Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą.
Mówił: "Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i
wierzcie w Ewangelię!" Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał
Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli
bowiem rybakami. I rzekł do nich Jezus: "Pójdźcie za Mną, a sprawię, że
się staniecie rybakami ludzi". A natychmiast, porzuciwszy sieci, poszli za
Nim. Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana,
którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni,
zostawiwszy ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi, poszli za Nim.
Mili Moi…
Dziś kolejny dzień z cyklu
„cudowne”. Moim noworocznym postanowieniem jest bardzo troskliwie zadbać o
comiesięczny dzień skupienia, do którego zobowiązują nas nasze zakonne
dokumenty. Dziś był właśnie pierwszy tegoroczny. A spędziłem go u gościnnych
sióstr klarysek w Pniewach. Cisza, spokój, cały dzień bez telefonu. A za ścianą
możliwość nieustannej adoracji Jezusa. Spacer do sióstr urszulanek i do grobu
świętej matki Urszuli Ledóchowskiej. A w tle dzisiejsza Ewangelia i List do
Hebrajczyków, którego lekturę podjąłem. No i okazało się, że ten dzień był
zdecydowanie za krótki, bo nie wszystko zdążyłem z Panem omówić. Ale i tak
sporo spraw uporządkowałem. Zeszyt i długopis to jednak znakomite wynalazki –
pozwalają zobaczyć to, co kłębi się w głowie.
A najbliższe dni to już
musi być konkretna praca nad rekolekcjami dla sióstr, bo to nigdy nie idzie
szybko. A jedne już potwierdziły termin, na który jesteśmy umówieni w lutym.
Domy rekolekcyjne wprawdzie nadal nie przyjmują gości, ale dzieje się tak, jak
działo się w maju ubiegłego roku, kiedy wszystko powoli budziło się z letargu.
Otóż wówczas rekolekcje siostry organizowały w większych domach swoich zgromadzeń.
Nie było to rozwiązanie idealne, ale na tamten czas możliwe. Dziś chyba też nie
będzie inaczej. Przynajmniej na razie. Tak czy owak – przygotowania czas
zintensyfikować.
Dziś zaś rozmyślałem o
tym, czy można wezwanie Jezusa potraktować rozłącznie. Pójdźcie za mną.
Sprawię, że staniecie się rybakami ludzi. I niestety chyba można. Przeakcentowanie
któregoś z elementów zwykle prowadzi do mniejszej lub większej katastrofy.
Kiedy bowiem człek skupi się nadmiernie na „łowieniu ludzi”, to może się okazać,
że po jakimś czasie już nie dla Jezusa pracuje, ale dla swoich własnych ambicji,
dla pieniążka, albo dla realizacji wewnętrznych wizji, które są znacznie
prawdziwsze niż Ewangelia, lub to, co głosi Kościół. Jeśli zaś „chodzenie za”
staje się absolutnym priorytetem, to może się okazać, że jakiekolwiek „zatrzymanie
się” Jezusa jest niezwykłym dyskomfortem dla Jego naśladowcy. Innymi słowy –
jestem tu już trzy miesiące, wszystko jest takie banalne, powtarzalne – nudne po
prostu. Idźmy już gdzie indziej…
Tymczasem On każdego dnia,
ciągle na nowo wzywa – pójdź za mną, a ja cię uczynię… I chcę o tym pamiętać i
słyszeć to każdego poranka, kiedy z szacunkiem wciągam na siebie habit.
Wiedzieć kim jestem i po co jestem. To możliwe tylko wówczas, kiedy Jego
słucham bardziej niż siebie. Kiedy Jego słucham dziś. Każdego dnia.
A na koniec jeszcze małe
zaproszenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz