śp. Kazimiera Góra (1924-2020)
(Mk 5, 1-20)
Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków.
Gdy wysiadł z łodzi, zaraz wyszedł Mu naprzeciw z grobowców człowiek opętany
przez ducha nieczystego. Mieszkał on stale w grobowcach i nikt już nawet
łańcuchem nie mógł go związać. Często bowiem nakładano mu pęta i łańcuchy; ale
łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem
i nocą w grobowcach i po górach krzyczał i tłukł się kamieniami. Skoro z daleka
ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i zawołał wniebogłosy: "Czego
chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie
dręcz mnie!" Powiedział mu bowiem: "Wyjdź, duchu nieczysty, z tego
człowieka". I zapytał go: "Jak ci na imię?" Odpowiedział Mu:
"Na imię mi „Legion”, bo nas jest wielu". I zaczął prosić Go usilnie,
żeby ich nie wyganiał z tej okolicy. A pasła się tam na górze wielka trzoda
świń. Prosiły Go więc złe duchy: "Poślij nas w świnie, żebyśmy mogli w nie
wejść". I pozwolił im. Tak, wyszedłszy, duchy nieczyste weszły w świnie. A
trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I
potonęły w jeziorze. Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli o tym w mieście i po
osiedlach. A ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa,
ujrzeli opętanego, który miał w sobie „legion”, jak siedział ubrany i przy
zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im,
co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby
odszedł z ich granic. Gdy wsiadał do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł przy
Nim zostać. Ale nie zgodził się na to, tylko rzekł do niego: "Wracaj do
domu, do swoich, i opowiedz im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się
nad tobą". Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus
mu uczynił, a wszyscy się dziwili.
Mili Moi…
Zakończyły się rekolekcje
dla Sióstr św. Rodziny z Bordeaux i miałem w zasadzie w planie od razu jechać
do Kazimierza Dolnego, ale mój frendziak Maciej, werbista, mieszka i posługuje przecież
zaledwie półtorej godziny od Częstochowy, w Bytomiu. Nie mogłem więc sobie odmówić
przyjemności nawiedzenia go. Pospacerowaliśmy, pogawędziliśmy – to był naprawdę
dobry wieczór. A w niedzielny poranek wyruszyłem w długą drogę do Kazimierza.
Najpierw do Warszawy, a stamtąd łapałem busa „na Kazimierz”. Przy okazji doświadczyłem
czegoś bardzo miłego. Pani, która kierowała busem, jako że byłem ostatnim
pasażerem, podwiozła mnie pod sam klasztor sióstr, „bo przecież ma ksiądz taką
wielka i ciężką walizkę”. Są jeszcze na świecie dobrzy ludzie…
No i od wczoraj przebywam
w tej mieścinie, na dźwięk której wielu „wielkomiastowych” nieomal mdleje. Nie
wiem co ich tu tak zachwyca. Mnie Kazimierz aż tak strasznie nie ekscytuje.
Poza tym ja jestem w „akcji”. Ponad trzydzieści sióstr betanek słucha tego, co
mam im do powiedzenia. Trzeba się więc skupić na zadaniach…
Dziś dotarła do mnie
smutna wiadomość z USA. Do Domu Ojca odeszła pani Kazia Góra. Niezwykle oddany
Kościołowi człowiek, chyba drugiego takiego nie spotkałem. Szalenie życzliwa
nam, księżom… Niejeden raz budziła nasze rozbawienie, ponieważ bardzo dbała o
naszą reputację i… nie chciała jako kobieta przebywać z nami na osobności, nie
mówiąc już o całowaniu w policzek podczas składania życzeń… A miała 95 lat.
Dobra, stara szkoła. Wielka kultura i otwarte serce. Taka trochę babcia… Kolejna,
którą w moim życiu żegnam. Ale na chwilę przecież…
A dziś patrzę z zachwytem
na miłość Jezusa, który z tego biedaka „wyciąga” tysiące demonów… Był w takim
stanie, że nie mógł sam sobie pomóc. Nie mógł mu też pomóc nikt z ludzi… Zresztą
ci nie byli chyba szczególnie zainteresowani pomocą… Próbowali raczej chronić samych
siebie pętając go łańcuchami i sznurami, które bez problemu zrywał… Ostatecznie
jego współmieszkańcy nie zamierzali ponosić żadnej ofiary dla uwolnienia tego
człowieka. I choć utrata dwóch tysięcy świń z pewnością nie była drobiazgiem,
to mieszkańcy Gerazy zdają się mniej cenić wolność i wybawienie, którego doznał
ów opętany biedak, niż pieniążek, który mogli zyskać na sprzedaży świń. Aż
chciałoby się zapytać kto tam ma bardziej zatwardziałe i zniewolone serce – on,
czy rozdrażnieni ludzie wokół? Odejdź – mówią Jezusowi… Nie chcemy już więcej
tracić… Niczego nam też od ciebie nie potrzeba… Niech już lepiej jest tak, jak
jest…
I Jezus odpłynął… A z Nim
ich szansa na nowe życie… Wolne od przyczajonych w wodach demonach, dla których
utopienie świń z pewnością nie było zadowalającym zwycięstwem… One tam jeszcze
wrócą… Na pewno wrócą…
Ojcze Michale. Bog Ci zaplac za kazde Slowo na tym blogu i z kazdej ambony! ParafJANin
OdpowiedzUsuń