zdj:flickr/Arnett Gill/Lic CC
Mili Moi...
Nie wiem co dzieje się za oknem, ale jakiś absolutny Armagedon. Wyszedłem dziś tylko na chwilę na obiad, ale natychmiast miałem ochotę wrócić do domu. Nie powiem, że tu wiele lepiej, ale przynajmniej jakiś wiatraczek. Nie ma co narzekać jednak, bo domyślam się, że wszyscy dziś przeżywamy to samo. No może za wyjątkiem plażowiczów - staramy się ciszyć pogodą wraz z nimi - a niech tam wypoczną sobie...
Niezwykle pracowity dzień. Ostatnia konferencja dla nazaretanek powstała - o obojętności, bylejakości i dwulicowości :) Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy w takim tempie nie stworzyłem dwunastu konferencji, więc jestem Panu Bogu bardzo za to wdzięczny, mając jednocześnie nadzieję, że da się tego słuchać. A swoją drogą to właściwie dopiero teraz mogę powiedzieć, że mam wakacje. Bo już żadne intelektualne zadania nade mną nie wiszą.
Ale za to pojawiła się praca fizyczna. Dziś spakowałem 60 kilogramów książek. Tyle mniej więcej ich wysyłam. Robota to żmudna. Bo najpierw trzeba owinąć w papier (rzecz jasna po kilka sztuk), potem każdą paczuszkę zaadresować, włożyć do worka, oplątać sznurkiem i przyczepić jeszcze na zewnątrz kartkę z adresem. Zajęło mi to dużą część dnia, ale szczęśliwie mogę powiedzieć, że i to dzieło zostało zakończone. Jutro więc w nagrodę wycieczka do Warszawy. A w poniedziałek zabieramy się za poważne pakowanie :)
Dziś słucham słów - nie lękaj się, raduj się, znalazłaś łaskę u Pana... Przeżywamy dziś wielkie zakonne święto maryjne - Matki Bożej Anielskiej. To taka chyba najbardziej franciszkańska Matka Boża jaką mamy :) Ale w związku z tym, czytamy Ewangelię o Zwiastowaniu. I te trzy wezwania anioła wybrzmiewają dziś we mnie głośno.
No bo kiedy stoi się u progu nieznanego, to mam ochotę powiedzieć aniołowi Gabrielowi - łatwo ci powiedzieć. Nie bój się... Jak tu się nie bać, kiedy zmiana, która przede mną, jest całkowicie zakryta całunem niewiedzy. Nie jestem w stanie nic przewidzieć, zaplanować, przygotować. Muszę pójść w ciemność, nie myśląc o konsekwencjach. A jak się w takiej sytuacji radować? Może za rok. Może wówczas będę się śmiał z tych wszystkich niepokojów. Może będę mówił - ależ byłem głupi... Po co było się obawiać? Ale dziś? A jeszcze do tego, powiadasz Gabrielu, żeby nie zapomnieć, że zostałem wybrany, że przede mną zadanie, że to właściwie tak naprawdę wszystko się zaczyna... No, spore te oczekiwania...
Ale tak naprawdę to nie są oczekiwania. To jest Boży dar, który Bóg kieruje do Maryi u progu tej niezwykłej przygody. To jest dar, który Bóg chce ofiarować każdemu, kto stoi wobec ważnych wyborów, decyzji, jakichś zmian w swoim życiu, które wiążą się z czymś nowym. Ten dar jest dla mnie i dla ciebie...
Nie bój się - bo nie musisz. On jest. A jeśli On jest, to cóż może ci grozić. W jaki sposób mógłbyś stracić, jeśli On jest z tobą, a ty jesteś z Nim. Nic ci nie grozi. Tylko trzymaj się Go i wiedz, że od tego zależy powodzenie całego dzieła. Raduj się - bo to, co przed tobą, jest wielkim powodem do radości. Niezależnie od emocji i uczuć, które będą ci towarzyszyły. Bo może wcale nie będzie "tak różowo". Ale sam fakt, że On to zaplanował i On to wraz z tobą, z twoim ważnym udziałem przeprowadza, jest powodem do radości. Bo nawet jeśli tej emocjonalnej ci zabraknie, On przymnoży ci tej duchowej. A ponadto jest jeszcze wieczność. Bóg jest gwarantem, że radości ci nie zabraknie. No i w związku z tym, warto, żebyś miał świadomość wybrania. Znalazłeś łaskę u Niego. Posyła właśnie ciebie do zadania, do którego nie posłał nikogo innego. Zaufał ci i ma plan.
Nie musisz już obgryzać paznokci. Usiądź i uspokój się. Wszystko, co przed tobą jest w ręku Boga. W silnym ręku Boga. Uspokój się. Oddychaj. Uwierz, że nie zostaniesz z tym sam. Jeśli On planuje, jeśli On wybiera, jeśli On zaufał, to dzieło, w które wchodzisz musi się udać. Jesteś skazany na sukces... Usiądź... Odetchnij pełną piersią... I podziękuj. Masz za co :)
Nie wiem co dzieje się za oknem, ale jakiś absolutny Armagedon. Wyszedłem dziś tylko na chwilę na obiad, ale natychmiast miałem ochotę wrócić do domu. Nie powiem, że tu wiele lepiej, ale przynajmniej jakiś wiatraczek. Nie ma co narzekać jednak, bo domyślam się, że wszyscy dziś przeżywamy to samo. No może za wyjątkiem plażowiczów - staramy się ciszyć pogodą wraz z nimi - a niech tam wypoczną sobie...
Niezwykle pracowity dzień. Ostatnia konferencja dla nazaretanek powstała - o obojętności, bylejakości i dwulicowości :) Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy w takim tempie nie stworzyłem dwunastu konferencji, więc jestem Panu Bogu bardzo za to wdzięczny, mając jednocześnie nadzieję, że da się tego słuchać. A swoją drogą to właściwie dopiero teraz mogę powiedzieć, że mam wakacje. Bo już żadne intelektualne zadania nade mną nie wiszą.
Ale za to pojawiła się praca fizyczna. Dziś spakowałem 60 kilogramów książek. Tyle mniej więcej ich wysyłam. Robota to żmudna. Bo najpierw trzeba owinąć w papier (rzecz jasna po kilka sztuk), potem każdą paczuszkę zaadresować, włożyć do worka, oplątać sznurkiem i przyczepić jeszcze na zewnątrz kartkę z adresem. Zajęło mi to dużą część dnia, ale szczęśliwie mogę powiedzieć, że i to dzieło zostało zakończone. Jutro więc w nagrodę wycieczka do Warszawy. A w poniedziałek zabieramy się za poważne pakowanie :)
Dziś słucham słów - nie lękaj się, raduj się, znalazłaś łaskę u Pana... Przeżywamy dziś wielkie zakonne święto maryjne - Matki Bożej Anielskiej. To taka chyba najbardziej franciszkańska Matka Boża jaką mamy :) Ale w związku z tym, czytamy Ewangelię o Zwiastowaniu. I te trzy wezwania anioła wybrzmiewają dziś we mnie głośno.
No bo kiedy stoi się u progu nieznanego, to mam ochotę powiedzieć aniołowi Gabrielowi - łatwo ci powiedzieć. Nie bój się... Jak tu się nie bać, kiedy zmiana, która przede mną, jest całkowicie zakryta całunem niewiedzy. Nie jestem w stanie nic przewidzieć, zaplanować, przygotować. Muszę pójść w ciemność, nie myśląc o konsekwencjach. A jak się w takiej sytuacji radować? Może za rok. Może wówczas będę się śmiał z tych wszystkich niepokojów. Może będę mówił - ależ byłem głupi... Po co było się obawiać? Ale dziś? A jeszcze do tego, powiadasz Gabrielu, żeby nie zapomnieć, że zostałem wybrany, że przede mną zadanie, że to właściwie tak naprawdę wszystko się zaczyna... No, spore te oczekiwania...
Ale tak naprawdę to nie są oczekiwania. To jest Boży dar, który Bóg kieruje do Maryi u progu tej niezwykłej przygody. To jest dar, który Bóg chce ofiarować każdemu, kto stoi wobec ważnych wyborów, decyzji, jakichś zmian w swoim życiu, które wiążą się z czymś nowym. Ten dar jest dla mnie i dla ciebie...
Nie bój się - bo nie musisz. On jest. A jeśli On jest, to cóż może ci grozić. W jaki sposób mógłbyś stracić, jeśli On jest z tobą, a ty jesteś z Nim. Nic ci nie grozi. Tylko trzymaj się Go i wiedz, że od tego zależy powodzenie całego dzieła. Raduj się - bo to, co przed tobą, jest wielkim powodem do radości. Niezależnie od emocji i uczuć, które będą ci towarzyszyły. Bo może wcale nie będzie "tak różowo". Ale sam fakt, że On to zaplanował i On to wraz z tobą, z twoim ważnym udziałem przeprowadza, jest powodem do radości. Bo nawet jeśli tej emocjonalnej ci zabraknie, On przymnoży ci tej duchowej. A ponadto jest jeszcze wieczność. Bóg jest gwarantem, że radości ci nie zabraknie. No i w związku z tym, warto, żebyś miał świadomość wybrania. Znalazłeś łaskę u Niego. Posyła właśnie ciebie do zadania, do którego nie posłał nikogo innego. Zaufał ci i ma plan.
Nie musisz już obgryzać paznokci. Usiądź i uspokój się. Wszystko, co przed tobą jest w ręku Boga. W silnym ręku Boga. Uspokój się. Oddychaj. Uwierz, że nie zostaniesz z tym sam. Jeśli On planuje, jeśli On wybiera, jeśli On zaufał, to dzieło, w które wchodzisz musi się udać. Jesteś skazany na sukces... Usiądź... Odetchnij pełną piersią... I podziękuj. Masz za co :)
Znowu... tak, wiem, to Duch Święty, mimo to: Ojcze - dziękuję :)
OdpowiedzUsuń"To taka chyba najbardziej franciszkańska Matka Boża jaką mamy :)" - tego to nie wiedziałam, ale cóż, człowiek uczy się całe życie :D