czwartek, 3 kwietnia 2014

żyć naprawdę...


zdj:flickr/Big Grey Mare/Lic CC
Mili Moi...
Walizka spakowana, kluczyki gotowe na biurku, wszystkie konferencje w teczce zebrane... Znaczy się - będzie podróż. Już jutro o poranku. Droga daleka, bo aż do Jeleniej Góry, ale może sobie jeszcze do Mamy do Częstochowy zajadę, wszak na miejscu mam być dopiero wieczorem. W sobotę dzień skupienia dla braci pijarów, a od niedzieli rozpoczynamy rekolekcyjne zmagania w pięknych okolicach (dziś proboszcz stwierdził, że gdybym nie znalazł kościoła, to mam pytać o dom zdrojowy, bo to bardzo blisko). Znaczy rekolekcje w kurorcie :) Ale dla nas, franciszkanów, którzy klasztory mamy w Kołobrzegu, Darłowie, czy Gdyni, kurorty to codzienność :) Ufam, że lud chętnie przyjmie Słowo i o to się modlę...

Mnie ono dziś przywiodło po pierwsze do refleksji nad ciągłością... Bóg, który zaplanował historię ludzkości, zapowiadał swojego Syna już wieki całe przed Jego przybyciem. Dziś sam Jezus o tym mówi - Mojżesz o mnie pisał... A wy nie wierzycie - mówi do Żydów. I rzeczywiście. Nie wierzyli. To wszystko wydawało im sie zbyt proste. Nawet czyny Jezusa, które przecież niezwykłe, nie były w stanie przekonać ich, że Mesjasz mógłby być z krwi i kości, jak oni. Za proste...

Bóg jest za prosty dla zbyt wielu do dziś. Szukają Go nieustannie uporczywie zaprzeczając Jego istnieniu. Niczym Piłat, który stojąc z Nim twarzą w twarz nie rozpoznał. Zrobił z Niego krwawy strzęp, ale to nie pomogło mu znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania. Im bardziej gwałtownie próbuje się Go wyeliminować z życia publicznego, tym więcej pytań pozostaje bez odpowiedzi i tym serce człowieka mniej spokojne.

Kiedy czytam wieści o tym z jakim uporczywym samozaparciem poszczególni ludzie i całe społeczności piłują gałąź, na której siedzą, niszcząc chrześcijańskie korzenie, uznając je za przestarzałe i zbędne, zawsze zastanawiam się, co im zostanie, kiedy już ich wysiłki zostaną zwieńczone sukcesem? Zastanawiam się, bo człowiek bez Boga jest istotą przerażającą. Sam martwy, niesie śmierć... A Jezus dziś powtarza - wy nie chcecie przyjść do mnie, aby mieć życie.

I to jest druga myśl dnia... Nie ma życia bez Niego, obok Niego, poza Nim. Jest iluzja życia, jego pozory. Pełne smutku próby zagłuszenia podstawowego lęku - lęku przed śmiercią... Bo wszystko się skończy. A nie ma żadnego celu... Ostatnio znów przekonałem się jak bardzo jest on w ludziach obecny... Żegnając się z moją grupą kursową (z którą uczę się angielskiego), stwierdziłem, że jeśli śmierć nas nie rozłączy, to wrócę do nich w maju... Jakiż to wywołało popłoch! Jaka śmierć? Po co tak mówić? Nie powinno się... Lęk... Który przypadkiem wydobyłem na zewnątrz... Bez Niego nic nie cieszy, bo u kresu zawsze czeka ona... Bezlitosna, konsekwentna, cicha... Czeka i doczeka się... Tego możemy być pewni... Jutro? Za tydzień? Za pięćdziesiąt lat? Ona ma czas... A ja...

A TY?

14 komentarzy:

  1. A mnie "uderzyła" w dzisiejszym wpisie ta ciągłość o której Ojciec wspomniał, ale uderzyła mnie zanim doszedłem do Ojca wzmianki na jej temat. Uderzyła mnie po przeczytaniu o planach Ojca. Pomyślałem sobie, że Ojciec jedzie najpierw tu, następnie tam, a potem jeszcze gdzieś indziej. A gdyby tak zamiast "rozmieniać się na drobne" ten sam czas który Ojciec poświęca na głoszenie w różnych miejscach poświęcił Ojciec na stworzenie czegoś trwałego, czegoś co zamiast do kilkudziesięciu czy kilkuset osób dotarło by do wielu tysięcy osób np. stworzenie jakiegoś portalu internetowego, albo zaangażowanie się w działalność już jakiegoś istniejącego portalu, lub jakiegoś radia, telewizji czy gazety katolickiej. Chodzi o to aby zaangażowanie Ojca było systematyczne, aby dokładać cegiełkę do cegiełki i w konsekwencji wybudować coś dużego. Ja bardzo przepraszam że Ojcu sugeruję co Ojciec mógłby robić nie chciałbym aby się Ojciec poczuł moimi sugestiami jakoś urażony, ale mam takie wrażenie, a miałem kontakt bezpośredni z Ojcem nie raz, że Ojciec ma szanse na stworzenie czegoś co mogło by przynieść wielkie owoce, ale pod jednym warunkiem że będzie to budowane systematycznie i będzie to jedna "budowla", trwała, mocna, dobrze osadzona, osadzona na odpowiednich fundamentach, Taka która będzie nazwijmy to wielkim spichlerzem, z którego to każdy kto będzie głodny, będzie mógł skorzystać. A nie taka która, jak to jest dzisiaj, jest "obwoźną jadłodajną", owszem bardzo smaczną i zaspokajającą głód, ale tylko nielicznych. Ojciec może powiedzieć przecież stworzyłem swój blog, systematycznie na nim piszę, tak jest to systematyczne, ale nie dla każdego jest ta forma ewangelizacji, jest to bardziej forum dla przyjaciół Ojca, ludzi którzy Ojca lubią, a tu chodzi o to aby ta budowla była bardziej neutralna, w której centrum nie będzie Michał Nowak.

    OdpowiedzUsuń
  2. witam, no ja tutaj się nie zgodzę,
    właśnie przecież o. Michał bardzo systematycznie pisze na blogu, i systematycznie jeździ tam, gdzie ktoś Go zaprasza. Innymi słowy - jest tam gdzie ktoś chce słuchać.. Przecież jakiś czas temu pisał o tym, że po miesiącach dopiero wydawca przypomniał sobie o jego propozycji zamieszczania tekstów.. więc wykazał inicjatywę, ale nie było odzewu...
    nie jestem pewien tego, może próbował więcej razy, o tym jednym przypadku słyszałem...
    Nie rozumiem, co to znaczy "bardziej neutralna" - ani jeden raz nie widziałem wpisu, w którym o. Michał stawiał by siebie na pierwszym miejscu ... Natomiast jeśli pisze o swoich spostrzeżeniach czy odczuciach to tylko chwałą Mu za to, że potrafi i chce podzielić się swym wnętrzem..

    OdpowiedzUsuń
  3. :) ja również nie zgodzę się z wypowiedzią Anonimowego, choć wtrącać się nie powinnam, gdyż nie jest ona adresowana do mnie, ale że troszkę przekorna jestem...
    Jako że o ewangelizacji można by pisać i pisać to raczej nie podejmę się tego tematu (przynajmniej na razie). I czy głoszenie Słowa jest "rozmienianiem się na drobne"? Polemizowałabym. Czy blog ten jest forum dla przyjaciół Ojca? Powiedziałabym: nie, ponieważ każdy może tu wejść, poczytać, skomentować... Nigdy Ojca na oczy nie widziałam (nie licząc zdjęć zamieszczanych na blogu), nigdy nie słyszałam a bloga odwiedzam od kilku lat... Może po prostu wystarczy dobrze szukać. Wszak to kropla drąży skałę...

    Przepraszam jeśli weszłam w kompetencje Ojca, ale ja już tak mam, że po prostu bronię "atakowanych" :)

    A i jeszcze jedno :) też nie zauważyłam aby w centrum stał tu założyciel blogu (-a?). Raczej pozwala wykorzystywać się jako narzędzie, ale oczywiście to jest tylko moje prywatne zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsza w ogóle i do tego od razu ciekawa wymiana zdań na tym blogu :) Bardzo Wam dziękuję... Zwłaszcza moim protektorom, defensorom, promotorom... Dobrze, że jesteście :)

    OdpowiedzUsuń
  5. WOGULE MNIE NIE ZROZUMIELIŚCIE OBROŃCY OJCA MICHAŁA!!!!!!!!!!!!
    Ja Ojca miałem okazję niejednokrotnie słuchać osobiście, miałem okazję z nim także rozmawiać i "powiem" Wam, że nie spotkałem nigdy w życiu kapłana który miałby tak ogromny potencjał jak Ojciec Michał. Ja po prostu to wiem, że Pan zaprasza Ojca do stworzenia czegoś na miarę jego potencjału i wiem że to wszystko co Ojciec Michał robi to jest nic w porównaniu z tym co mógłby robić. Chodzi mi bowiem o inne przyłożenie sił. Ja chociaż jestem osobą świecką sporo w życiu widziałem, mam tu na myśli sprawy Kościoła tego co się w nim dzieje, o wielu sprawach nie mogę tu pisać. Mogę wam jedynie napisać że ja i ojciec Michał obracamy się w podobnych kręgach katolickich/kościelnych i chodzi o to że wiele spraw z którymi z Ojcem Michałem się zetknęliśmy można by zorganizować jeszcze lepiej niż są dotychczas zorganizowane. Gdybym miał Ojcu Michałowi tłumaczyć o co mi chodzi to szybko by on zrozumiał, niestety nie mogę tego tłumaczyć publicznie. Mogę tylko Wam powiedzieć, że te słowa były skierowane do Ojca, dla jeszcze większego zachęcenia go do stworzenia czegoś trwałego (o czym kiedyś pisał). A to czy to będzie posługa w radio, czy założenie ośrodka rekolekcyjnego to nie moja sprawa. To jest sprawa między Ojcem Michałem, a Bogiem. Ja tylko próbuję znowu podnieść temat poruszany kiedyś przez ojca. Ale abyście wszyscy obrońcy ojca i drogi Ojcze zrozumieli o co mi chodzi posłużę się tu przykładem. Jak Ojciec głosi rekolekcje to dla ilu osób? Głosi Ojciec raz dla 5, innym razem dla 50, a jeszcze innym dla 500. A gdyby Ojciec posługiwał w radio to mógłby Ojciec głosić je dla kilku milionów. I w takim kontekście pisałem o ciągłości i stworzeniu czegoś trwałego. Przy takiej posłudze w radio może Ojciec w stały systematyczny sposób przekazywać pewne treści, dokładając cegiełkę do cegiełki i wybudować dzięki temu coś trwałego, może nawet coś wielkiego. Ci sami ludzie są bowiem w systematyczny sposób prowadzeni. A tak jak to jest dzisiaj, to ludzie raz w życiu z Ojcem się spotkają, po czym przydało by się aby ziarno zasiane przez Ojca zostało dalej przez niego podlewane, ale niestety nic z tego bo Ojciec jedzie do następnej parafii, do następnej grupy rekolektantów i w dodatku jak jest u jednych to nie jest u drugich. a tak posługując np. w radio jest u wszystkich i to systematycznie.
    Niestety nie mam czasu dalej pisać, do innych spraw poruszonych przez "obrońców Ojca" zamierzam się odnieść innym razem.
    I mam prośbę do Ojca i obrońców, jak możecie to "obrońcie" mnie modlitwą w sobotę i niedzielę. Po prostu pomódlcie się za mnie, w tych dniach, mam bowiem wiele ważnych spraw do załatwienia i trudno mi je wszystkie udźwignąć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Być może nie zrozumieliśmy, ale to właśnie dzięki temu pojawia się szansa na wytłumaczenie :)
    Oczywiście nie neguję potencjału ojca, ani tego że może być wezwany do czegoś więcej... chciałam się upewnić też, że to "nic" o którym Pan wspomina użyte zostało w znaczeniu przenośnym...
    jednak chyba nadal będę się "czepiać", bo nie umniejszałabym znaczenia rekolekcji głoszonych nawet dla 5 osób, bo wielkości czy trwałości nie mierzyłabym od razu rozmachem. Trwałość bardziej wymaga solidnych fundamentów a w zasadzie to Jednego. Nie znam się też na głoszeniu, ale wydaje mi się, że chcąc być ze wszystkimi można nie być z nikim (pojawia się zagrożenie, że zamiast dostrzegać człowieka można widzieć jedynie masę). Pojawia się też coś takiego jak skuteczność: czy mając przed sobą konkretnego odbiorcę przepowiadanie jest mniej skuteczne niż w przypadku gdy mówi się do nieokreślonego słuchacza? Raczej nie. I można by tak dalej rozpatrywać różne kwestie, tylko po co...

    pozdrawiam i w modlitwie będę pamiętać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początku pragnę Pani podziękować za modlitwę.
    Oczywiście że wielokrotnie potrzebny jest bezpośredni kontakt rekolekcjonisty z rekolektantami, ale nie zawsze. I mnie właśnie chodzi o to "nie zawsze". Posłużę się tu przykładem z własnego życia: Kupiłem kiedyś płytę z nagranymi na niej rekolekcjami które odbyły się w mieście oddalonym o kilkaset kilometrów od miejsca w którym mieszkam. Konferencje głoszone przez rekolekcjonistów zawarte na tej płycie były dla mnie bardzo ważne. Gdyby ktoś nie nagrał tych rekolekcji, a później nie wyprodukował płyty z nimi, to być może nigdy pewne informacje do mnie by nie dotarły. Nie da się przecież dotrzeć w sposób bezpośredni do wszystkich osób. Dla mnie najlepiej by było gdybym te rekolekcje mógł usłyszeć w radio albo w internecie, nie musiał bym wtedy płacić za płytę.
    Fundamentem solidnym jest kiedy wszyscy wierzący są w solidny sposób "zewangelizowani", a nie tylko niektórzy.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadzam się, że nie zawsze bezpośredni kontakt jest konieczny, ale będę upierać się przy tym, że należy mu mimo wszystko oddać należne miejsce i nie przewartościowywać rzeczywistości wirtualnej. Nie neguję również takiego rodzaju działalności.Chodzi mi bardziej o zachowanie odpowiednich proporcji.
    Solidnie zewangelizowani wierzący? Może to dobry pomysł, tylko jak to zrobić... bo w tym momencie dotykamy kolejnej sprawy czyli ewangelizowania i wszystkich aspektów z nim związanych

    OdpowiedzUsuń
  9. To zachowajmy odpowiednie proporcje, ale odpowiednie, a nie że jeden sposób jest mocno zaniedbany.
    ...jak to zrobić... - nie zamierzałem tu podejmować dyskusji na ten temat, ale skoro temat Pani wywołała to odpowiadam: Należy robić to co firmy robią aby klienci kupowali ich produkty. Należy stworzyć w Kościele strukturę podobną do tych struktur według jakich one funkcjonują. Firmy maja przecież poszczególne działy: dział zarządzania strategicznego, dział marketingu, dział logistyki, dział kontaktu z klientami, dział zarządzania personelem. W dodatku firmy mają oddziały krajowe, regionalne.
    Przekładając to na Kościół: Najpierw trzeba powołać komórkę która by opracowywała strategie ewangelizacji czyli planowała jakie treści, należy dostarczyć ludziom, w jaki sposób to zrobić, kiedy itp. itd. ... Niestety muszę tutaj zakończyć ponieważ nie mam teraz czasu rozwijać dalej temat.

    OdpowiedzUsuń
  10. ponieważ we współczesnym świecie sprzedaż bezpośrednia będąca u początków Kościoła i marketing szeptany stają się niewystarczające...

    a wracając jeszcze do sposobów i proporcji to odpowiednie czyli jakie? Według mnie pierwszeństwo przynależy jednak do osobowego przekazu czyli od osoby do osoby. To co się dzieje za pomocą mediów czy też w przestrzeni wirtualnej, owszem może pomagać, ale nie może zastępować tego osobowego. To bodajże ks. bp. Ryś nazwał Internet "przedsionkiem ewangelizacji" i coś w tym rzeczywiście jest, byle tylko z tego przedsionka przejść dalej. Jeśli pojawia się szansa to jak najbardziej należy ją wykorzystać, ale też nie nadużywać.

    Poza tym wydaje mi się, że w zasadzie chodzi nam o to samo, tylko próbujemy dotrzeć tam troszkę innymi drogami, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Chodzi nam o to samo. Ale różnimy się tym "troszkę". Bowiem to "troszkę" tworzy między naszymi drogami kolosalną różnice
    Jeśli chodzi o to że we współczesnym świecie... stają się niewystarczające - to one nigdy nie były wystarczające, tylko że dzisiaj jest mozliwość wykorzystywać w większym zakresie zdobycze dzisiejszej techniki i nie tylko techniki.
    Wątek proporcji - nie bardzo Panią rozumiem - czy chodzi Pani o to żebym podał że 67% tego, a 33% tamtego. Mnie chodzi o to aby każdy wierzący miał dostęp do tego co potrzebuje, w sposób jaki potrzebuje.
    W czwartej linijce napisała Pani" Według mnie..." Mnie właśnie chodzi o to aby osoby które są odpowiedzialne za ewangelizację nie ewangelizowały według siebie czyli "Według mnie..." Ale ewangelizowały "według ludzi" do których tę ewangelizację kierują albo powinni kierować".
    Pisze Pani także o nienadużywaniu szansy - Mam pytanie czy można mówić o nadużywaniu jeśli w Polsce jest "prawie" 40 mln ludzi, a w świecie około 7 miliardów. Czy jest wobec tego możliwy przekaz od osoby do osoby, taki przekaz jaki powinien być. Podsumowując: Nie należy komplikować i utrudniać tego co jest proste i nie wymaga komplikacji.

    OdpowiedzUsuń
  12. W żadnym wypadku nie chodzi mi o przeliczanie na procenty...
    według mnie, czyli że z moich obserwacji i doświadczeń wynika to o czym piszę. Oczywiście nie chodzi o to, żeby ewangelizować według siebie a w dziele, zadaniu czy powołaniu tym naśladować pierwszego i największego głosiciela Ewangelii jakim jest Jezus Chrystus.
    pozdrawiam :)
    Jeśli zaś chodzi o kwestię nadużywania to bardziej chodziło mi o to, żeby np. nie zamykać się tylko i wyłącznie ciągle na jednej i tej samej metodzie działania (zarówno jeśli chodzi o świat realny jak i wirtualny) ale może też próbować poszukiwać czegoś innego co również będzie skuteczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm nie wiem jak to zrobiłam ale "pozdrawiam :)" miało być na końcu

      Usuń
  13. http://www.ojciecmajk.blogspot.com/2014/01/logika-daru.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń