Photo by twinsfisch on Unsplash
(Łk 7,1-10)
Gdy Jezus dokończył wszystkich swoich mów do ludu, który się przysłuchiwał,
wszedł do Kafarnaum. Sługa pewnego setnika, szczególnie przez niego ceniony,
chorował i bliski był śmierci. Skoro setnik posłyszał o Jezusie, wysłał do
Niego starszyznę żydowską z prośbą, żeby przyszedł i uzdrowił mu sługę. Ci
zjawili się u Jezusa i prosili Go usilnie: „Godzien jest, żebyś mu to
wyświadczył - mówili - kocha bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę”.
Jezus przeto wybrał się z nimi. A gdy był już niedaleko domu, setnik wysłał do
Niego przyjaciół z prośbą: "Panie, nie trudź się, bo nie jestem godzien,
abyś wszedł pod dach mój. I dlatego ja sam nie uważałem się za godnego przyjść
do Ciebie. Lecz powiedz słowo, a mój sługa będzie uzdrowiony. Bo i ja, choć
podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: "Idź", a idzie;
drugiemu: "Chodź", a przychodzi; a mojemu słudze: "Zrób
to", a robi”. Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się i zwracając się do
tłumu, który szedł za Nim, rzekł: „Powiadam wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem
nawet w Izraelu”. A gdy wysłani wrócili do domu, zastali sługę zdrowego.
Mili Moi…
Miniony weekend upłynął mi
pod hasłem Spotkania Małżeńskie. Krajowy Zjazd Animatorów, który odbywał się w
Poznaniu, zatrzymał nas na formacji tych, którzy służą małżonkom. Wielu pięknych
ludzi… Miłe spotkania – jak choćby to z Elą i Jurkiem z Łodzi, z którymi jako
kleryk bywałem wychowawcą na koloniach Caritasu (oni byli kierownikami), a dziś
okazuje się, że działamy w tym samym ruchu. Spotkałem kilku bardzo zwyczajnych,
a jednak zupełnie niezwykłych księży. Nie mieli w sobie nic z medialnego połysku,
a jednocześnie mieli w sobie bardzo dużo takiej mądrej i prostej gorliwości. Na
„pierwszej linii frontu” służą małżonkom codziennie. Nie starają się o poklask,
nagrody, docenianie… Dobry czas…
A dziś ruszam za Ocean… Ten
wyjazd był ciągle odległy, a nagle nadszedł ten dzień… I lecę. Mam nadzieję, że
wszystkie kontrole przejdę pomyślnie i będę miał szansę pobyć trochę z tym
małym gronem przyjaciół, którzy tam na mnie czekają. No i zamierzam najeść się steków
tak, aż mi nosem wyjdą. Jestem pewien, że przywiozę nieco więcej obywatela do
kraju. Wcale nie zamierzam się przed tym bronić. Nie tym razem… Odezwę się, gdy
będę już na miejscu.
A dziś nad Słowem pomyślałem
sobie, że jeśli posiada się choć minimalny zakres władzy nad innymi, to czasem
trudno o nawet minimalny poziom pokory w sercu. Bywa, że jeśli się tej władzy
nie posiada, to próbuje się zyskać choćby przewagę – niewielką, ale jednak – choćby
wobec pani w kasie w supermarkecie, wobec której można zachować się niegrzecznie,
bo przecież „klient wasz pan”. Ten setnik posiadał cechy dość niezwykłe. Po pierwsze
hojny. Z pewnością bardzo zamożny, skoro stać go było na wybudowanie synagogi.
Po drugie (a może to nawet ważniejsze niż hojność) musiał mieć motywacje –
szukał tego, co w życiu najważniejsze, kształtował swój ideał wokół Boga, choć
jeszcze całkowicie do Niego nie przylgnął. Wreszcie był człowiekiem pokornym.
Wiele wieków później św. Franciszek powie – człowiek jest tylko tym, czym jest
w oczach Bożych i niczym więcej. Ów setnik zdawał się to rozumieć. Nie domagał
się czołobitności, nie czynił użytku ze swojej władzy, nie stawiał siebie wyżej
niż innych. I tym zdobył serce Jezusa… Ciche i pokorne serce Jezusa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz