(Łk 1,57-66)
Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i
krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się
z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię
ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma
otrzymać imię Jan”. Odrzekli jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił
to imię”. Pytali się więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On
zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili. A
natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał, i mówił wielbiąc
Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei
rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli,
brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka
Pańska była z nim.
Mili Moi…
I znów dłuższa przerwa…
Przepraszam… Minęły rekolekcje w Legnicy. Piękne doświadczenie. Przede wszystkim
byłem zbudowany atmosferą na plebanii. Bardzo dużo parafii odwiedzam w swoich
rekolekcyjnych podróżach i wiem, że to wcale nie łatwe stworzyć miejsce, w
którym na plebanii wszyscy czują się dobrze, jak w domu. W Legnicy tak właśnie
jest. Poza tym, urzekł mnie stosunek młodszych księży do seniorów, którzy
regularnie przyjeżdżają pomagać w duszpasterstwie. Szacunek i wielka
życzliwość, czyli tak, jak powinno być. Odwiedziliśmy nawet dom księdza emeryta
spędzając miłe chwile w gronie spracowanych, a często na starość schorowanych
kapłanów.
Niestety jedna rzecz w
czasie tych rekolekcji nie była fajna… Lodowaty kościół. Nie byłem chyba
najlepiej na taki wariant przygotowany, co zaowocowało w minionych dniach. Gorączka,
osłabienie i raczej bliższy kontakt z łazienkowym „wielkim uchem”. Święta więc
pewnie będą siłą rzeczy bardziej wypoczynkowe.
Może to i dobrze, bo tuż
po nich głoszę dwudniowe skupienie siostrom franciszkankom w Warszawie, w
sobotę wieczorem udaję się do Wrocławia, gdzie mam w niedzielę kazania
Świętorodzinne, a w poniedziałek i wtorek nagrywam w Niepokalanowie. No więc
znów poszalejemy wraz z PKP. Może w sylwestrowe popołudnie będą jakieś
dodatkowe atrakcje dla pasażerów. Siedzę więc o próbuje obmyślać zadane mi
treści… Taki na przykład temacik – „Aniołowie – wysłannicy Boga, narzędziami w
utrwalaniu wiary”. Nie pytajcie co powiem, bo na dziś jeszcze nie wiem…
Za to dziś rozważam od
rana konsekwencję i zdecydowanie rodziców Jana. Skoro anioł powiedział, że ma mieć
na imię Jan, to choćby wszystkim wydawało się to dziwne, niewłaściwe, to oni
tak właśnie swoje dziecko zamierzają nazwać. Piękny obraz na czasy, w których tak
bardzo potrzeba radykalizmu i zdecydowanych postaw, ale nie przeciwko komuś,
jeno dla podkreślenia swoich przekonań i poglądów. Fakt ich posiadania nie
obraża innych. Ba, żeby szanować poglądy cudze, trzeba mieć z pewnością
najpierw własne. A ich jasne wyrażanie, zwłaszcza jeśli dotyczą kwestii
najważniejszych wydaje się być dziś naprawdę ważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz