niedziela, 8 grudnia 2013

cel jest tego wart!


zdj:flickr/Tom Haymes/Lic CC
Mili Moi...
Wczoraj wróciłem z Łodzi, gdzie uczestniczyłem w uroczystości złożenia ślubów wieczystych przez naszych pięciu młodszych braci. Uroczystość piękna. Przypomniałem sobie zaraz samego siebie leżącego na posadzce tego samego kościoła i ślubującego "Bogu żywemu i prawdziwemu, żyć na zawsze w posłuszeństwie, bez własności i w czystości". Lata mijają, a ja się wciąż tego uczę i mam nadzieję, że kiedyś osiągnę to, co nazywamy chrześcijańską doskonałością, czyli inaczej świętością.

Podróż do Łodzi była prawdziwym koszmarem. Jak to określił jeden z kierowców TIRa - jazda figurowa na lodzie. Było niesamowicie ślisko. Piaskarki oczywiście żadnej. Nie jeden raz przeżywałem emocje jak na loterii - zatrzymam się na czas, czy niekoniecznie (mimo że naprawdę posuwaliśmy się z prędkością 20 kilometrów na godzinę). Tym mniej było do śmiechu, im więcej samochodów, które zakończyły swoją jazdę w rowie mijaliśmy. No ale jakoś, po siedmiu godzinach dotarłem na miejsce. Jak się okazało nie byłem rekordzistą tego dnia. Niektórzy wyjechawszy w południe, dotarli do Łodzi nad ranem. Sentencjonalnie należałoby zakończyć - zima znów zaskoczyła drogowców...

A dziś ruszam do lubelskich nazaretanek, aby poprowadzić skupienie dla rodzin gromadzących sie przy ich klasztorze. Medytujmy nad tematem macierzyńskiej obecności Maryi. Dzisiejsza Uroczystość Niepokalanego Poczęcia, która dla naszego zakonu jest tak ważna (bo to franciszkanie od wieków tego przywileju Maryi bronili) motywuje do głębszego namysłu nad wydarzeniami z Jej życia. Dziś urzeka mnie przede wszystkim troska Boga o ludzkość, której nie jest w stanie zniweczyć nawet ludzki grzech. Tuż po grzechu pierwszych rodziców Pan zapowiada ostateczne wyzwolenie i realizuje je przy udziale tej młodej dziewczynki...

Zdumiewa mnie Jej dojrzałość. Wszak, jak mówią komentarze, Maryja ma 12-13 lat, bo to w tym wieku dochodziło do zaręczyn w ówczesnym Izraelu. Ja stary chłop, po kilkunastu latach formacji zakonnej, mam czasem dużo większy problem z dojrzała odpowiedzią na Boże zaproszenia, niż ta młodziutka dziewczyna. Piękna jest w tym swoim zmaganiu, które jest prawdziwe, którego nie ukrywa. Piękna jest w tej odpowiedzi, która jest pełna zaufania, w której zawierza Bogu całe swoje młode życie. To nie kapitulacja woli, to gest totalnego przylgnięcia do Bożej propozycji, tylko dlatego, że jest Boża. Nie dlatego, że anioł Maryi wytłumaczył wszystko, nie dlatego, że zważyła w sercu wszystkie "za" i "przeciw", nie dlatego, że miała pewność, że podoła... Nie. Tylko dlatego, że tego chce Bóg, a skoro On tego chce, to również On dopełni wszystkich braków, On poprowadzi, On wszystko przewidzi... ON, nie Ona...

 Tak bardzo chciałbym być świeży jak Maryja w obcowaniu z Bożym Słowem. Tak chciałbym wychodzić codziennie na nowo z tego gorsetu życiowego doświadczenia, który bywa wielkim ograniczeniem. Tak bardzo chciałbym wchodzić w tę Jego troskę o człowieka. Przecież Jego plan na moje życie, choć z pewnością nie tak znaczący, jak plan na życie Maryi, również objawia się stopniowo. Pan przychodzi każdego dnia i zaprasza. Buduje w ten sposób moją małą historię zbawienia i pozwala mi uczestniczyć w tej wielkiej. Na moim, przewidzianym przez Niego miejscu. W mojej, nadanej mi przez Niego roli. Ale nic nie dokonuje się bez mojej decyzji. Wielka historia zbawienia idzie do przodu, ponieważ Pan zrealizuje ją ze mną, czy beze mnie. Natomiast moja, życiowa historia zbawienia może utknąć w martwym punkcie. Kiedy? Właśnie wtedy, gdy uznam, że Bóg już nic nowego nie może chcieć ode mnie, że wyczerpała się Jego pomysłowość, że wszystko, co chciał mi powiedzieć, już powiedział, że decyzje, które miałem podjąć, już podjąłem...

Nie. Mój Bóg jest "nowy" każdego poranka. Mój Bóg jest dynamiczny. Mój Bóg działa. A ja słucham, dziwię się, niczym Maryja, stawiam Mu pytania, próbuje zrozumieć. Ale obym umiał decydować, obym nie zwlekał zbyt długo, obym rozpoznawał bezbłędnie godzinę mojego nawiedzenia. Bo Jego propozycje, choć trudne, są zawsze lepsze, niż mój "święty spokój", a droga z Nim jest fascynująca. Póki trwa podróż życia muszę być codziennie rano gotów, żeby znów wyruszyć... Cel jest tego wart!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz