(Łk 19,1-10)
Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek,
imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie
zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego
wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć,
tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w
górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się
zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A
wszyscy widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Lecz Zacheusz
stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli
kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego:
„Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama.
Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.
Mili Moi…
Właśnie wróciłem z
kolejnego spotkania Wieczorów dla Zakochanych, na którym znów miałem okazje przemawiać.
Pożegnałem się dziś z dzieciakami, bo dla mnie to było już ostatnie spotkanie –
kolejne wtorki to akcje w terenie. Ale na koniec mówię do nich – słuchajcie,
położyłem tu na stoliku moje wizytówki, jeśli do czegoś mógłbym Wam się jeszcze
przydać, to śmiało… W trzy sekundy zniknęły wszystkie, a było ich trzydzieści.
Ucieszyłem się, że są jeszcze młodziaki, którym ksiądz do czegoś jest
potrzebny.
Kolejne rekolekcje wpadają…
Ostatnio zadzwoniły pewne siostry z prośbą o dzień skupienia na rozpoczęcie ich
kapituły prowincjalnej. Zażartowałem sobie, że ilość zamówień, które przyjmuję sugeruje,
że w Polsce nie ma rekolekcjonistów, na co siostra całkiem poważnie
odpowiedziała – żeby ojciec wiedział, naprawdę nie ma… No może to jakiś Boży
plan na mnie, może takie aktualne wyzwanie… Podejmuję.
Od piątku pierwszy mikormaraton.
Rekolekcje w Gdańsku i Elblągu. Przyznam szczerze, że czasu robi się okrutnie
mało. Na wszystko. Wstaje ostatnio znów starym zwyczajem o 4 rano, bo to jedyna
pora, kiedy mogę pracować, kiedy mam na to chwilkę… Ale paradoksalnie towarzyszy
mi entuzjazm, więc nawet nie zasypiam w fotelu w południe. Czyli jest nieźle…
A dziś znów słyszymy o
Zacheuszu… Przez pewien długi okres mojego życia, to był mój ulubiony fragment
Ewangelii. Mały człowiek, który wiele może, dzięki obecności Jezusa w Jego życiu.
To taka trochę moja historia. Taki „pan nikt” z końca świata, któremu Jezus
pozwolił głosić Ewangelię, nauczył… Zacheusz stał się „kimś” dopiero wówczas,
gdy wyrzekł się swojej ludzkiej zapobiegliwości, kontaktów, wpływów, pieniążka.
Wówczas mógł zostać podniesiony i przeniesiony do innych światów, wcześniej mu
nieznanych. Wówczas dopiero sykomora wydała swój owoc (nazwa tego drzewa znaczy
podobno – podnosić z dołu do góry). Ja też chcę być „kimś”. Tak jak Zacheusz.
Codziennie. Na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz