(Mt 7,21-29)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie każdy, który Mi mówi: "Panie,
Panie", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę
mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy
nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą
Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?" Wtedy im
oświadczę: "Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy
dopuszczacie się nieprawości". Każdego więc, kto tych słów moich słucha i
wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował
na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten
dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych
słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem
nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki,
zerwały się wichry, i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był
wielki”. Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył
ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie.
Mili Moi…
Ja wciąż w Zduńskiej Woli…
Głoszę rekolekcje księżom i braciom orionistom. Jest to wymagające dzieło. Nie
tylko dlatego, że to księża, a wiecie jak to w gronie ekspertów – łatwo o postawę
„ale my to już wszystko wiemy”. Oczywiście nie znam serc słuchaczy i mam wielką
nadzieję, że przyjmują słowo. Nie pomaga nam w tym z pewnością pogoda. Upały, jak
wszędzie, tak i tu wdzierają się każdą szczeliną, co zwłaszcza w kaplicy jest
trudne do zniesienia. Ale walczymy… Chłopaki są grzeczne – nie chrapią zbyt
głośno, a i ja staram się ich nie budzić… No nie, trochę żartuję – staram się
ich obudzić na wszelkie duchowe sposoby i mam nadzieję, że Duch działa sobie znanymi
środkami.
Powoli tez zbieram siły
duchowe na cały tour rekolekcyjny, który przede mną. Już w poniedziałek ruszam
do Szamotuł, głosić siostrom franciszkankom, potem rekolekcje dla dziewcząt u
sióstr betanek w Gdańsku, no i siostry dominikanki w Wielowsi pod Tarnobrzegiem
(to dopiero koniec świata – dziś kupowałem bilet na dwunastogodzinną podróż).
A Pan dziś mówi o
stabilności życiowej, o bezpiecznym budowaniu na skale, wynikającym ze
słuchania i zachowywania Słowa. Najpierw ze słuchania… Tak bardzo jestem
wdzięczny Ojcu, że nawrócił mnie w tym względzie już sporo lat temu. Osobista medytacja,
która była oczywista w seminarium, nie była już tak bardzo oczywista tuz po
jego opuszczeniu. Masa obowiązków, przygotowywanie kazań – uwierzyłem, że można
się obejść bez Słowa… I żyłem tak kilka lat. Medytując nieregularnie. Dopiero
Szkoła Wychowawców Seminaryjnych, do której jeździłem do Krakowa pokazała mi
żywe Słowo. Dopiero tam zrozumiałem, że bez codziennej medytacji obumieram,
znikam, pustoszeję… Od tego czasu każdy dzień zaczynam ze Słowem i tylko
nadzwyczajne okoliczności mogą mi w tym przeszkodzić… To cudowne chwile, kiedy
siedzę z Księgą na kolanach i pozwalam Bogu mówić… A ja staram się „zamienić
się w słuch”.
Spróbujcie… Bo co tam
mówić o zachowywaniu, kiedy nie ma słuchania… Zacznijcie od codziennego
słuchania. To kosztuje, ale jak smakuje… Spróbujcie… Słowo daje życie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz