Photo by camilo jimenez on Unsplash
(Łk 12, 35-38)
Jezus powiedział do swoich uczniów: "Niech będą przepasane biodra wasze i
zapalone pochodnie. A wy podobni do ludzi oczekujących powrotu swego pana z
uczty weselnej, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi
owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę powiadam
wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał.
Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak
zastanie".
Mili Moi…
Dziś wróciłem ze szpitala.
Dużo by gadać o procedurach przyjęcia… ale nie chcę narzekać. Generalnie źle
znoszę takie przygody. Podkreślam, że gdyby ktoś chciał mnie złamać psychicznie,
to wystarczy zamknąć mnie na dwa tygodnie w szpitalu…
Ale wczoraj doświadczyłem
z całą mocą łaski kapłaństwa i tym raczej chcę się podzielić. Wieczorem
poruszenie na oddziale. Zatrzymał się pan M. Akcja reanimacyjna więc i ja
udałem się z duchową reanimacją. Życzliwe pielęgniarki i starsza pani doktor
nie widziały problemu w tym, że rozgrzeszyłem pana M i udzieliłem mu odpustu na
godzinę śmierci. O dziwo, wyprowadzono go z tego stanu, choć bez szczególnej
nadziei, że przeżyje noc…
Ale nieco później, kiedy
sytuacja się uspokoiła, przyszły do mnie wspomniane pielęgniarki i mówią – a może
by się ksiądz pomodlił nad panią J. Umiera od czterech dni i nie może umrzeć.
Stanęliśmy wszyscy wokół łóżka tej konającej kobiety. Wypowiedziałem słowa
rozgrzeszenia, udzieliłem odpustu na godzinę śmierci i DOKŁADNIE W CHWILI KIEDY
ZAKOŃCZYŁEM pani J oddała ducha Boga. Patrzę, a pielęgniarki płaczą… Byliśmy
świadkiem niezwykłego misterium. Pomyślałem sobie – czy trzeba lepszej
katechezy? Te modlące się ze mną kobiety zobaczyły czego naprawdę potrzeba
człowiekowi w ostatniej godzinie. Pani J wyraźnie czekała na to ziemskie
pożegnanie. Pielęgniarki złożyły mi propozycję – czy nie chciałby ksiądz zostać
w szpitalu i z nami dyżurować??? Nie chciałem…
Co ciekawe, leżałem na sali
w towarzystwie Świadka Jehowy. J, młody chłopak, który po owej akcji próbował
mi tłumaczyć, że zmarli idą do Szeolu i nic o niczym nie wiedzą… Patrzyłem na
niego z miłością i życzliwością. I pomyślałem sobie – gdybyś tam był… Gdybyś
zobaczył… Ale każdego dnia starałem się wyrabiać dziesięć tysięcy kroków
krótkim korytarzem szpitalnym, a wszystkie odmówione różańce ofiarowałem za jego
nawrócenie.
Dziś jestem w domu. W
szpitalu powiedziano mi, że mam nową towarzyszkę, z którą do kresu mych dni
muszę żyć. Zalecono dietę i ruch – czyli w zasadzie nic nowego. I nie to,
żebym się nie przejmował, owszem, choć przewiduję, że łatwo nie będzie…
Kiedy zaś przeczytałem
dzisiejszą Ewangelię, to pomyślałem sobie, że Pan Bóg czasem tak nieoczekiwanie
puka do drzwi i mówi – masz zadanie, tu i teraz, na oddziale wewnętrznym, wśród
krzyczących i jęczących nocami seniorów. Bądź moim posłańcem. Rozsiewaj łaskę.
Bogu Najwyższemu chwała i dziękczynienie za dar kapłaństwa – mojego i księdza
kapelana, który przynosił mi codziennie Pana Jezusa, a potem przynosił kaweczkę
i gawędził. Bóg jest dobry…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz