Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak poznali Jezusa przy
łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do
nich: "Pokój wam!" Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą
ducha. Lecz On rzekł do nich: "Czemu jesteście zmieszani i dlaczego
wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja
jestem. Dotknijcie Mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, jak
widzicie, że Ja mam". Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz
gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich:
"Macie tu coś do jedzenia?" Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby.
Wziął i spożył przy nich. Potem rzekł do nich: "To właśnie znaczyły słowa,
które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co
napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach». Wtedy
oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. I rzekł do nich: "Tak jest
napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię
Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom,
począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego".
Mili Moi…
Dyskretne działanie Boga… Wbrew wszelkim oczekiwaniom nieprzyjaciół, pod
pozorami totalnej klęski, dokonał największego triumfu, którego wielkość
objawia nam się powoli i stopniowo. Uczniowie też nie byli w stanie ogarnąć jej
swoimi umysłami. Za każdym razem tak samo zdumieni, zatrwożeni, poruszeni. A On
ich zapewnia, że już teraz jest w nich zalążek świadectwa, które zaniosą całemu
światu. Wszystko musi dojrzeć. Potrzeba jeszcze jednego elementu – mocy z wysoka,
która ich uzbroi. Tak funkcjonuje Kościół – wszystko w swoim czasie, który zna
tylko Bóg. On się z tej wspólnoty nie wyprowadził i jej nie porzucił. Choć ona
znów staje u progu pewnej niewiadomej.
Odszedł papież Franciszek… Kiedy dwanaście lat temu ogłaszałem podczas rekolekcji
głoszonych we Włocławku, że mamy nowego papieża (pamiętam dokładnie ten dzień),
żywiłem spore nadzieje. Później rozczarowaniom nie było końca. Dziś jakiś szlachetny
pan w telewizorze powiedział, że inteligencja rozumiała Franciszka. Ja
widocznie z plebsu, który nie miał tej łaski. Nie rozumiałem i nie rozumiem.
Nie krytykowałem i nie krytykuję – nie rozumiem. Moje franciszkańskie serce
nakazywało mi przy papieżu trwać, ale pokochać go nigdy nie zdołałem. Ogromne
zamieszanie – to mój ogląd Kościoła w minionych dwunastu latach. Niech Pan go
wynagrodzi za dobro, które uczynił… A ja patrzę z nadzieją… Mój Kościół jest w
sercu Jezusa – On go prowadzi i z rąk nie wypuszcza. Wierzę w to…
A Święta? Z braćmi… Dużo radości, śmiechu, psychicznego odpoczynku… We
wtorek już nagrania w radio, wczoraj imieniny Prowincjała w Gdańsku i proboszcza
Jurka, sąsiada. No i czas zabierać się za rekolekcje w Niepokalanowie, które w czwartek
za tydzień rozpoczynam. A do pracy niełatwo się zabrać, kiedy zieleń za oknem
jest tak intensywna, a temperatura powietrza szepcze – zostaw wszystko i chodź
na spacer… No to idę… Powdychać wiosnę…
Zmarlemu Papiezowi daj Panie nagrodę,przygarnij Jego duszę do Swojego Krolestwa
OdpowiedzUsuńWielkosc triumfu...powoli i stopniowo... jakze ciezko jest cierpliwie trwac w okresie nocy ciemnej -ze swiadomoscią,ze to jest wlasnie czas oczyszczenia , hartowania ..Panie przymnoz wiary mojemu sercu