Jezus wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go
nauczał. A przechodząc, ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego na komorze
celnej, i rzekł do niego: "Pójdź za Mną!" Ten wstał i poszedł za Nim.
Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników
siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Wielu bowiem było tych, którzy szli
za Nim. Niektórzy uczeni w Piśmie, spośród faryzeuszów, widząc, że je z
grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: "Czemu On je i pije z
celnikami i grzesznikami?" Jezus, usłyszawszy to, rzekł do nich: "Nie
potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby
powołać sprawiedliwych, ale grzeszników".
Mili Moi…
Walka trwa… Jaka? Taka
codzienna. Ze zniechęceniami, zmęczeniem, znudzeniem pewną powtarzalnością
czynności, które trzeba wykonywać. Pracuję nad rekolekcjami dla sióstr i
doświadczam swoistego napięcia. Bo z jednej strony widzę jak wiele jest do
powiedzenia i często to Jezusowi mówię – tak wiele chciałbym o Tobie jeszcze
opowiedzieć. A z drugiej strony – kiedy mam się zabrać za pracę, za mozolne
zbieranie myśli, za napisanie jakiegoś konspektu konferencji, za późniejsze
napełnianie go treścią – to robi mi się zielono przed oczami… Dlaczego zielono?
Bo taki kolor ma narzuta na moim łóżku. A zbyt intensywne wpatrywanie się w nią
kończy się zwykle bardzo źle dla procesu twórczego. W tym tygodniu ruszyłem z
miejsca. To cieszy. Ale z rozmiaru wykonanej pracy nie jestem za bardzo
zadowolony.
Pisze o tym również w
kontekście świętego Berarda i Towarzyszy, pierwszych męczenników
franciszkańskich, których właśnie dziś wspominamy. Ich walka zakończyła się
oddaniem życia dla Chrystusa i to w sposób, który dziś nie zyskałby raczej
aprobaty. Oni udali się do Maroka wiedząc dobrze, że jeśli będą tam głosić Ewangelię,
to z pewnością zginą. Nie było innej opcji. Muzułmanie wówczas byli bezlitośni
wobec innowierców, którzy ośmielili się na ich terenie „obrażać” Proroka fałszywymi,
według nich, naukami. Czy to nie było więc samobójstwo? Czy nie szafowali zbyt
łatwo tym najcenniejszym przecież Bożym darem, jakim jest ludzkie życie?
Ale czy Jezus w
dzisiejszej Ewangelii nie robi czegoś podobnego, tylko w wersji soft? Idzie do
grzeszników, znajduje się na ich terytorium, jest nimi otoczony, oddaje im
samego siebie. Trudno spodziewać się, że wszyscy uczestnicy uczty u Lewiego
mają pozytywny stosunek do Mistrza. Być może rzeczywiście Jezusowi nic nie
grozi – gwarantuje Mu to gospodarz, który już odpowiedział na Jego wezwanie do
nawrócenia. Ale przecież dzieje się tam dokładnie to, co w życiu Berarda i
Towarzyszy. Jezus niesie Prawdę Ewangelii tym, którzy są od niej bardzo oddaleni,
których życie w żadnym wypadku nie jest z nią zgodne i którzy być może wcale
nie mają ochoty jej przyjmować.
Dziś nie, ale przecież
ostatecznie Jezus również umrze z ręki grzeszników. Odda życie na znak
prawdziwości tej Dobrej Nowiny, którą przyniósł, którą był On sam. To w Jego
ślady pójdą pierwsi franciszkanie i tak wielu, wielu innych w historii
Kościoła. Może więc zamiast pytać, czy to nie zbyt wielkie ryzyko, czy należy wystawiać
się na takie niebezpieczeństwo, czy „gra jest warta świeczki”, należałoby zapytać
co to za miłość, którą pozwala człowiekowi na takie szaleństwo i jak wielka
musi być troska o drugiego, o jego wieczne zbawienie, że uczeń Chrystusa jest
gotów pokonać naturalny lęk przed śmiercią i wejść w paszczę lwa?
Myślę o priorytetach,
kiedy dziś wspominamy pierwszych naszych męczenników… Myślę o priorytetach
zanim jeszcze przeczytam garść nowych wiadomości o tych, którzy się nie
zaszczepia, bo „chcą jeszcze trochę pożyć”; o tych, którzy musza koniecznie
zjeść coś w restauracji, albo poszusować na stokach, do tego stopnia, że gotowi
są kłamać i „obchodzić” obostrzenia; o tych, którzy dla treningu na siłowni gotowi
są zaciągnąć się do polskiej reprezentacji saneczkarskiej… Świat wciąż żyje po swojemu... Świat żyje dla samego siebie... Świecie mój, ilu
Berardów odda jeszcze życie, żebyśmy przypomnieli sobie z czyich rąk wyszliśmy
i czyje ręce przyjmą nas z powrotem? Żebyśmy przypomnieli sobie, co naprawdę
jest ważne…
Zupełnie jak o.Zbigniew Strzałkowski i o.Michał Tomaszek, którzy oddali swoje życie w Pariacoto...w imię Chrystusa.
OdpowiedzUsuń