zdj:flickr/Defence Images/Lic CC
35 Gdy
zapadł wieczór owego dnia, rzekł do nich: "Przeprawmy się na drugą
stronę". 36 Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi.
Także inne łodzie płynęły z Nim. 37 Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale
biły w łódź, tak że łódź już się napełniała. 38 On zaś spał w tyle łodzi na
wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: "Nauczycielu, nic Cię to
nie obchodzi, że giniemy?" 39 On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora:
"Milcz, ucisz się!". Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. 40
Wtedy rzekł do nich: "Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak
wiary?" 41 Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: "Kim
właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?" Mk 4, 35-41
Mili Moi...
No co jeden dzień, to bardziej "busy". Ale ten dzisiejszy rzeczywiście taki był. Rano Polska Szkoła, a tuż po niej wizyta u okulisty. Pani mocno zdziwiona, że z takimi parametrami wzroku nie zdałem testów na prawo jazdy. Podobno powinienem zdać. Więc podejrzenie padło na zepsute maszyny sprawdzające wzrok :) Tak czy owak pierwszy raz byłem u okulisty, który cieszył się każdym przeczytanym przeze mnie wersem i za każdym razem podkreślał, że jest świetnie, znakomicie, doskonale... Wzrok mi się tam nie poprawił, ale samopoczucie zdecydowanie tak :) A najbardziej rozbawiło mnie, że w formularzu przy zapisach pytali mnie o hobby i sposoby spędzania wolnego czasu... Wielkiej zmiany nie ma. Okulary jendakowoż będą nowe. Takie trochę moderne... No, ale w końcu Ameryka...
A tuż po powrocie od lekarza, Msza po angielsku, no i nasz pierwszy parafialny dzień skupienia... Jestem w szoku. Pojawiło sie ponad osiemdziesiąt osób. Ten, komu się wydaje, że to niewiele chcę przypomnieć, że do naszego kościoła nikt nie przychodzi pieszo. Ludzie muszą jechać i to czasem pokonując znaczne odległości. Co więcej, sobotni wieczór dla wielu z nich jest jedynym czasem odpoczynku. Dlatego uważam, że to wielkie zwycięstwo łaski w ich sercach. Wszystko trwało trzy godziny. W pierwszej wysłuchali mojego wprowadzenia do medytacji nad fragmentem Ewangelii Marka. W drugiej, przed Najświętszym Sakramentem mogli przemedytować Słowo w oparciu o przygotowane przeze mnie pomoce. Trzecia godzina to była godzina uwielbienia i modlitwy wstawienniczej. Dla mnie osobiście był to piękny wieczór i jestem poruszony do głębi rozmodleniem naszych ludzi. Co tam w ich sercach? - tego nie wiem... Ale zamierzamy spotykać się co miesiąc.
A na jeziorze burza... Ludzie lądu mogliby się bać, ale rybacy? To jakaś kpina... Przecież łowią na tym jeziorze od zawsze, wiedza jak zmienna jest pogoda, przewidują... A tu zachowują się jakby pierwszy raz... A może burza była silniejsza niż zwykle, może taka największa z tych, które dotąd przeżyli... A On śpi... Budzą, potrząsają, krzyczą. Jedno Jego słowo wystarcza, żeby się wszystko zmieniło. Jedno słowo... A oni pytają siebie nawzajem - kim On jest?
I to jest zasadnicze pytanie. Oni jeszcze nie wiedzą. Jest czwarty rozdział Markowej Ewangelii, czwarty z szesnastu, a oni wciąż nie wiedzą. I nie wierzą, to znaczy nie odczytują rzeczywistości w Bożym kluczu. A On wypowiada jedno słowo - "milcz" i morze cichnie. No to kim do jasnej Anielki drodzy Apostołowie On może być? No kim?
Jedno słowo... i zmienia się wszystko... i żyjecie...
Jedno słowo...
Mili Moi...
No co jeden dzień, to bardziej "busy". Ale ten dzisiejszy rzeczywiście taki był. Rano Polska Szkoła, a tuż po niej wizyta u okulisty. Pani mocno zdziwiona, że z takimi parametrami wzroku nie zdałem testów na prawo jazdy. Podobno powinienem zdać. Więc podejrzenie padło na zepsute maszyny sprawdzające wzrok :) Tak czy owak pierwszy raz byłem u okulisty, który cieszył się każdym przeczytanym przeze mnie wersem i za każdym razem podkreślał, że jest świetnie, znakomicie, doskonale... Wzrok mi się tam nie poprawił, ale samopoczucie zdecydowanie tak :) A najbardziej rozbawiło mnie, że w formularzu przy zapisach pytali mnie o hobby i sposoby spędzania wolnego czasu... Wielkiej zmiany nie ma. Okulary jendakowoż będą nowe. Takie trochę moderne... No, ale w końcu Ameryka...
A tuż po powrocie od lekarza, Msza po angielsku, no i nasz pierwszy parafialny dzień skupienia... Jestem w szoku. Pojawiło sie ponad osiemdziesiąt osób. Ten, komu się wydaje, że to niewiele chcę przypomnieć, że do naszego kościoła nikt nie przychodzi pieszo. Ludzie muszą jechać i to czasem pokonując znaczne odległości. Co więcej, sobotni wieczór dla wielu z nich jest jedynym czasem odpoczynku. Dlatego uważam, że to wielkie zwycięstwo łaski w ich sercach. Wszystko trwało trzy godziny. W pierwszej wysłuchali mojego wprowadzenia do medytacji nad fragmentem Ewangelii Marka. W drugiej, przed Najświętszym Sakramentem mogli przemedytować Słowo w oparciu o przygotowane przeze mnie pomoce. Trzecia godzina to była godzina uwielbienia i modlitwy wstawienniczej. Dla mnie osobiście był to piękny wieczór i jestem poruszony do głębi rozmodleniem naszych ludzi. Co tam w ich sercach? - tego nie wiem... Ale zamierzamy spotykać się co miesiąc.
A na jeziorze burza... Ludzie lądu mogliby się bać, ale rybacy? To jakaś kpina... Przecież łowią na tym jeziorze od zawsze, wiedza jak zmienna jest pogoda, przewidują... A tu zachowują się jakby pierwszy raz... A może burza była silniejsza niż zwykle, może taka największa z tych, które dotąd przeżyli... A On śpi... Budzą, potrząsają, krzyczą. Jedno Jego słowo wystarcza, żeby się wszystko zmieniło. Jedno słowo... A oni pytają siebie nawzajem - kim On jest?
I to jest zasadnicze pytanie. Oni jeszcze nie wiedzą. Jest czwarty rozdział Markowej Ewangelii, czwarty z szesnastu, a oni wciąż nie wiedzą. I nie wierzą, to znaczy nie odczytują rzeczywistości w Bożym kluczu. A On wypowiada jedno słowo - "milcz" i morze cichnie. No to kim do jasnej Anielki drodzy Apostołowie On może być? No kim?
Jedno słowo... i zmienia się wszystko... i żyjecie...
Jedno słowo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz