Photo by Laura Allen on Unsplash
Ewangelia (Łk 10, 38-42)
Jezus przyszedł do jednej
wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona
siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego
mowie.
Natomiast Marta uwijała
się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: «Panie, czy Ci
to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej,
żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział:
«Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko
jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».
Mili Moi…
Wczoraj wróciłem z Małuszyna…
Siostry boromeuszki mają tam niewielki domek rekolekcyjny ukryty wśród pól na
małej wioseczce… Cisza, spokój, przyroda roztaczająca swoje najpiękniejsze widoki.
Prowadziłem tam rekolekcje dla tych, którzy na co dzień służą innym. Wzięło w
nich udział siedem osób świeckich i siedem sióstr zakonnych. Uczestnicy
spragnieni ciszy (rekolekcje przeżywaliśmy w milczeniu), ale i ja jej
spragniony. Przed wyjazdem odpocząłem kilka dni fizycznie, ale tam, w
Małuszynie, odpocząłem duchowo.
Tym bardziej, że wziąłem
ze sobą jako lekturę duchową rekolekcje abp Sheena wygłoszone do księży.
Kilkakrotnie już o nim wspominałem. Znakomity mówca, którego nauki głoszone dziesiątki
lat temu zachowały ogromną świeżość i aktualność. Czytam go z ogromną
przyjemnością, a dodatkowo jego słowo bardzo porusza moje serce i motywuje mnie
do nawrócenia… Arcybiskup Sheen bardzo często zachęca do Godziny Świętej, czyli
codziennej, godzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Często motywuje to
pytaniem Jezusa skierowanym w Ogrójcu do Apostołów – jednej godziny nie mogliście
czuwać ze mną? Jest to jeden z wielkich tematów, którymi obecnie się w moim
życiu zajmuję. Próbuję rzeczywiście poza innymi formami modlitwy zawalczyć o
godzinę adoracji. Ale choć wiele argumentów Sheena mnie przekonuje, to podczas
tego weekendu „zastrzelił” mnie swoim świadectwem. Wyznał we wspomnianych
rekolekcjach, że przez pięćdziesiąt pięć lat kapłańskiego życia nie opuścił ani
jednej godzinnej adoracji. Ani dnia bez adoracji… Nie byłoby to może tak wstrząsające,
gdybyśmy nie wiedzieli jak aktywnie żył. Jako wzięty mówca był ciągle w drodze.
I to nie tylko po Ameryce, ale poza jej granicami. A jednak potrafił zawsze
znaleźć kościół i trwać przed Panem (a bywało, że głosił na uniwersytetach, w
teatrach, w różnorakich salach). Jego słowa wytrąciły mi całkowicie z rąk
argument, który był już wprawdzie w moim sercu bardzo słaby, ale jeszcze gdzieś
na dnie się tlił. Brzmi on – nie mam czasu… Naprawdę? Rzeczywiście? A może po
prostu nie umiem nim gospodarować…
Może trochę podobnie miała
Marta, patronka dnia dzisiejszego. Troszczyła się i niepokoiła o wiele… A to
domagało się czasu, którego w żaden sposób nie mogła ofiarować Jezusowi. Umykała
jej chyba nieco wartość samej obecności Pana, przy próbach stworzenia
znakomitej atmosfery spotkania i zadbania o wszelkie hipotetyczne potrzeby
gościa. A gość chciał mało, albo tylko jednego – żeby Marta usiadła i była z
Nim. To takie proste. Zbyt proste…
Ale, ale… dziś wspomnienie
ŚWIĘTEJ Marty… Coś zatem musiało w niej drgnąć. Albo zrozumiała wartość chwil
spędzonych w bezruchu, na słuchaniu Pana, albo udało jej się pogłębić całe
zatroskanie, które wypełniało jej serce i w jakiś tajemniczy sposób połączyła
je z pragnieniem Jezusa, który chciał raczej jej samej, niż jej wysiłków i
zapobiegliwości. Tak czy owak Marta została świętą… Czego sobie i Państwu również
nieodmiennie życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz