poniedziałek, 11 stycznia 2021

usłyszeć Boga...


(Mk 1, 14-20)
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: "Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!" Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich Jezus: "Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi". A natychmiast, porzuciwszy sieci, poszli za Nim. Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni, zostawiwszy ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi, poszli za Nim.

 

Mili Moi…
Dziś kolejny dzień z cyklu „cudowne”. Moim noworocznym postanowieniem jest bardzo troskliwie zadbać o comiesięczny dzień skupienia, do którego zobowiązują nas nasze zakonne dokumenty. Dziś był właśnie pierwszy tegoroczny. A spędziłem go u gościnnych sióstr klarysek w Pniewach. Cisza, spokój, cały dzień bez telefonu. A za ścianą możliwość nieustannej adoracji Jezusa. Spacer do sióstr urszulanek i do grobu świętej matki Urszuli Ledóchowskiej. A w tle dzisiejsza Ewangelia i List do Hebrajczyków, którego lekturę podjąłem. No i okazało się, że ten dzień był zdecydowanie za krótki, bo nie wszystko zdążyłem z Panem omówić. Ale i tak sporo spraw uporządkowałem. Zeszyt i długopis to jednak znakomite wynalazki – pozwalają zobaczyć to, co kłębi się w głowie.

A najbliższe dni to już musi być konkretna praca nad rekolekcjami dla sióstr, bo to nigdy nie idzie szybko. A jedne już potwierdziły termin, na który jesteśmy umówieni w lutym. Domy rekolekcyjne wprawdzie nadal nie przyjmują gości, ale dzieje się tak, jak działo się w maju ubiegłego roku, kiedy wszystko powoli budziło się z letargu. Otóż wówczas rekolekcje siostry organizowały w większych domach swoich zgromadzeń. Nie było to rozwiązanie idealne, ale na tamten czas możliwe. Dziś chyba też nie będzie inaczej. Przynajmniej na razie. Tak czy owak – przygotowania czas zintensyfikować.

Dziś zaś rozmyślałem o tym, czy można wezwanie Jezusa potraktować rozłącznie. Pójdźcie za mną. Sprawię, że staniecie się rybakami ludzi. I niestety chyba można. Przeakcentowanie któregoś z elementów zwykle prowadzi do mniejszej lub większej katastrofy. Kiedy bowiem człek skupi się nadmiernie na „łowieniu ludzi”, to może się okazać, że po jakimś czasie już nie dla Jezusa pracuje, ale dla swoich własnych ambicji, dla pieniążka, albo dla realizacji wewnętrznych wizji, które są znacznie prawdziwsze niż Ewangelia, lub to, co głosi Kościół. Jeśli zaś „chodzenie za” staje się absolutnym priorytetem, to może się okazać, że jakiekolwiek „zatrzymanie się” Jezusa jest niezwykłym dyskomfortem dla Jego naśladowcy. Innymi słowy – jestem tu już trzy miesiące, wszystko jest takie banalne, powtarzalne – nudne po prostu. Idźmy już gdzie indziej…

Tymczasem On każdego dnia, ciągle na nowo wzywa – pójdź za mną, a ja cię uczynię… I chcę o tym pamiętać i słyszeć to każdego poranka, kiedy z szacunkiem wciągam na siebie habit. Wiedzieć kim jestem i po co jestem. To możliwe tylko wówczas, kiedy Jego słucham bardziej niż siebie. Kiedy Jego słucham dziś. Każdego dnia.

A na koniec jeszcze małe zaproszenie…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz