Photo by Mohamed Nohassi on Unsplash
(Mt 9,18-26)
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając
pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na
nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem
jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i
dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego
płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj
córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus
przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy,
rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali
Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała.
Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.
Mili Moi…
Dziś zakończyłem
rekolekcje dla sióstr franciszkanek w Szamotułach. To był piękny czas. Poznałem
po raz kolejny wiele pięknych kobiet, które próbują jak najlepiej zrealizować swoje
powołanie. Często zmęczone nadmiarem obowiązków, czasem stroskane duchowymi
trudnościami, ale wielokrotnie szczęśliwe i pewne, że miejsce, w którym służą
Bogu jest właściwe.
Zgodnie z przewidywaniami
moja służba nie ograniczała się tylko do głoszenia, ale do godzin rozmów, spowiedzi,
kierownictwa duchowego. Uwielbiam to robić, ale jednak liczba sióstr była „zabójcza”.
Dziś, po powrocie do domu, przekonałem się jak bardzo jestem zmęczony. Padłem i
spałem dwie godziny, a potem nie miałem sił podnieść się z łózka. Wszystko na
zwolnionych obrotach. Zdołałem zaledwie kupić bilet na jutro, rozpakować walizkę,
pomodlić się… Pakowanie odłożyłem na rano, bo od jutra rekolekcje powołaniowe u
sióstr betanek w Gdańsku.
Dzisiejsze zakończenie
rekolekcji było połączone z piękną uroczystością złożenia pierwszej profesji
zakonnej przez sześć nowicjuszek. Miałem zaszczyt przewodniczyć tej
uroczystości i odbierać ich śluby. Te odważne młode kobiety dziś promieniały
dostojeństwem, ale i radością… Cieszę się, że mogłem im towarzyszyć w takiej
chwili…
A nad Słowem zastanawiam się
jak w sobie wzbudzić tak totalną wiarę? Taką, jaką reprezentuje Jair, czy chora
na upływ krwi kobieta… Niby chcę „postawić wszystko na jedną kartę”, niby moje
życie usiłuje związać całkowicie z Jezusem, a jednak… Kiedy przychodzą okazję
wejścia w ciemności wiary, to znaczy – kiedy należałoby działać z pełnym
przekonaniem, że Bóg nie zawodzi, ja czasem się zatrzymuję. Dlaczego? Może
dlatego, że trzeba postawić na szali swoje dobre imię? Może z obawy, żeby nie wzbudzać
płonnych nadziei? Żeby ktoś potem nie doznał rozczarowania? No i czy to jest
wiara?
Czy prawdziwą wiarą nazwać
można te chwile, w których wszystkie znaki na niebie i ziemi zapowiadają Boża
interwencję? Czy wówczas można powiedzieć, że ogłaszam Jego chwałę, że jestem
jej zwiastunem? Czy po prostu „podpinam się” do Bożego działania, które już się
dokonuje? Wiara „w trakcie” jest jednak chyba nieco mniej zasługująca na
uznanie, niż wiara „przed”. Trudne to, ale chce się zmagać. Wierzyć, że Ty
możesz i chcesz działać. Zawsze! Teraz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz