(Łk 18,35-43)
Kiedy Jezus zbliżył się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i
żebrał. Gdy usłyszał, że tłum przeciąga, dowiadywał się, co się dzieje.
Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: „Jezusie,
Synu Dawida, ulituj się nade mną!” Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego,
żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się
nade mną!” Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się
zbliżył, zapytał go: „Co chcesz, abym ci uczynił?” Odpowiedział: „Panie, żebym
przejrzał”. Jezus mu odrzekł: „Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła”.
Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to
widział, oddał chwałę Bogu.
Mili Moi…
Wczoraj zakończyliśmy weekend
z małżeństwami poświęcony ludzkim potrzebom. To, co mnie zachwyca to fakt, że
zawsze mamy na tych weekendach nadkomplet. Jest wciąż sporo ludzi, którzy
szukają pogłębienia swojej więzi małżeńskiej. I to daje ogromnie dużo nadziei.
A dla mnie to znów wiele dobrych rozmów, wysłuchanych głębokich spowiedzi i pięknych
spotkań z tymi, których już wcześniej miałem okazję poznać podczas Spotkań Małżeńskich.
Poza tym ekipa prowadząca (bo to zawsze kilka małżeństw) posługiwała na takim
poziomie profesjonalizmu, że wzbudziło to mój podziw i masę przyjemnych uczuć.
Na odpoczynek jednak nie
ma czasu. Dziś ruszam na kolejne rekolekcje głoszone dla braci w
Niepokalanowie. Tym razem ma być to bardzo duża grupa. Czeka mnie więc w
najbliższych dniach sporo wysiłku, ale również niemało radości. Czas już również
powoli zabierać się za rekolekcje adwentowe i styczniowe rekolekcje dla sióstr.
Wszystko już istnieje w zarysie w mojej głowie, ale przelanie tego na papier
jest najtrudniejszym etapem działania.
A dzisiejsze Słowo, myślę
sobie, nie bez przyczyny rozpoczyna nasz zakonny, rekolekcyjny czas. Ślepota
grozi każdemu. A w ślad za nią najczęściej przychodzi bierność. I to nie ta
zewnętrzna – można bowiem pięknie działać na zewnątrz, ale wewnątrz być zupełnie
biernym, bezradnym, statycznym. Co więcej – bywa, że ślepocie towarzyszy lęk.
Wszak nie widząc, nie sposób właściwie zareagować na zagrożenie, a człek bywa
zaskakiwany ze strony, z której najmniej się tego spodziewał.
Przyznam szczerze, że ta
Ewangelia bardzo mocno mnie dziś dotyka również z racji tego, że bardzo
niejasno widzę swoją przyszłość, co jest dla mnie czymś zupełnie nowym. Ba,
niejasno… Ja jej w ogóle nie jestem w stanie dojrzeć. Nie wiem ku czemu prowadzi
mnie Pan, ale sam czuję się mocno bezradny w temacie „gdzie pracować i co robić, jak służyć moim kapłaństwem”?
I rzecz nie w tym, że pracować mi się nie chce i szukam jakiejś bezpiecznej
przystani. Wręcz przeciwnie – chce mi się zdecydowanie za dużo, a pogodzić tych
wszystkich pragnień się nie da. Trzeba dokonać jakiegoś wyboru… Nie pozostaje
mi nic innego, jak wołać – Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną…
A po co patrzeć jaka ma być przyszłość? Nie lepiej skupić się na tym co jest tu i teraz? Boga spotkać można właśnie tu i teraz.
OdpowiedzUsuń