Jakiś czas temu, w USA ktoś zapytał mnie o „katocelebrytów” w Polsce – ze smutkiem
i troską wspominając o tym, że tak wielu z nich zaplątało się w swoich własnych
przekonaniach i stali się zwodzicielami zamiast prorokami. Dlaczego? Myślę o
tym często i dziś znów widzę to jako samotną walkę z burzą. Uczniowie mądrze
wołają do Jezusa, Jemu się powierzają, ale uznają też swoją bezsilność i z
pokorą podchodzą do swoich możliwości. Wyczuwam, że tej pokory tak bardzo
brakuje wybitnym skądinąd braciom duszpasterzom. Tego ugięcia karku i wiary, że
w tym wszystkim Pan jest Bogiem i On sobie poradzi. Nie ma takiej burzy, której
by nie potrafił uciszyć. A jeśli śpi? To trzeba wołać i budzić, a nie
wyskakiwać z łodzi krzycząc – ja wam teraz pokażę. Bohaterowie wiary nigdy nie wyskoczyli
z łodzi – nawet wówczas, gdy nie zgadzali się z kapitanem, albo uważali go za
wysoce odrażającego typa, który nie zna się na niczym. Łódź to Kościół. I widzę
to wyraźnie – że bez niego nie ma i mnie. Nie ma o. Michała samotnego wilka,
który pokaże światu jak należy żyć Ewangelią, tak jakby świat zaczął się właśnie
wczoraj i właśnie od niego. Albo wiosłujemy razem, w jednym rytmie, albo
nigdzie nie płyniemy, celebrując co najwyżej swoje umiejętności wioślarskie w
ramach jakiejś duszpasterskiej autopromocji. Albo wyskakujemy błyszczeć gdzie
indziej – w wąskim gronie zwolenników, którzy są tak samo zagubieni jak ten,
który decyduje się im w tej szaleńczej ewakuacji przewodzić.
Puentując – posłuszeństwo. Wyczuwam, że to jest słowo mojego życia, mojego
ocalenia, mojego szczęścia. W łodzi Kościoła to słowo klucz – bez niego są być może
interesujące próby zaklinania burz, ale tak samo skuteczne, jak odchudzanie „od
jutra”.
Skądinąd z tym odchudzaniem wiąże się często data 1 stycznia. Dziś
uświadomiłem sobie z trwogą, że pierwszy miesiąc nowego roku właśnie minął.
Gdzie? Kiedy? Jak? Przespałem coś? Nie zauważyłem? Być może to objaw galopującej
starości, ale tak trudno pogodzić mi się z upływającym tak szybko czasem.
Bardzo mocno kołacze mi się w głowie myśl – czy przeżywam go dobrze, czy go nie
marnuję, nie tracę na głupoty? Żadna chwila nie wraca. Żadnej nie da się przeżyć
jeszcze raz. Każda z nich zbliża do Spotkania.
Dziś kończę gdańskie rekolekcje… Już wczoraj pojawiła się prośba od sióstr,
żeby za rok znów… No więc kolejny termin uzgodniony. Jak mnie to cieszy, że
ktoś chce słuchać opowieści o Bogu w moim wydaniu… Nawet już zaświtał mi temat –
A jeśli nie miłość, to co…? Dużo myśli w głowie, oby tylko dyscyplina pozwoliła
je przelewać na papier i odważnie zapraszać do świętego życia tych, którzy
zechcą posłuchać.
Kilka dni w domu przede mną. Może porządek zrobię po miesiącu nieobecności.
„Koty” mają się nieźle i mnożą się pod szafami w zastraszającym tempie. A jak już
sprzątnę, to do Radia wycieczka w środę. A w kolejną sobotę Gniezno i druga
grupa dobrych sióstr Pallotynek…
Jakże mocne Słowo
OdpowiedzUsuń":Czemu tak bojaźliwi jesteście?Jakze brak wam wiary.."
Tyle łask,cudów,doswiadczenia milosci Boga..
Przychodzi burza..
Lek,skupianie sie na własnych możlwosciach..
..A Pan czeka ,nie narzuca się dając wolnosć decyzji czy Go zawolam ,czy tez nie..
Dziekuję .
Burze pokazują ,co w nas jest ,jaka jest nasza wiara .Ile w nas wiary pokazują różne sytuacje , szczególnie te trudne.Bóg da sobie radę z każdą burzą. Im więcej burz się przeżyje ,pogłębi się wiara i miłość do Jezusa. Życie nasze jest jak sprężyna i w górę i w dół. Cały czas w górę , ale jednak w dół.Nie ważne ,co przeżywam,ale co z tym robię.Czy moja łódka płynie z Bogiem-jestem szczęśliwa pomimo trudu życia ,czy bez Boga -nasze słabości i grzechy zamykające nas na Jezusa i Jego Miłość . Bóg ma plan naszej wiary, byśmy byli wolni
OdpowiedzUsuń🙏
Usuń