Photo by Lauren Kay on Unsplash
(Łk 6, 12-19)
W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na
modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród
nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem;
i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i
Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna
Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i
zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo
ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni,
aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których
dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć,
ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.
Mili Moi…
Pracowity weekend za mną.
Po pierwsze – kolejne spotkanie formacyjne, bo chyba tak trzeba je nazywać, u
sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Poznaniu, przeznaczone dla dziewcząt 15+. Odbywają
się one cyklicznie i wiele z nich mam możliwość prowadzić, co jest dla mnie sporą
radością, ponieważ widzę bardzo konkretny rozwój, zwłaszcza u tych, kore przyjeżdżają
regularnie. One nas wszystkich niejednokrotnie zaskakują, kiedy dzielą się na
końcu swoimi przeżyciami. Tym razem było podobnie. Siostry obawiały się, czy
niektóre treści nie były dla nich zbyt trudne, gdy tymczasem właśnie te najtrudniejsze
okazały się dla większości największymi odkryciami. Przy takich, cyklicznych
spotkaniach, wytwarza się również swoista więź zaufania. Widzę to zwłaszcza po
spowiedziach. Dawniej zdawkowe i jak najkrótsze, dziś często przeradzają się w długie
rozmowy dotyczące bolesnych dziedzin życia i połączone bywają z prośbami o radę.
Dużo mam z tego radości…
Zakończyliśmy w niedzielę
o 14, a pod klasztorem czekał już na mnie Tomek, żeby zabrać mnie na kolejne
spotkanie porekolekcyjne w ramach Spotkań Małżeńskich, które miałem okazję
również wczoraj współprowadzić. To też duża przyjemność. Przybyło szesnaście par –
to bardzo dużo. Eucharystia, temat o potrzebie uznania, dialog małżeński,
dzielenie i spowiedź tych, którzy chcą z niej skorzystać sprawiły, że kończyłem
wczorajszy dzień z uśmiechem na twarzy, ale również mocno zmęczony.
W tym tygodniu sporo
spowiedzi no i plan na stworzenie rekolekcji weekendowych o potrzebach, który prowadzę
w listopadzie. Generalnie w kalendarz boję się zaglądać. Ale dziś dopisałem
sobie jeszcze jedną rzecz, która wydaje się być prezentem od Matki Bożej. Zostałem
zaproszony jako opiekun duchowy na pielgrzymkę do Medjugorie. Wyjazd w maju, perfekcyjnie
krótki, pięciodniowy. Więc jeśli moi przełożeni wyrażą zgodę, to może uda mi się
wybrać.
Dziś myślę nad Słowem o
naszych zadaniach w Kościele. Są „małe i większe”, ale chyba nie „ważne i nie
ważne”. Apostołowie podjęli wielkie dzieło zainicjowania tej wspólnoty, która jest
również naszą wspólnotą zbawienia. Wyruszyli w ówcześnie znany świat i „zniknęli
z radarów”. Nie mamy o nich zbyt wielu informacji. Ewangelia o większości z
nich milczy. A jednak cudowne owoce ich wysiłku trwają do dziś. W oczach sobie
współczesnych być może byli szaleni. Inni pewnie sądzili, że marnują sobie
życie. Jeszcze inni bagatelizowali ich wysiłek. A ich działanie było ważne – w oczach
Bożych. I to On nadał mu rangę. I to On potrząsnął tym światem. I to On dotarł
z nimi wszędzie – na ówczesne krańce świata. Jeśli więc wydaje ci się, że Twoje
działania nie mają większego sensu, bo są przecież „małe”, to pamiętaj, że ich
wielkość może być zupełnie inaczej postrzegana przez Tego, który Ci je
powierzył… A „małych” Bóg potrzebuje tak samo jak „wielkich”…
Dziękuję za wpis o "małych" działaniach.
OdpowiedzUsuń