środa, 30 października 2013

Bóg jest Prawdomówny...



Mili Moi...
Trwa moja pielgrzymka po Ziemi Świętej... Niewątpliwie mogę ją nazwać rekolekcjami. Bo poza tym, co rodzi mi się w sercu na porannych medytacjach, to oczywiście samo obcowanie z "Piątą Ewangelią" jest fascynujące. Niestety krótkość czasu sprawia, że możemy w tych wszystkich ważnych miejscach spędzić tylko chwileczkę, ale nawet i to... Dziś szczególnego wzruszenia doznałem w Kościele Prymatu, gdzie według tradycji mieści się skała, na której Pan przygotował swoim Apostołom śniadanie wielkanocne. Tam też Piotr usłyszał - paś owce moje.... Tam też usłyszał - czy miłujesz mnie? Ja też poczułem się troszkę zaproszony do tego dialogu.... Dialogu, który dziś w sposób szczególny wybrzmiał we mnie na Górze Błogosławieństw. Poczułem tam... ciszę... To jakiś fenomen, bo ludzi było koszmarnie dużo, jak wszędzie... Ale ja tam trwałem w ciszy.... Ona rodzi dialog...

Dziś, medytując nad błogosławieństwami, pomyślałem sobie, że długo bałem się o nich mówić. Jakbym nie umiał "wybronić" Jezusa, który swoimi błogosławieństwami wywraca ludzki świat do góry nogami.... Fenomen... A Pan już jakiś czas temu przyszedł do mnie z przełomowym przekonaniem - przecież nie mówisz od siebie. To nie ty jesteś gwarantem tych słów. To Ja jestem ich gwarantem... A ja jestem Bogiem Prawdomównym i nie chcę nikogo oszukiwać. Zdałem sobie sprawę, że nie muszę bronić Jezusa, bo wobec niewierzących nie ma na to szans, a wobec wierzących jest to zupełnie zbędne... Wierzących w to, że Bóg jest Prawdomówny... Z pewnością jednak łatwiej jest mówić, łatwiej słuchać, niż błogosławieństwami żyć... Tym bardziej uwielbiam dziś Jezusa za to wyciszenie, którego dał mi posmakować... Bo ono daje szansę na "przeprogramowanie". Świat, w którym żyję programuje mnie bowiem nieustannie na swoje sposoby przeżywania szczęścia. A ja chcę wierzyć raczej Jemu, mojemu Bogu, który mi mówi, że są dwa sposoby osiągania szczęścia - budować i szukać... W jednym i drugim ma być sporo mnie... Bo wiele jest sytuacji ode mnie niezależnych, niełatwych, w których mogę szczęście odnaleźć. I wiele jest sytuacji, które zależą ode mnie, ale tylko przez określony sposób bycia to szczęście zbudować w nich mogę. Nade wszystko jednak - ON... Mój Pan, który jest ostatecznym źródłem szczęścia i jego gwarantem. A wówczas żadne zewnętrzne okoliczności tego nie zmienią...

W świętych miejscach radosne spotkania. Na Górze błogosławieństw przyszedł po Mszy do zakrystii jakiś czarnoskóry ksiądz i spostrzegłem, że dyplomatycznym szeptem pyta zakonnicę zakrystiankę, czy może porozmawiać z którymś z ojców. Podszedłem sądząc, że będzie chciał się wyspowiadać, co już mi się tu zdarzyło... A On zapytał skąd jestem... i czy może sobie zrobić ze mną zdjęcie :) Natomiast w tym samym miejscu, wpisując się do księgi kapłanów sprawujących Mszę, spostrzegłem, że tuż nade mną wpisał się o. Aidan Walsh, mój gwardian, przełożony z czasów, kiedy pracowałem w Irlandii. Wpis był wczoraj, więc pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że spotkamy się gdzieś... I rzeczywiście.... Na Górze Tabor uścisnęliśmy się znowu. Tyle radości...

 Piękny czas... Także dzięki Szymonowi, naszemu bardzo młodemu przewodnikowi. Absolwent farmacji,, który właśnie rozpoczął teologię na tej samej uczelni, na której i ja obecnie studiuję. No ma chłopak to coś... dar... umiejętność.... Mówi, ewangelizuje, świadczy, modli się, przystępuje do komunii.... Piękny obraz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz