zdj:flickr/Brad Stabler/Lic CC
Mili Moi...
Nie ukrywam, że rozkoszuję się swoim własnym mieszkankiem. Wreszcie mam okazję spędzić w nim nieco więcej czasu, poczytać, wypić zieloną herbatkę. Czasem potrzeba tak niewiele do szczęścia. Ale tak to już jest z nadaktywnością - chętnie korzysta z chwil odpoczynku. Jestem więc niewzruszony na wszelkie wyjazdowe propozycje związane z tym weekendem, a kilka ich już było. Nie ukrywam, że wiąże się to również z pracami, które "wiszą nade mną". Wczoraj na przykład spreparowałem wywiad, o który prosił Pan Leszek, mój niegdysiejszy historyk i wydawca kwartalnika "Prowincja", który ukazuje się na terenach, z których pochodzę. W sumie bardzo przyjemne doświadczenie, ale czasochłonne rzecz jasna. Więc pół dnia umknęło... A gdzie tu dzieła naukowe? Czas już na zrobienie dobrej i szczegółowej listy lektur, które należy zdobyć i przeczytać przed zabraniem się za pisanie rozprawy... Bożesztymój... Przerażające jest to dzieło na tym etapie :)
A Pan Jezus dziś... występuje przeciwko systemowi. I to mocno. Z biczem w ręku. Jeśli oprzeć się na komentarzach do tej Ewangelii o oczyszczeniu świątyni, to większość rozgonionego przez Pana Jezusa towarzystwa była jakoś spokrewniona, czy spowinowacona z Arcykapłanem. Ekipa przyjaciół i znajomków, którzy pewnie za drobną opłatą cieszyli się przywilejem niewidzialności, a świątynia znajdowała się pod ich "okupacją". Nieuczciwi bankierzy, którzy wymieniali lokalną monetę na oficjalny pieniądz świątynny. Sprzedawcy żywego inwentarza ze swoją żywą czeredą. Hałas, zgiełk, interesy...
Jak bardzo przypomina to niektóre miejsca w dzisiejszej.... Ziemi Świętej. Wejście do Bazyliki Grobu Bożego, gdyby nie dach nad głową, mogłoby zostać zupełnie niezauważone. Gwar jest dokładnie taki jak an zewnątrz, a może jeszcze większy, bo potęgowany akustyką pomieszczenia. Gdzie jest Bóg? Czy o Niego tam chodzi? Czy ktokolwiek w takim hałasie jest w stanie się z Nim spotkać? Ja nie...
Ale wracając do systemu... Przecież i tu niewiele się zmieniło. Są zwykle dwie grupy. Jacyś "nasi" i jacyś "obcy". Ci "oni" muszą się dostosować do wszelkich zarządzeń, do litery prawa, która przecież nie może zostać złagodzona, nie ma dla nikogo taryfy ulgowej. No chyba, że dla tych "naszych". Wszak są dobrodziejami, a może po prostu przyjaciółmi. Nie, nie... My nie zmieniamy prawa. Ono jest dla wszystkich jednakowe. Co innego interpretacja. Ta pozwala nam na wiele. Dlaczegóż nie mielibyśmy okazać się bardziej przychylni dla "naszych", dlaczego nie przymknąć nieco oka? Niczym Arcykapłan... Przecież korzyści sa obopólne...
Mam głębokie przekonanie, że wiele dziedzin naszego życia jest skażonych właśnie takim myśleniem. A osobowości takie jak Jezus przypominają przysłowiowy "kij włożony między szprychy". Rodzą agresję, bo demaskują nas swoją przejrzystością i uczciwością. Uderzając w układ niszczą przecież tak skwapliwie wypracowywane przez nas podziały na "my" i "oni". A komu to przeszkadza? Od zawsze tak było i na zawsze tak będzie... Układ... A Jezus się sprzeciwia. Dla Niego nie ma miejsca na układ nigdzie... Nigdzie... Ani w domu, ani w Kościele, ani w pracy, ani w szkole... Niech wasza mowa będzie "tak, tak" - "nie, nie", co nadto jest, od złego pochodzi. Od złego pochodzi...
Myślę sobie o opowieści przełożonej polskich elżbietanek z Betlejem, które prowadzą dom dziecka. Stała nie raz w kolejce z Palestyńczykami, aby przedostać się na żydowską stronę. Oni jej mówili - idź przodem, nie musisz stać, masz tu przecież szczególne prawa. Na co ona odpowiadała - chcę stać z wami, nie jestem w niczym lepsza, ani ważniejsza od was... To jest sztuka... Nie korzystać z przywilejów, bo inni z nich nie korzystają... To jest właśnie to, co jest całkowitą głupotą w oczach tego świata... Ale wielką mądrością w oczach Bożych... Wybór jak zawsze po naszej stronie... Układ, czy wolność?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz