (tę relację wybieram spośród "bratem, siostrą i matką"). Potrzeba tak niewiele, a można być tak blisko...
Co jednak z tą wolą Bożą? Trzeba się czasem trochę natrudzić, żeby ją odkryć. Co więcej, można się pomylić. Tak jak dziś, zdaje się, pomyliła się Maryja z rodziną. Przecież oni przyszli powstrzymać Jezusa, bo słyszeli, że coś złego sie z Nim dzieje. Wydawało im się... No właśnie... Wydawało im się, że to oni mają rację. A Jezus udzielił im dość bolesnej lekcji. Wola Ojca jest najważniejsza. Ona nie gwarantuje świętego spokoju, ona nie wprowadza w błogość cichego i spokojnego żywota. Ale zawsze, ale to zawsze, niesie ze sobą pokój...
Święty Maksymilian mówił, że my w zakonie mamy z wolą Bożą dużo łatwiej. Bo mamy przełożonych, którzy nam tę wolę obwieszczają. I nie było w tym cienia ironii. On był do tego głęboko przekonany. Ale może właśnie dlatego utarło się o "woli Bożej" mówić w życiu zakonnym wówczas, kiedy przychodzi nam zmierzyć się z czymś trudnym, wymagającym, czymś, na co sami byśmy się nie zdecydowali. Najczęściej w takim kontekście słyszę określenie "wola Boża". Towarzyszy temu często jakaś rezygnacja. Poza zakonem nie jest inaczej. Ilekroć z kimś rozmawiam o woli Bożej, to najczęściej w kontekście walki, zmagania, trudności...
Niezwykle rzadko przychodzi nam do głowy powiedzieć że taka wola Boża, kiedy czujemy się szczęśliwi, kiedy zrealizowały się nasze marzenia, kiedy mamy w sercu radość. Nie przypominam sobie, żebym słyszał wówczas - tak, taka jest wola Boża, Pan chciał mnie uszczęśliwić. I to wydaje mi się być podstawowym błędem. Wola Boża naprawdę jest źródłem naszego uszczęśliwienia. I nie zawsze musi by związana z jakimś wyzwaniem, z kosztami, z walką. Twoje marzenia są czasem również Jego marzeniami. A Jego marzenia mogą stać się twoimi. Jeśli zechcesz... I to dopiero jest prawdziwy cud :)
Bóg spełnił bardzo wiele marzeń w moim życiu. Stało się to źródłem wielkiego szczęścia dla mnie i staram się tym dzielić obficie. Wiele z Jego wymagań było dla mnie trudnych, niektórych do dziś nie rozumiem. Ale i one mnie uszczęśliwiły, co widzę z czasem coraz wyraźniej. Martwi mnie tylko, że być może czasem z tą Jego wolą się rozminąłem, nie podjąłem jakichś wyzwań, w których oczekiwała kolejna porcja szczęścia, nie zawsze łatwego szczęścia, ale Bożego. A ono zawsze jest prawdziwe...
Kto pełni wolę Ojca... Ten mi jest bratem... Nawet te marzenia, których nie zaspokoili ludzie (mieć ojca, mieć brata) zaspokaja mój Pan... Dlatego jako świadek rekomenduję Jego wolę... Według mnie - nie ma nic lepszego! :)
Normalny człowiek budzi się raz... No na przykład rano, kiedy ma przystąpić do przeżycia nowego dnia. Budzi się, przeżywa dzień, a wieczorem kładzie się znowu. Ja dziś budziłem się... trzy razy! Wszystko to za sprawą sesji i niesłychanie kojąco - usypiających notatek. To jest w ogóle jakiś koszmar... Ja już jestem za stary na naukę :) No nie wchodzi... I na pewno nie zdam w piątek :) No ale jeszcze walczę... Jeśli nie zasnę jutro, to pouczę się znowu :)
Dziś Pan przyszedł z niesłychanie dobrą nowiną. To nic, że nie żyłem w Jego czasach, to nic, że nie mogę być na przykład Jego kuzynem i nie ma znaczenia, że urodziłem się dwadzieścia wieków później. On mówi mi dziś, że mogę być w dużo bliższej, dużo bardziej zażyłej relacji z Nim, która wynika... z mojego wyboru. jeśli tylko zechcę wypełniać wolę naszego Ojca, natychmiast staję się prawdziwym bratem Jezusa (tę relację wybieram spośród "bratem, siostrą i matką"). Potrzeba tak niewiele, a można być tak blisko...
Co jednak z tą wolą Bożą? Trzeba się czasem trochę natrudzić, żeby ją odkryć. Co więcej, można się pomylić. Tak jak dziś, zdaje się, pomyliła się Maryja z rodziną. Przecież oni przyszli powstrzymać Jezusa, bo słyszeli, że coś złego sie z Nim dzieje. Wydawało im się... No właśnie... Wydawało im się, że to oni mają rację. A Jezus udzielił im dość bolesnej lekcji. Wola Ojca jest najważniejsza. Ona nie gwarantuje świętego spokoju, ona nie wprowadza w błogość cichego i spokojnego żywota. Ale zawsze, ale to zawsze, niesie ze sobą pokój...
Święty Maksymilian mówił, że my w zakonie mamy z wolą Bożą dużo łatwiej. Bo mamy przełożonych, którzy nam tę wolę obwieszczają. I nie było w tym cienia ironii. On był do tego głęboko przekonany. Ale może właśnie dlatego utarło się o "woli Bożej" mówić w życiu zakonnym wówczas, kiedy przychodzi nam zmierzyć się z czymś trudnym, wymagającym, czymś, na co sami byśmy się nie zdecydowali. Najczęściej w takim kontekście słyszę określenie "wola Boża". Towarzyszy temu często jakaś rezygnacja. Poza zakonem nie jest inaczej. Ilekroć z kimś rozmawiam o woli Bożej, to najczęściej w kontekście walki, zmagania, trudności...
Niezwykle rzadko przychodzi nam do głowy powiedzieć że taka wola Boża, kiedy czujemy się szczęśliwi, kiedy zrealizowały się nasze marzenia, kiedy mamy w sercu radość. Nie przypominam sobie, żebym słyszał wówczas - tak, taka jest wola Boża, Pan chciał mnie uszczęśliwić. I to wydaje mi się być podstawowym błędem. Wola Boża naprawdę jest źródłem naszego uszczęśliwienia. I nie zawsze musi by związana z jakimś wyzwaniem, z kosztami, z walką. Twoje marzenia są czasem również Jego marzeniami. A Jego marzenia mogą stać się twoimi. Jeśli zechcesz... I to dopiero jest prawdziwy cud :)
Bóg spełnił bardzo wiele marzeń w moim życiu. Stało się to źródłem wielkiego szczęścia dla mnie i staram się tym dzielić obficie. Wiele z Jego wymagań było dla mnie trudnych, niektórych do dziś nie rozumiem. Ale i one mnie uszczęśliwiły, co widzę z czasem coraz wyraźniej. Martwi mnie tylko, że być może czasem z tą Jego wolą się rozminąłem, nie podjąłem jakichś wyzwań, w których oczekiwała kolejna porcja szczęścia, nie zawsze łatwego szczęścia, ale Bożego. A ono zawsze jest prawdziwe...
Kto pełni wolę Ojca... Ten mi jest bratem... Nawet te marzenia, których nie zaspokoili ludzie (mieć ojca, mieć brata) zaspokaja mój Pan... Dlatego jako świadek rekomenduję Jego wolę... Według mnie - nie ma nic lepszego! :)
Nadzieja to próżnia… którą wypełniamy marzeniami.
OdpowiedzUsuń