zdj:flickr/ra1000/Lic CC
Mili Moi...
Próbuje zlokalizować w pamięci święta, które mógłbym porównać do tegorocznych. I chyba tylko jedne... W 1997 roku, tuż po śmierci mojej mamy, postanowiłem spędzić święta w towarzystwie mojego przyjaciela Andrzeja w Koszalinie. Pamiętam jak dziś - stałem w takiej firankowej komeżce gdzieś pod ścianą i nikt niczego ode mnie nie chciał. To było bardzo oczyszczające, bo w swojej parafii zwykle byłem odpowiedzialny za wiele rzeczy. Ale ówczesne przeżycia są we mnie do dziś... A w tym roku prezent od Opatrzności. Siostry o mnie dbają. Mogę się wyspać. A dziś wymodliłem się za wszystkie czasy... Przedłużone rozmyślanie, Droga Krzyżowa, adoracja... A po obiedzie tour po Krakowie... Gorąco, zielono, kwieciście...
A wieczorem liturgia. Znów u braci. Jakoś czułbym sie pewnie nieswojo w innym kościele. I znów jestem pod wrażeniem. Przede wszystkim muzyka... Jak ona pomaga się modlić... A u nas na najwyższym poziomie. Brawurowo wręcz zaśpiewana Pasja, na melodię, której nigdy dotąd nie słyszałem. Ale przy tym dostojnie i z namaszczeniem. Kazanie prawdziwy "zaklinacz węży" :) Wiecie, że kazania chwalę rzadko, a dziś siedziałem z otwartą buzią w napięciu od początku do końca. Chylę czoła przed kaznodzieją... No i gest po liturgii, który mną prawdziwie wstrząsnął. Gwardian powiedział z pokorą - a teraz zapraszam braci do konfesjonałów... A oni, bez wyznaczania i listy, rozeszli się po bazylice i żaden konfesjonał nie był pusty... Dwie godziny solidnej posługi... I choć siostry planowały jutro pójść gdzie indziej, bo u nas nie ma procesji rezurekcyjnej na zakończenie wieczornej liturgii, to dziś im się tak spodobało, że jutro prawdopodobnie też u franciszkanów... :)
Z całej Pasji, którą dziś miałem okazję sobie powoli samodzielnie przeczytać, za czym tęskniłem od wielu lat, a co mi się nigdy w poprzednich latach nie udawało z racji na różne zobowiązania, zatrzymały mnie trzy momenty. Takie chwile, w których widać bardzo wyraźnie, że to Jezus panuje nad sytuacją i to On wie, ku czemu to wszystko zmierza...
Po pierwsze żołnierze, którzy padają na ziemię po Jego ujawnieniu się... Ja Jestem... Potęga tego Imienia ścina ich z nóg. To On decyduje, że się podnoszą. To On im na to pozwala. Wyraźny znak Jego Bóstwa i tego, że gdyby chciał, mógłby tchnieniem swoich ust zmieść ich wszystkich z powierzchni ziemi. Ale w Nim nie ma agresji, złości, gniewu i nienawiści. To wszystko jest w nich, ale nie w Nim.
Po wtóre ta chwila, kiedy sługa arcykapłana policzkuje Go za niewłaściwą jego zdaniem odpowiedź. Jezus reaguje z taką godnością, że owemu człowiekowi odbiera mowę... Nie wypowiada już żadnego słowa, nie prowadzi tej dyskusji dalej. Obrońca urzędu, lizus, sługa w najgorszym tego słowa znaczeniu...
I wreszcie trzecia chwila, kiedy patrząc na Piłata Pan powiada - nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci jej nie dano z góry... Wszystko jest przewidziane Piłacie, wszystko musi się stać. Jesteś za słaby, żeby tę machinę nienawiści zatrzymać. Żydzi wodzą cię za nos, a ty nie wiesz jak to zmienić... Ale i tu nie ma w Jezusie żadnej pogardy, szyderstwa, złośliwości... Za to wśród tłumu... Posuwają się nawet do bluźnierstwa tej rangi, że poza Cezarem nie mają króla... Szaleństwo...
I Króla wznoszą się znamiona... Tajemnica krzyża błyska... Oto Bóg królował z drzewa... Nie rozpoznali... Nie rozpoznają... Zaprzeczają do dziś... Tak wielu... Wciąż tak wielu...
Król, który wie, czego chce, ku czemu zmierza... To pozwoliło mnie samemu znaleźć dziś siły do przejścia tą Drogą Krzyżową razem z Nim. I choć kocham to nabożeństwo, często je praktykując, to dawno mną tak nie wstrząsnęło, jak dziś... Bo odkryłem w sobie wszystko to, co było... w nich... I ten chłód gwoździ... W moich dłoniach... Aż do tej chwili...
A mój Bóg patrząc na mnie wciąż szepcze jedno słowo - pragnę...
P R A G N Ę...
P R A G N Ę...
P R A G N Ę...
Próbuje zlokalizować w pamięci święta, które mógłbym porównać do tegorocznych. I chyba tylko jedne... W 1997 roku, tuż po śmierci mojej mamy, postanowiłem spędzić święta w towarzystwie mojego przyjaciela Andrzeja w Koszalinie. Pamiętam jak dziś - stałem w takiej firankowej komeżce gdzieś pod ścianą i nikt niczego ode mnie nie chciał. To było bardzo oczyszczające, bo w swojej parafii zwykle byłem odpowiedzialny za wiele rzeczy. Ale ówczesne przeżycia są we mnie do dziś... A w tym roku prezent od Opatrzności. Siostry o mnie dbają. Mogę się wyspać. A dziś wymodliłem się za wszystkie czasy... Przedłużone rozmyślanie, Droga Krzyżowa, adoracja... A po obiedzie tour po Krakowie... Gorąco, zielono, kwieciście...
A wieczorem liturgia. Znów u braci. Jakoś czułbym sie pewnie nieswojo w innym kościele. I znów jestem pod wrażeniem. Przede wszystkim muzyka... Jak ona pomaga się modlić... A u nas na najwyższym poziomie. Brawurowo wręcz zaśpiewana Pasja, na melodię, której nigdy dotąd nie słyszałem. Ale przy tym dostojnie i z namaszczeniem. Kazanie prawdziwy "zaklinacz węży" :) Wiecie, że kazania chwalę rzadko, a dziś siedziałem z otwartą buzią w napięciu od początku do końca. Chylę czoła przed kaznodzieją... No i gest po liturgii, który mną prawdziwie wstrząsnął. Gwardian powiedział z pokorą - a teraz zapraszam braci do konfesjonałów... A oni, bez wyznaczania i listy, rozeszli się po bazylice i żaden konfesjonał nie był pusty... Dwie godziny solidnej posługi... I choć siostry planowały jutro pójść gdzie indziej, bo u nas nie ma procesji rezurekcyjnej na zakończenie wieczornej liturgii, to dziś im się tak spodobało, że jutro prawdopodobnie też u franciszkanów... :)
Z całej Pasji, którą dziś miałem okazję sobie powoli samodzielnie przeczytać, za czym tęskniłem od wielu lat, a co mi się nigdy w poprzednich latach nie udawało z racji na różne zobowiązania, zatrzymały mnie trzy momenty. Takie chwile, w których widać bardzo wyraźnie, że to Jezus panuje nad sytuacją i to On wie, ku czemu to wszystko zmierza...
Po pierwsze żołnierze, którzy padają na ziemię po Jego ujawnieniu się... Ja Jestem... Potęga tego Imienia ścina ich z nóg. To On decyduje, że się podnoszą. To On im na to pozwala. Wyraźny znak Jego Bóstwa i tego, że gdyby chciał, mógłby tchnieniem swoich ust zmieść ich wszystkich z powierzchni ziemi. Ale w Nim nie ma agresji, złości, gniewu i nienawiści. To wszystko jest w nich, ale nie w Nim.
Po wtóre ta chwila, kiedy sługa arcykapłana policzkuje Go za niewłaściwą jego zdaniem odpowiedź. Jezus reaguje z taką godnością, że owemu człowiekowi odbiera mowę... Nie wypowiada już żadnego słowa, nie prowadzi tej dyskusji dalej. Obrońca urzędu, lizus, sługa w najgorszym tego słowa znaczeniu...
I wreszcie trzecia chwila, kiedy patrząc na Piłata Pan powiada - nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci jej nie dano z góry... Wszystko jest przewidziane Piłacie, wszystko musi się stać. Jesteś za słaby, żeby tę machinę nienawiści zatrzymać. Żydzi wodzą cię za nos, a ty nie wiesz jak to zmienić... Ale i tu nie ma w Jezusie żadnej pogardy, szyderstwa, złośliwości... Za to wśród tłumu... Posuwają się nawet do bluźnierstwa tej rangi, że poza Cezarem nie mają króla... Szaleństwo...
I Króla wznoszą się znamiona... Tajemnica krzyża błyska... Oto Bóg królował z drzewa... Nie rozpoznali... Nie rozpoznają... Zaprzeczają do dziś... Tak wielu... Wciąż tak wielu...
Król, który wie, czego chce, ku czemu zmierza... To pozwoliło mnie samemu znaleźć dziś siły do przejścia tą Drogą Krzyżową razem z Nim. I choć kocham to nabożeństwo, często je praktykując, to dawno mną tak nie wstrząsnęło, jak dziś... Bo odkryłem w sobie wszystko to, co było... w nich... I ten chłód gwoździ... W moich dłoniach... Aż do tej chwili...
A mój Bóg patrząc na mnie wciąż szepcze jedno słowo - pragnę...
P R A G N Ę...
P R A G N Ę...
P R A G N Ę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz