poniedziałek, 11 listopada 2013

tęsknota za ojczyzną...


zdj;flickr/FreeCat/Lic CC
Mili Moi...
No tak jakoś nostalgicznie mi się dziś zrobiło... A było to tak... Wyszedłem do miasta... I poczułem się obco... Zupełnie obco... Poczułem, że to nie jest moje miejsce na ziemi, że wszystko jest jakieś dalekie, zimne, nieprzystępne... Z jednej strony to dobrze. Bo to jest jakiś ewangeliczny sygnał. W życiu zakonnym tak już po prostu jest i w tym również naśladujemy Jezusa - nie ma ojczyzny, nie ma swojego miejsca, nie ma gdzie głowy skłonić. Ale z drugiej strony, tak czysto po ludzku... Czasem chciałbym się gdzieś poczuć "u siebie". A jak dotąd nie znalazłem takiego miejsca i wiem, że próżno go szukać. Nie mam domu, czyli miejsca, z którego wyszedłem i do którego z radością wracam. Każde miejsce jest takim domem na chwilę. Musi nim być... Nieustannie w drodze. Wierzę, że ta droga ma cel. I tym celem jest dom Ojca. Prawdziwa OJCZYZNA. Choć i tę ziemską, codzienną, moją, polską cenię i szanuję. Wszak wszystko, co najważniejsze w moim życiu dokonało się w Polsce i odczuwam wobec tego, mojego kraju wielką wdzięczność.

Dziś w tej mojej "bezdomności" wołam wraz z Apostołami - przymnóż nam wiary. Bardzo jej potrzebuję, przede wszystkim po to, żeby spokojnie i konsekwentnie zmierzać do mojej niebieskiej ojczyzny. Nie mając ziemskich korzeni, dać się przesadzić tam, gdzie On chce, abym rósł. Niczym morwa, która potrafi dożyć sześciuset lat, ale na słowo wypowiadane z wiarą, mogłaby przenieść się gdzie indziej. Wiem, że On we mnie wierzy i codziennie Go pytam, gdzie chce, abym rósł. Jego Słowo pełne mocy może mnie osadzić wszędzie. Bo tam, gdzie jest On, tam jest mój dom. A On jest wszędzie i zawsze ten sam. Tak wiele razy w życiu mówiłem Mu, żeby mną swobodnie dysponował, złożyłem ślub posłuszeństwa, który oznacza przecież ni mniej, ni więcej, tylko wypełnianie Jego woli zawsze, do końca... Czego mogę się więc spodziewać? Wszystkiego :)

Mój Pan jest dynamiczny... Nie kapryśny, ale dynamiczny. On wie gdzie, kiedy i komu jestem potrzebny. On wie, gdzie i jak długo ma być mój dom. On zna całą tę drogę, którą mam jeszcze do przejścia. On towarzyszy mi w drodze do ojczyzny... Dziś prosząc o wiarę, ponawiam moją deklarację dyspozycyjności. Tak, jak wiele lat temu, dziś znowu decyduję się na "bycie w drodze", a w konsekwencji na tymczasowość domu. I nawet gdyby miało to być czasem źródłem ludzkiego smutku, to wierzę, że Pan smutek ten zamieni w radość i przyjdzie taki dzień, w którym zamieszkam w domu Ojca, w OJCZYŹNIE...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz