wtorek, 11 lutego 2014

polityka korzeni...


zdj:flickr/Broken Piggy Bank/Lic CC
Mili Moi...
Drugi tydzień "ferii" sie rozpoczął. I to dobrze się rozpoczął. Wczoraj bowiem prowadziłem dzień skupienia dla sióstr betanek w Kazimierzu. Po zakończonych ćwiczeniach duchowych zostałem sobie u nich w klasztorze i przeżyłem własne skupienie, o które zawsze jakoś trudno... Doświadczam właściwie walki za każdym razem. Bo przecież jest tak wiele do zrobienia, tak wiele spraw, które właśnie dziś, właśnie teraz muszą być załatwione. Wczoraj odpuściłem... Wczoraj należało do Pana. Wróciłem w swoim rozmyślaniu do owoców rekolekcji z maja ubiegłego roku. Jakie to jednak dobre notować. Zdałem sobie na nowo sprawę jak wiele światła Pan mi wówczas ofiarował. Napisałem tam nawet list do Jezusa, o którym zapomniałem... Wydarzyły się tam wówczas ważne rzeczy, o których niedługo pewnie wspomnę szerzej. Na razie jeszcze nie czas... Ale wczoraj spędziłem dobry dzień z Panem... Każdemu polecam :)

Dziś zaś trochę pracy, która będzie trwała dalej, tyle że jutro zmieni się jej miejsce. Jadę do Niepokalanowa. Na kilka dni. Chcę posiedzieć w archiwum, eksplorując jego zbiory. Wszystko po to, żeby przygotować się już tak na poważnie do pisania pracy doktorskiej. Udało mi sie przejrzeć bibliografię kolbiańską i wybrać ponad 60 książek, które mogą się przydać... Ufam, że większość będzie dostępna w bibliotece niepokalanowskiej. Jeśli nie, to rozpoczniemy poszukiwania... A przy okazji czeka mnie w te dni szereg sympatycznych wizyt warszawskich. Przyjemne z pożytecznym...

Myślę dziś o wolności, której uczy Jezus... Wolności w dziedzinie, która wielu ludziom z wolnością się nie kojarzy. Wolności w świecie wiary. Żydom, faryzeuszom też się nie kojarzyła... Tyle zwyczajów, tyle różnych praw i prawideł. Tyle ograniczeń. A motyw? Czy rzeczywiście Bóg? A może raczej doskonałość własna, samozadowolenie, dumne poczucie bycia mistrzem...

 Nie chcę bynajmniej łatwo oceniać i się mądrzyć. Ale postawa dzisiejszych bohaterów ewangelicznych przypomina mi stare, solidne drzewo ze wspaniałymi korzeniami. Symbol wierności. Ale takiej, która trwa, bo... nie może inaczej. Jest wrośnięta w ziemię. Nie wyrwie się z niej i nie pójdzie w inne miejsce. Może co najwyżej wysłać gdzie indziej nasionko, które zakiełkuje i wyda równie stabilny i równie nieruchomy owoc. (Po całej ziemi chodzicie, powie Pan, dla zyskania jednego współwyznawcy, a kiedy go już zyskacie czynicie go gorszym, niż sami jesteście). Wierność, która nie domaga się myślenia. Wierność, na którą owo drzewo jest skazane... Wierność, która jest mechanizmem... Wierność bez wolności.

 Jezus dziś objawia coś nowego. Coś, co nie mogło się wielu ludziom wówczas pomieścić w głowach. Coś, co zdawało sie sprzeciwiać fundamentom. Nazwałbym to "wiernością mobilną". Zasadniczą jej różnicą od poprzedniej jest inna "polityka korzeni". Nie mają być one zapuszczone jak najgłębiej, bo wiąże się to zwykle z napotykaniem rozlicznych przeszkód, które jakoś należy ominąć i system się zawija, zakręca, komplikuje... Któż wówczas umiał określić, które prawa są najważniejsze, a które znaczą niewiele? Wierni byli świadkami (są zresztą do dziś z judaizmie) nieustannych sporów pomiędzy szkołami rabinackimi, które inaczej rozumiały ważne skądinąd kwestie. Podstawowa zasada - "słuchaj Izraelu" zdawała się wybrzmiewać jakimś milknącym powoli echem, choć recytowały ją co dnia każde usta w Izraelu... A Jezus mówi dziś - nie plącz swoich korzeni wokół drobiazgów - umiej rozróżniać co ważne, a co mniej, myśl, bądź czujny...

 Wydaje się, że dobrze rozumie to papież Franciszek, który zdaje sie nie zważać na wiele zwyczajów, praw i prawideł, które do tej pory były ściśle związane z papiestwem, z urzędem, ze stylem pełnienia tej posługi. Jednych drażnią jego "buciory", inni mają mu za złe, że za często się uśmiecha, jeszcze inni twierdzą, że niepotrzebnie wszystkich dotyka... I tak dalej... Cała gama zarzutów... Ciekaw jestem jak to wyglądało, kiedy poprzedni papieże rezygnowali z tiary, czy z lektyki. Czy budziło to takie samo oburzenie? Oczywiście tych zasad jest znacznie więcej. Zasad, których zdaje się nie przestrzegać papież. One są nawet czasem takie ważne. A on z uśmiechem dopowiada, że woli Kościół zabrudzony, ale żyjący w świecie, niż czysty, ale zamknięty w sobie... Jakież to oburzające... Są tacy, którzy się nie wahają napisać - "papież Antychryst"...

 Nie powiem, że papież Franciszek jest dla mnie "łatwy" we wszystkim, co mówi, czy czyni. Ale mam takie wrażenie, że rozumiem tę ideę, która nim kieruje. Nie ma ona nic wspólnego z lekceważeniem prawa. Podobnie jak postawa Jezusa z lekceważenia nie wynikała. Myślę sobie, że Franciszek pokazuje nam jedynie wartość wierności wynikającej z wolności i myślenia. Ze świadomego wybierania między tym, co ważne i co ważniejsze. Bo przecież nie wszystko jest równie ważne... I nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ci, którzy ironizują dziś na temat jego "buciorów", stoją dokładnie w tym samym miejscu, gdzie dzisiejsi ewangeliczni faryzeusze domagający się obmycia rąk przed jedzeniem... Wierność, na którą sami się skazali, ale której... nigdy nie wybrali i nie pokochali. Dlatego nie umieją innych przekonać do jej wyboru i jej umiłowania. Oni potrafią innych tylko na wierność skazać. A Jezus, jak wówczas, tak i dziś klika niewidzialny przycisk z napisem - "NIE LUBIĘ TO!"... :)

6 komentarzy:

  1. Wolność!!! Jezusowa WOLNOŚĆ, która łamie zasady, która nadaje sens istnieniu, wolność, która pozwala KOCHAĆ I MOWIC SERCEM.

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem zagubiony po tym tekście ..............
    pozdrawiam Czarek

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie gub sie Czarku... Czasem chcialbym tez sprowokowac do jakiejs glebszej refleksji osobistej, a nie tylko podawac jakies ogolnie uznane tresci... Moze tez do jakiejs malej dyskusji... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Nie ma prawdziwej wolności bez Boga, który się uniża" - takie zdanie znalazłem w książce ojca Remigiusza Recława, pt. "Jezus uzdrawia dziś", w rozdziale 11.

    OdpowiedzUsuń
  5. W pierwszej chwili myślałam, że nie o liście Ojciec zapomniał...
    A poza tym taki list to całkiem miła sprawa. Też kiedyś taki napisałam i nawet "wysłałam", choć mam go do tej pory:)

    OdpowiedzUsuń