wtorek, 18 lutego 2025

coś z pychy...


(Mk 8, 14-21)
Uczniowie Jezusa zapomnieli zabrać chleby i tylko jeden chleb mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!" A oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chlebów. Jezus zauważył to i rzekł do nich: "Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chlebów? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiałe są wasze umysły? Mając oczy, nie widzicie; mając uszy, nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?" Odpowiedzieli Mu: "Dwanaście". "A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?" Odpowiedzieli: "Siedem". I rzekł im: "Jeszcze nie rozumiecie?"

 

Mili Moi…
A czym jest ten kwas faryzeuszów i Heroda? Zatrzymuje mnie to dziś… To musi być jakaś pochodna pychy, która zmienia całego człowieka, podobnie jak kwas zakwasza całe ciasto i bardzo trudno (o ile możliwe) ten proces odwrócić. Zakwaszony człowiek ma poczucie swojej władzy i siły (Herod) i swojej mądrości i wiedzy (faryzeusze). Co za tym idzie? Po pierwsze przekonanie, że dam sobie radę sam. Wszystko jest w moich rękach i wszystko zależy ode mnie. A jeśli świat pokazuje mi, że tak nie jest, tym gorzej dla świata. Zawsze znajdzie się ktoś słabszy (choćby pani na kasie w markecie) wobec kogo będę mógł okazać swoją moc i potęgę (a w rzeczywistości raczej swoją słabość i frustrację).

Po co mi wówczas Jezus? Mam tyle zmartwień, które mogę nawet z Nim omawiać. Oczywiście znam rozwiązania problemów świata i jestem gotów sugerować Mu, że za mało kocha Ukraińców, a za bardzo Rosjan; że pozwala wariatom zajmować najważniejsze stanowiska w świecie; że nie troszczy się wystarczająco o głodujących w Nigerii. Mógłby się wreszcie do czegoś przydać…

Pycha, która zawsze kroczy przed upadkiem. Jak bolesny on czasami musi być, żeby człek przekonał się, że nie jest bogiem! I chwał Jemu za każde przypomnienie nam o tym kto jest kim. Choć odzieranie ze złudzeń jest zwykle bolesne…

A ja, cóż, od soboty jestem już u dobrych Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi w Olsztynie koło Częstochowy. To, według moich zapisków, siedemdziesiąte piąte rekolekcje dla osób konsekrowanych, ale pierwsze dla sióstr bezhabitowych. Coś nowego - widzieć przed sobą kobiety ubrane po świecku (choć niezwykle elegancko) i pamiętać, że to siostry zakonne. Miejsce jest cudne, zresztą znane mi bardzo dobrze, bo już w tym domu głosiłem dla Sióstr św. Rodziny z Bordeaux w 2020 roku. Dużo wcześniej miałem w Olsztynie rekolekcje dla Sióstr Nazaretanek (trzy ulice dalej), a nawet dla postakademików z Poznania w diecezjalnym domu rekolekcyjnym (również po sąsiedzku).

A zatem głoszę, modlę się, czytam, spaceruję… Prawdziwe ferie. Próbuję oczywiście coś tworzyć, bo Wielki Post za pasem i, jak zwykle, strach zaglądać w kalendarz. Ale w tym roku będzie nieco lżej – dwa tygodnie spędzę na rekolekcjach zakonnych – dla Sióstr Elżbietanek w Poznaniu i dla Sióstr Klarysek w Starym Sączu. A to jednak inna dynamika, z pewnością mniej męczącą. Pan chyba bierze już powoli pod uwagę moje siły i czterdziesty szósty rok życia (który zaraz się rozpocznie) w dość dynamicznym jednak tempie 😊 Poza tymi miejscami będzie jednak również Murowaniec, Szczecin, Prabuty i holenderskie Groningen. Ale póki wystarczy sił… Niech się dzieje Jego wola…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz