poniedziałek, 10 lutego 2025

dary i Dawca...


(Mk 6, 53-56)
Gdy Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi Genezaret i przybili do brzegu. Skoro wysiedli z łodzi, zaraz Go rozpoznano. Ludzie biegali po całej owej okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie jak słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby ci choć frędzli u Jego płaszcza mogli dotknąć. A wszyscy, którzy się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.

 

Mili Moi…
Rozpoznać Jezusa… Nie zawsze będzie to takie proste, jak w  dzisiejszym słowie. Mamy takie powiedzenie – im dalej w las, tym więcej drzew. W naszym, ewangelicznym kontekście, im bliższa relacja z Jezusem, tym „trudniej”. Nie bez przyczyny umieszczam słowo trudniej w cudzysłowie. W pierwszym odruchu rodzi ono odruch obronny – bo któż z nas chce, żeby w czymkolwiek było trudniej? Ale z drugiej strony… Te najpiękniejsze rzeczy w naszym życiu kosztują zwykle najwięcej i są najtrudniejsze.

Pierwsze „rozpoznanie” Jezusa, które stanowi zaledwie zachętę, wprowadza nas w relację, w której robi się coraz ciemniej, a wrażeń jest coraz mniej – szczególnie tych zmysłowych. Deus abconditus – Bóg ukryty zaczyna nas prowadzić swoimi ścieżkami – kompletnie odmiennymi od dotychczas nam znanych. Ukrywa się? Ale po co? Ano po to, żeby wzmocnić naszą tęsknotę, żeby nas bardziej skłonić do szukania, żeby potęgować nasze pragnienia. Jeśli człek nie skapituluje, nie cofnie się, to nagle otwierają się przed nim zupełnie nowe światy. I wówczas już nie uzdrowienia i cuda takie czy inne są najważniejsze, że On sam – Ten, dla którego jestem gotów poświęcić wszystko… 

Myślę o tym na kolejnych rekolekcjach, podczas których znów spotykam siostry zapraszane do „dorosłej” wiary, które boją się uczynić krok w wierze, boją się ryzyka, boją się, że zostaną z niczym. Jakby zapominały, że rzecz dotyczy Boga samego, który nigdy nas nie zubaża, ale zawsze wzbogaca. Czy wszyscy tak czasem nie mamy? Czy nie boimy się, że stracimy coś, co tak lubimy – to ciepełko w relacji z Panem, te pociechy i wzruszenia? Czy nie przywiązujemy się do nich zbyt mocno? Bo może się po chwili okazać, że dary są ważniejsze niż Dawca… 

Dobry czas… Cisza i spokój gnieźnieńskiego klasztoru sióstr Pallotynek „pod lasem”. Dobre rozmowy, dużo modlitwy i tworzenie kolejnych konferencji w bardzo sprzyjającej atmosferze. Służba osobom konsekrowanym – widzę w tym jakieś powołanie w powołaniu, do którego Pan mnie zaprosił…

1 komentarz:

  1. "A wszyscy ,ktorzy się Go dotknęli odzyskiwali zdrowie "
    Kiedy w moim życiu był ten moment dotkniecia Pana Jezusa?..
    Pamiętam i zapisany mam ten moment w sercu...
    Świadome powiedzenie Bogu tak, laska zerwania z dotychczasowym zyciem bez Boga.. zyciem w grzechu..
    Pycha i wlasne ego,skrupuly nie dopuszczaly do serca cudownego leku, ktorym jest bezwarunkowa miłość Jezusa.
    Czas fajerwerkow minął i..łatwo nie było . Byly etapy kapitulacji i cofania się i pewnie będą..
    "Nowe swiaty"- nasuwa się refleksja kto jest obecnie moim nowym swiatem.
    W ktora strone idę?
    Do czego Pan Jezus zaprasza..

    Dziękuję za tę Ewangelię i za refleksję..
    Dla mnie dzis bardzo ważna rocznica..dokonanie wyboru ..a przede wszystkim łaska- to Pan dokonał tego dotkniecia..uzdrowienia duszy.
    Jemu chwala.

    OdpowiedzUsuń