Photo by Pawan Sharma on Unsplash
(Łk 15,1-10)
Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to
szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z
nimi”. Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto
owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na
pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z
radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im:
"Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadani
wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się
nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie
potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta mając dziesięć drachm zgubi
jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie,
aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi:
"Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam". Tak
samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika,
który się nawraca”.
Mili Moi…
Wczoraj, w myśl wcześniejszych
planów, wybrałem się na pogrzeb Kazimierza do Wrocławia. Tata Darka,
przyjaciela ze Spotkań Małżeńskich z USA odszedł do Domu Ojca w najlepszym z możliwych
okresów roku. Pierwsze dni listopada, kiedy można wydobyć tyle dusz z czyśćca, pozwalają
mieć nadzieję, że i on nie spędzi tam zbyt wiele czasu. Pogrzeb piękny. Dane mi
było go poprowadzić. Spotkaliśmy się również z Kasią i Danielem, Bostoniakami
ze Spotkań, którzy zjechali z USA w tym samym czasie, co ja. A takie spotkania
to zawsze dużo radości. I kiedy Darek cieszył się naszą obecnością, pomyślałem
sobie, że tak właśnie ma być – małe, dobre dzieła, z których powinno składać się
nasze życie. A jednym z nich jest dzieło przyjaźni, które właśnie w takich
chwilach należy umacniać i podtrzymywać. Cieszę się, że mogłem tam być…
A dziś zasiadłem nad
Słowem, jak każdego poranka i zobaczyłem, że przypada dziś „ewangeliczne święto
odnalezienia”. Wszak zagubiona owca i utracona drachma znajdują się w cudowny sposób,
co jest powodem szalonej radości znalazców. A mój dzień był dziś zaplanowany dość
prosto: 7.00 – spowiedź; 7.40 – modlitwy poranne; 8.20 – śniadanie; 9.00 –
Eucharystia; 10.00-12.30 – spowiedź; 13.00 – obiad; 15.00-17.30 – spowiedź. A o
18.30, dla relaksu… spowiedź u sióstr. Pomyślałem więc rano – Panie Jezu, pomóż…
Spraw, żebym mógł choć cienia Twojej radości z odnalezienia się wielu dzieci dziś
doświadczyć. Przecież oni wszyscy, ci, którzy przyjdą dziś, sprawią Ci tyle
radości. Pozwól mi w niej uczestniczyć. A co więcej, skoro dziś takie święto
odnalezionych, to spraw, żebym każdego w konfesjonale potraktował wyjątkowo,
żebym się dziś po ludzku przyłożył jak nigdy dotąd, a Ty dopełnij to wszystko swoją
łaską…
I Pan jak zawsze okazał
się nadobficie hojny. Przede wszystkim towarzyszył mi dziś wielki entuzjazm.
Każda chwila spędzona w konfesjonale była pełna radości, jakiegoś dużego
wzruszenia, że uczestniczę w wielkich dziełach Bożej miłości. Ale co więcej – kolejny
raz przeżyłem zdziwienie wobec tego co ja tam tym ludziom mówię… No sam bym
tego nie wymyślił. Wierzę, że Duch Święty udziela się tym, którzy Go proszą.
Sam przekonuję się o tym na każdym kroku. A pomyślałem sobie nawet, że gdyby
ktoś jeszcze dziś zapukał i chciał się wyspowiadać…. To śmiało. Dziś dzień
odnalezionych…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz