Photo by Anaya Katlego on Unsplash
(Łk 24,1-12)
W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc
przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie
znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed
nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku
ziemi, lecz tamci rzekli do nich: "Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych?
Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc
jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i
ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie". Wtedy przypomniały
sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i
wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba;
i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą
gadaniną i nie dali im wiary. Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu;
schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu,
co się stało.
Mili Moi…
Triduum Paschalne… Centrum
roku liturgicznego… A ja przypominam sobie jak się je celebruje w Polsce.
Minione lata to czas, w którym miałem świadomość pełnej odpowiedzialności –
było tak, jak ja przygotowałem. Pomoc w przygotowaniu liturgii była bardzo
ograniczona, co było niesłychanie obciążające. Tu przypomniałem sobie wartość
wspólnoty. Wielu braci, wiele funkcji, podzielona odpowiedzialność. A dzięki
pasjonatom świeckim wszystko przygotowane na najwyższym poziomie.
Bardzo spokojnie przeżywam
ten czas… Dzielę go między dyżury w konfesjonale, święcenie pokarmów na stół
wielkanocny, osobistą adorację i modlitwę oraz tworzenie nauk rekolekcyjnych.
Bardzo konsekwentnie realizuje plan wykreowania przynajmniej jednej dziennie. I
jak na razie trzymam się tego. Dziś powstała więc piąta… Z piętnastu… A to nie
jedyne zadanie kaznodziejskie… Następny weekend to spotkanie powołaniowe u
sióstr franciszkanek z tematem miłosierdzia, a wcześniej, we wtorek, pierwsze
kazanie nowennowe dziewięciu wtorków przed uroczystością świętego Antoniego. To
znaczy pierwsze moje, bo chronologicznie będzie to już drugi wtorek (w miniony trwały
u nas rekolekcje wielkopostne). W tym roku bracia zlecili mi tę misję
kaznodziejska, co pewnie przyczyni się do zawarcia bliższej przyjaźni z
Cudotwórcą z Padwy.
A dziś jakoś szczególnie
uderza mnie zwrot „czcza gadanina”. Myślę sobie jak wielu wokół mnie ludzi, dla
których Ewangelia nie jest niczym więcej… Wczoraj, tuż przed celebracją
Liturgii Męki Pańskiej, przez otwarte okna dobiegały mnie radosne dźwięki
świętującego świata (przypomnę, że nasz klasztor jest przy samym poznańskim Rynku).
Co świętował? Bynajmniej nie mękę Pana… Mam w sobie w związku z tym sporo żalu…
Ale nie do tych rozbawionych ludzie, nie. Właściwie trudno mi go konkretnie zaadresować.
Może do siebie samego… Może do ludzi Kościoła… Może…
Nie ma sensu obwiniać,
oskarżać, dociekać… Prawdą jest, że całe rzesze wczoraj, w ciepły wieczór
Wielkiego Piątku balowały na zewnątrz, nic nie robiąc sobie z cierpiącego Jezusa.
Czy można spocząć? Czy można zająć się sobą, swoim życiem, swoimi sprawami,
kiedy tylu ludzi nie zna Chrystusa? Bo przecież to wszystko z nieznajomości… Cóż
z tego, że nazywają się katolikami? Cóż z tego, że większość dziś pobiegła z
koszykiem do kościoła? Cóż z tego, że może niektórzy odwiedzili dziś wiele
świątyń oglądając z zainteresowaniem Groby Pańskie?
Dziś, na chwilę przed
celebracją Jego cudownego zmartwychwstania, przepraszam Jezusa za swoja bezradność,
opieszałość, zmarnowane przeze mnie szanse na ewangelizację. I błagam Go, żeby
objawił się światu… Jeśli my, ludzie Kościoła nie potrafimy, to niech kamienie
zawołają o Jego miłości… Niech rozlegnie się głośne świadectwo pustego grobu.
Niech świat zrozumie i powróci do Pana…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz