zdj:flickr/charliebarker/Lic CC
(Mk 7,24-30)
Jezus udał
się w okolice Tyru i Sydonu. Wstąpił do pewnego domu i chciał, żeby nikt o tym
nie wiedział, lecz nie mógł pozostać w ukryciu. Wnet bowiem usłyszała o Nim
kobieta, której córeczka była opętana przez ducha nieczystego. Przyszła, upadła
Mu do nóg, a była to poganka, Syrofenicjanka rodem, i prosiła Go, żeby złego
ducha wyrzucił z jej córki. Odrzekł jej: Pozwól wpierw nasycić się dzieciom; bo
niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom. Ona Mu odparła: Tak,
Panie, lecz i szczenięta pod stołem jadają z okruszyn dzieci. On jej rzekł:
Przez wzgląd na te słowa idź, zły duch opuścił twoją córkę. Gdy wróciła do
domu, zastała dziecko leżące na łóżku, a zły duch wyszedł.
Mili Moi...
Szalony ten tydzień... Przede wszystkim chcę podziękować wszystkim, którzy włączyli się wczoraj w post. Zawsze twierdziłem, że do postów mnie Pan Bóg nie stworzył, choć niejeden raz marzyło mi się, żeby je podejmować. Wczoraj, może też dzięki Wam, którzy deklarowaliście, że się włączycie i ja uwierzyłem, że to jest możliwe i choć nie było łatwo, to jednak się udało. Może siła nie we mnie, tylko w intencji, motywacji, Bogu samym?
Po wtóre wczoraj nawiedziłem lekarza. Piszę o tym tylko dlatego, że najzabawniejsze było to, że zlecił mi jedno badanie, ponieważ... jestem już w takim wieku, że należy... Starość, nie radość... Ale ponadto - nasza polska służba zdrowia mogłaby się tylko uczyć. Profesjonalizm pełną gębą. Telefonik przypominający o wizycie dzień przed nią. Miła pani w rejestracji, miła pani asystentka, która przygotowuj do spotkania z doktorem (mierzy, waży, ciśnienie sprawdza), miły i uśmiechnięty doktor, a potem jeszcze milsza pani od umawiania na badania - wszystko wytłumaczone po trzy razy, serdeczność, żarcik (jak choćby ten - ktokolwiek wchodził do pomieszczenia pani "od badań" ten dowiadywał się - "to jest Majkel, ale dla ciebie kochanie to jest ojciec Majkel i nie zapominaj o tym"). Wyszedłem stamtąd z pewnością zdrowszy zwłaszcza po tym, jak pewnej czarnoskórej piękności, która spotkała mnie kilkakrotnie na korytarzu i nie omieszkała tego skomentować, próbowałem wytłumaczyć, że kiedy spotkamy się jeszcze raz, to ona kupuje mi czekoladę... "Za Chiny" nie mogła zrozumieć dlaczego... Ale uśmialiśmy się zdrowo...
A dziś chyba zakończyłem wizytę duszpasterską w tym sezonie :) Dwie ostatnie "kolędy", które spędziłem w miłym gronie naszych parafian. Przy tej okazji wszystkim, którzy zechcieli nas przyjąć w swoich domach serdecznie dziękuję. To była wielka przyjemność spotkać się z Wami na Waszym gruncie i pogadać również o Waszych sprawach... Jedną zmianę zapowiadam już dziś na przyszły rok (o ile rzecz jasna Pan nas zachowa) - kończymy z jedzeniem :) Bo aktualnie nadaję się tylko do jakiegoś kurortu z dietą odchudzającą... Może poszukam czegoś na Florydzie :)
Dziś natomiast w Słowie urzeka mnie pokora Syrofenicjanki. Kiedyś już o tym pisałem, ale dziś w innym zupełnie aspekcie. Mianowicie dziś zdałem sobie sprawę, że ta kobieta nie ma problemu z byciem... drugą. Jeśli Izraelici mają jako pierwsi zaczerpnąć ze zdrojów zbawienia, to ona się w pełni na to zgadza i prosi tylko o to, co ewentualnie z tego rozdawnictwa darów pozostanie. To jej w zupełności wystarczy.
Jak sie okazało, owe "okruchy spod stołu" są nie mniej cenne, niż to, co na stole spoczywa i przynoszą wyzwolenie córce tej kobiety, która zdecydowała się po prostu uwierzyć Jezusowi. Stać Was na wiarę w okruchy? Czy raczej stawiacie sprawę na zasadzie "wszystko, albo nic" i "pozornie spławieni" przez Jezusa odchodzicie naburmuszeni w kierunku innych mistrzów?
Ja mam tylko wielką nadzieję, że jutro zdołamy uwierzyć w moc okruchów... I wierzę, że ich dla nas nie zabraknie, a przede wszystkim nie zabraknie ich dla S... Proszę, pamiętajcie o niej jutro o godzinie 11.00 (w Polsce o 17.00). I niech Pan raczy uczynić cud.
Mili Moi...
Szalony ten tydzień... Przede wszystkim chcę podziękować wszystkim, którzy włączyli się wczoraj w post. Zawsze twierdziłem, że do postów mnie Pan Bóg nie stworzył, choć niejeden raz marzyło mi się, żeby je podejmować. Wczoraj, może też dzięki Wam, którzy deklarowaliście, że się włączycie i ja uwierzyłem, że to jest możliwe i choć nie było łatwo, to jednak się udało. Może siła nie we mnie, tylko w intencji, motywacji, Bogu samym?
Po wtóre wczoraj nawiedziłem lekarza. Piszę o tym tylko dlatego, że najzabawniejsze było to, że zlecił mi jedno badanie, ponieważ... jestem już w takim wieku, że należy... Starość, nie radość... Ale ponadto - nasza polska służba zdrowia mogłaby się tylko uczyć. Profesjonalizm pełną gębą. Telefonik przypominający o wizycie dzień przed nią. Miła pani w rejestracji, miła pani asystentka, która przygotowuj do spotkania z doktorem (mierzy, waży, ciśnienie sprawdza), miły i uśmiechnięty doktor, a potem jeszcze milsza pani od umawiania na badania - wszystko wytłumaczone po trzy razy, serdeczność, żarcik (jak choćby ten - ktokolwiek wchodził do pomieszczenia pani "od badań" ten dowiadywał się - "to jest Majkel, ale dla ciebie kochanie to jest ojciec Majkel i nie zapominaj o tym"). Wyszedłem stamtąd z pewnością zdrowszy zwłaszcza po tym, jak pewnej czarnoskórej piękności, która spotkała mnie kilkakrotnie na korytarzu i nie omieszkała tego skomentować, próbowałem wytłumaczyć, że kiedy spotkamy się jeszcze raz, to ona kupuje mi czekoladę... "Za Chiny" nie mogła zrozumieć dlaczego... Ale uśmialiśmy się zdrowo...
A dziś chyba zakończyłem wizytę duszpasterską w tym sezonie :) Dwie ostatnie "kolędy", które spędziłem w miłym gronie naszych parafian. Przy tej okazji wszystkim, którzy zechcieli nas przyjąć w swoich domach serdecznie dziękuję. To była wielka przyjemność spotkać się z Wami na Waszym gruncie i pogadać również o Waszych sprawach... Jedną zmianę zapowiadam już dziś na przyszły rok (o ile rzecz jasna Pan nas zachowa) - kończymy z jedzeniem :) Bo aktualnie nadaję się tylko do jakiegoś kurortu z dietą odchudzającą... Może poszukam czegoś na Florydzie :)
Dziś natomiast w Słowie urzeka mnie pokora Syrofenicjanki. Kiedyś już o tym pisałem, ale dziś w innym zupełnie aspekcie. Mianowicie dziś zdałem sobie sprawę, że ta kobieta nie ma problemu z byciem... drugą. Jeśli Izraelici mają jako pierwsi zaczerpnąć ze zdrojów zbawienia, to ona się w pełni na to zgadza i prosi tylko o to, co ewentualnie z tego rozdawnictwa darów pozostanie. To jej w zupełności wystarczy.
Jak sie okazało, owe "okruchy spod stołu" są nie mniej cenne, niż to, co na stole spoczywa i przynoszą wyzwolenie córce tej kobiety, która zdecydowała się po prostu uwierzyć Jezusowi. Stać Was na wiarę w okruchy? Czy raczej stawiacie sprawę na zasadzie "wszystko, albo nic" i "pozornie spławieni" przez Jezusa odchodzicie naburmuszeni w kierunku innych mistrzów?
Ja mam tylko wielką nadzieję, że jutro zdołamy uwierzyć w moc okruchów... I wierzę, że ich dla nas nie zabraknie, a przede wszystkim nie zabraknie ich dla S... Proszę, pamiętajcie o niej jutro o godzinie 11.00 (w Polsce o 17.00). I niech Pan raczy uczynić cud.
Źródło Wody Żywej pamiętało o modlitwie za Ojca i za S....
OdpowiedzUsuńWierzymy, że Pan rozdzieli okruszki według swojej Świętej Woli i że dla S. też ich wystarczy. Bożego Błogosławieństwa w dalszej pięknej posłudze na chwałę Pana!