Mili Moi...
Wczorajszy dzień to prawdziwie pełna zadumy sobota. Chmury wiszące nisko nad
Krakowem, padający co chwilę deszcz. Ale zmartwychwstanie dokonało się
niezawodnie. To zresztą w wielkim mieście wygląda dość zabawnie, kiedy
przechodzi się między kościołami, w których liturgia albo już trwa, albo za
chwilę się zacznie. Tu i ówdzie odzywają się dzwony, zwiastujące, że to już,
podczas, gdy w innych kościołach jeszcze trwa adoracja w "grobie".
Niestety w wielu kościołach w centrum liturgia rozpoczynała się o 18.00, co
oznacza, że wbrew przepisom liturgicznym, nie po zapadnięciu zmroku. Cieszyłem
się, że u moich współbraci o 20.00. Wówczas ta liturgia światła ma sens,
wymiar, głębię... Liturgia dostojna i bez pośpiechu. Znów piękne, pomagające
się modlić śpiewy. I ja siedzący sobie cichutko w stallach, słuchający, modlący
się... Piękny czas... Wróciliśmy do domu przed północą, co dla mnie jest łaską,
bo choć kocham tę noc, to jest ona dla mnie najtrudniejsza w roku. Jestem
fizycznie mocno ograniczony jeśli chodzi o "zarywanie nocy"...
A rano wstałem, żeby spotkać się ze Słowem, tym bardziej, że wiedziałem, że na
mszy o 8.00 przyjdą wierni z okolicy. I należy ich z tym Słowem spotkać.
Wyobraziłem sobie sytuację (i ich prosiłem, żeby sobie wyobrazili) pogrzebu
bliskiej osoby... Po dwóch dniach zaś odnalezienia jej grobu pustym... Co
robimy? Biegniemy na policję szukając pomocy i żywiąc najgorsze przeczucia.
Policja przybywa, spisuje zeznanie, wszczyna postępowanie... My zostajemy z
bólem nie wiedząc nic... Kurtyna... Trochę podobnie było z Marią Magdaleną.
Odnajduje pusty grób, biegnie po pomoc, uczniowie przychodzą... Badają... I nie
ma kurtyny... Oni zaczynają rozumieć. Że to, co im powiedział, okazało się
prawdą... Wchodzą do grobu, doświadczając go zmysłami - wzrokiem widzą płótna,
słuch zanurzony w ciszy, rękami mogą dotknąć porowatych ścian, czują zapach,
który z pewnością nie jest zapachem śmierci... Zaczynają rozumieć. Tego poranka
naprawdę się budzą....
To prawdziwy wstrząs, bo jeśli te zapowiedzi okazały się tak prawdziwe, to
przecież i inne Jego słowa... Tak wiele słów... One wszystkie są prawdziwe. I
te - w domu mego Ojca jest mieszkań wiele, gdyby tak nie było, to bym wam powiedział.
Idę przecież przygotować wam miejsce - którymi uderzał w najbardziej podstawowy
ludzki lęk, lęk przed śmiercią. I te - a oto Ja Jestem z wami po wszystkie dni,
aż do skończenia świata - którymi uderzał w drugi wielki lęk, lęk przed
samotnością. Wszystkie Jego słowa są tak samo prawdziwe, jak te o
zmartwychwstaniu i pociągają za sobą Boże działanie, fakty, niczym fakt
zmartwychwstania... Gdyby tylko nasze serce chciało się obudzić... Gdybyśmy
sami zaczęli cokolwiek z tej prawdy zmartwychwstania pojmować... To jedyny
sposób, żeby obudzić świat. Tylko chrześcijanie, którzy rozumieją, którzy
wierzą, mogą tę wiarę ponieść do świata. Choć z niemałym bólem myślę sobie o
tym, że On może to zrobić bez nas, bo bardzo, ale to bardzo w tej misji
zawodzimy...
Nie umarłem dla jaj - powiada Pan Jezus na jednym z memów, które wczoraj
widziałem w internecie, stojąc na tle koszyczka wielkanocnego i wyciągając ku
nam przebitą dłoń. Dopóki dogłębnie nie przejmiemy się tą prawdą, to
każdorazowa, coroczna wizyta w Pańskim grobie - pustym i cichym będzie się
wiązała z zapadnięciem kurtyny. Kurtyny ponownie okrywającej mrokiem nasze życie.
A demon siedzi i zaciera ręce, bo sytuacja "nie pojęli" jest dla
niego bardzo korzystna.
Dziś powalczyłem również z nim. W mocy Jezusa Zmartwychwstałego. Pisałem
niegdyś, że przystąpiłem do spowiedzi z modlitwą o uwolnienie. Mówimy na nią
"spowiedź furtek", bo polega ona na zamknięciu wielu różnych furtek,
które w ciągu całego życia mogły zostać demonowi otwarte. Piękne doświadczenie,
które stało się moim udziałem. Dziś natomiast po raz pierwszy taką spowiedzią
posługiwałem i choć trwała prawie cztery godziny, a ja jestem wyczerpany, to
jednocześnie jestem bardzo szczęśliwy, że dziś ktoś następny doznał takiego
wewnętrznego zmartwychwstania... Chwała Jezusowi!!!