Photo by Gary Lopater on Unsplash
(Mt 13, 44-46)
Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: "Królestwo niebieskie podobne
jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie.
Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne
jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł
jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją".
Mili Moi…
Za kilka godzin minie
dokładnie rok, odkąd wsiadłem na pokład samolotu i opuściłem Stany Zjednoczone
rozpoczynając znowu posługę w Polsce. Minął już cały rok… To był i nadal jest trochę dziwny czas… Przede wszystkim, pisze to ze smutkiem, nie czuje się
najlepiej w mojej własnej ojczyźnie. Złośliwość, agresja, czasem wręcz wrogość –
tych rzeczy nigdy nie doświadczyłem w Ameryce. I to mnie zasmuca… Wszak niby Polska
jest katolickim krajem… Poza tym jest jakaś sfera mojego wnętrza, która jeszcze
nie odżałowała tego powrotu (choć roczna żałoba właściwie już dobiega końca).
Mogę chyba już wyznać szczerze, że wiele miesięcy obmyślałem… jak tu wrócić do
USA. To już się skończyło, ale są jeszcze takie noce, kiedy w snach chadzam po
Nowym Jorku. To zupełnie nowe dla mnie doświadczenie. Nigdy dotąd nie miałem
problemu z przeniesieniem się z miejsca na miejsce. Nawet głębokie relacje z ludźmi,
którym służyłem nie stanowiły dla mnie problemu. Tym razem było inaczej… Może
ja się po prostu starzeję… A może… pokochałem ten kraj…
Tak, czy owak – nie zamierzam
tam w najbliższym czasie wracać. No, może poza krótką wizytą urlopową. Pan,
jestem o tym przekonany, wskazuje mi poważne zadania tu i choć zwykło się uważać,
że wyjazd z kraju jest w wielu aspektach ofiarą, którą człek ponosi dla
Ewangelii, to przekonuję się, że zostanie w kraju, również z ofiarą wiązać się może.
Ale wierzę, że z czasem tęsknoty się uspokoją i kierunek się ustabilizuje. Z
radością stwierdzam, że w tym pełnym zamętu duchowego doświadczeniu, Pan zechciał
mnie przyciągnąć bliżej do siebie i dokonuje się to w konkrecie mojej
codzienności.
Ten rok to też trzydzieści
sześć serii wygłoszonych rekolekcji. Szaleństwo. Ale to jedna z moich
największych pociech. Fakt, że mogę być użyteczny, że ktoś chce mnie słuchać,
że wciąż mi się chce i wciąż mam coś do powiedzenia o moim ukochanym Ojcu Niebieskim
jakoś niesie mnie do przodu i umacnia w chwilach trudniejszych.
Wartość… Znać Jego wartość…
Wskazywać ją innym… To wydaje mi się być szczególnie ważnym zadaniem. Dzisiejsza
Ewangelia mocno mi o tym przypomniała. Żeby móc rozpoznać skarb, trzeba umieć
go odróżnić od wszystkiego, co skarbem nie jest. Tego trzeba się nauczyć. Aby
słowo „skarb” brzmiało interesująco, trzeba w ludziach to pragnienie wzbudzić.
Aby być uważnym i go nie przeoczyć, trzeba ludzi do poszukiwań zmotywować. Aby
chcieli go mieć ponad wszystko, trzeba im dowieść, że „wszystko” ma
zdecydowanie mniejszą wartość i warto dokonać zamiany. Tu nie ma ryzyka! Ponieważ
to Bóg jest gwarantem!
Ja mam dzięki temu ogromną
wolność jako głosiciel. Bo to nie ja jestem skarbem – i nie daje nic swojego.
Ja sam w tym skarbie uczestniczę, sam go odnajduję, sam wciąż szukam. Skarbem
jest On – Ten, który stał się Królestwem. Ten, który nieustannie zaprasza. Nie
traćcie więc ani chwili… A ja idę spowiadać… Bo to kolejna moja pociecha… Telefon
dzwoni nieprzerwanie, niemal każdego dnia, z jedną prośbą – mogę przyjść się pojednać
z Bogiem? Przyjdź… I to jak najszybciej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz