(fot. flikr.marathon photo/ Lic. CC)
Mili Moi...
Niedziela, którą postanowiłem spędzić leniwie. O ile to oczywiście możliwe w
dniu przybycia gości. przygotowania bliższe trwają. Ale właściwie są na
ukończeniu. Dziękuję za miłe słowa wszystkim, którzy zechcieli je skierować po
tej zmianie miejsca blogowania. Jak napisałem, mam nadzieję, że wszyscy
odniesiemy z tej okazji jakieś korzyści. Duchowe rzecz jasna. Mój poprzedni
bloog prawdopodobnie powisi jeszcze nieco w internecie. To głównie zasługa Pani
Pauliny, która o to poprosiła. Ale nie będę zdradzał szczegółów, żeby nie było,
że się chwalę, skupiam na sobie czy coś tam :) Jeśli sama zechce to napisze...
A wiem, że zagląda :)
Dziś porusza mnie to pytanie Jezusa - czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę, gdy
przyjdzie? Czy znajdzie? Żyjemy w epoce, w której robi się wszystko, żeby
ludziom zohydzić to, co z wiarą związane, żeby pokazać środowisko ludzi
wierzących jako patologię społeczną, a co więcej, jako niszową grupę, której
odmawia się nie przywilejów, nie, nie... ale zwykłego szacunku
często. Praca trwa i, co więcej, prawdopodobnie odniesie zamierzony skutek w
życiu wielu osób, dla których już dziś wiara jest dodatkiem do ich życia. Być
może za chwilę więc zrezygnują z tych namiastek, które jeszcze gdzieś w ich
sercu się tlą. Jeśli dzisiejsze czasy, w myśl słów papieża Benedykta, są czasami
"cichej apostazji" to aż strach pomyśleć jakie odstępstwo nas jeszcze
czeka... Być może słowa Jezusa - nie bój się mała trzódko, będą już wkrótce
bardzo aktualne...
Ale gdybanie o przyszłości i próby jej przewidywania są zdaje się czymś, co
zakrawa na praktyki, od których dystansowałem się w poprzednim poście. Więc
"idźmy do ad remu" jak powiada jeden z naszych profesorów. A istotą
jest moja własna wiara, bo przecież Słowo jest kierowane do mnie i to ja
pierwszy mam być jego słuchaczem. Zdałem sobie sprawę, że w moim życiu wiara
zawsze była prawdziwym fundamentem i źródłem niezwykłego entuzjazmu, prawdziwej
radości, chęci do działania i tak dalej... Czy coś się zmieniło, że o tym
wspominam? No właśnie dziś medytuję, czy nie przywykłem za bardzo do świata
mojej wiary, czy ona mnie nadal cieszy, a
co więcej, czy to ona jako pierwsza motywuje mnie do podejmowania różnych
życiowych aktywności? Innymi słowy, czy gdyby Pan przyszedł dziś, to znalazłby
w moim sercu tę wiarę, o której dziś wspomina? A może zamiast niej natknąłby
się na pragnienie świętego spokoju, wyrachowanie, zdystansowanie, dobrotliwy
uśmieszek nad wieloma ważnymi kwestiami, tchórzostwo i tak dalej, i tak
dalej... Co znalazłby we mnie? Jaka ta moja wiara jest?
Pewnie dobrym probierzem jest modlitwa... Jej gorliwość i intensywność coś
ważnego o mojej wierze mówią... I uświadomiłem sobie, że dużo modlę się za
innych. Sprawia mi to radość i wkładam w to kawał serca. Ale za siebie i swoje
sprawy? No właśnie... Również o nich wspominam... Ale są takie tematy, w
których chyba nie wierzę i nie liczę na ich wysłuchanie moich próśb... Czy to nie absurdalne?
Takim tematem jest choćby moja zdolność do nauki języków obcych... Od wielu
miesięcy proszę Pana o jej wzmożenie. Zainspirowany moimi zagranicznymi
wizytami, zatęskniłem za swobodnym komunikowaniem się... Ale moje życiowe
doświadczenie staje w poprzek tej modlitwy. Nie mogę sie nauczyć i tyle... Czy
nie zdaję sobie sprawy, że Pan może zmienić ten stan jedną swoją myślą?
Owszem... Czy nie wiem, że to dla Niego nie jest żaden problem? Oczywiście, że
wiem... A uwierzyć ciężko... Staram się jednak, niczym ta uboga wdowa, każdego
dnia na nowo przedstawiać Mu moją prośbę, licząc na to, że On, który wie
lepiej, czego mi potrzeba, spojrzy na mnie z wyrozumiałością i wspomoże...
Przy okazji... Są to już ostatnie dni, żeby podesłać mi swoją intencję.
przypominam, że zabiorę je na moją pielgrzymkę do Ziemi Świętej, którą
rozpoczynam już w przyszła niedzielę. Nie zwlekajcie więc... Ślijcie na nowy adres - bratmajkel@gmail.com Zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz