Jezus opowiedział faryzeuszom i uczonym w Piśmie następującą przypowieść:
„Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia
dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją
znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu;
sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo
znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadam wam: Tak samo w niebie większa
będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu
dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”.
Mili Moi…
Wziął pasterz tę owcę na ramiona… To dziś mnie pochłonęło w medytacji. Ten
gest, dotyk, który budzi najgłębszą pamięć. Wszak każdy z nas wyszedł z ręki
Boga. Mamy w sobie, bardzo głęboko zapisany dotyk Jego rąk. Zapomniany często. Przysypany
przez ogrom wrażeń tych przyjemnych, ale i bolesnych. Bywa, że wystarczy jeden
gest, jedno słowo, żeby nam się przypomniało i żeby poczuć się bezpiecznie.
Tysiące spotkań pośród codzienności. Wielu spotykanych to obolałe owce, które utraciły
kierunek, poczucie bezpieczeństwa, sensu, pozwoliły sobą zawładnąć tysiącom
lęków. A może jeszcze nie zauważyły… Może wciąż wydaje im się, że hasanie po
zielonych łąkach eliminuje łzy i strach wszelaki. Czasem jeden gest – czuły,
dobry, łagodny – przypomina o owczarni. Z której się wyszło (uciekło?) i do
której zawsze można wrócić… Czasem z tym gestem przychodzi ciepło Pasterza, rytm
Jego bijącego serca. A stąd już blisko do domu…
Kończę jutro rekolekcje dla dobrych Córek świętego Franciszka Serafickiego
w Sandomierzu. Nikt mnie nie okradł i nie zamordował, co oznacza, że o. Mateusz
robi dobrą robotę w tym najniebezpieczniejszym mieście w Polsce 😊 A poza tym… Pan jest dobry…
Siostry mają wielki ogród, wiele miejsc do cichej medytacji, lektury,
odpoczynku. To coś za czym tęskniłem. I znów dostałem w prezencie. To był dobry
tydzień. „Przeprosiłem” się nawet z kijaszkami i znów zacząłem z nimi wędrować.
Choć mam wnioski, których domyślałem się od dawna… Tylko rano – potem już
trudno mi wystartować. Przyjdzie mi chyba wstawać o 4.00 żeby zdążyć ze
wszystkim. Nie boję się tego. Byle uruchomić dobrą motywację i nabyć nieco
cnoty wytrwałości.
Jutro świętujemy jubileusz pięćdziesięciolecia życia zakonnego trzech
sióstr i sześćdziesięciolecia dwóch, pod wodzą biskupa. A zaraz potem ruszam do
Polanicy Zdrój, gdzie w niedzielę wieczorem rozpoczynam rekolekcje dla dobrych
sióstr Józefitek. Ale zanim będę do nich mówił, to najpierw pozwolę sobie na
wsłuchanie się w Pana. Cały niedzielny dzień zamierzam bowiem przeżyć jako
osobisty dzień skupienia. W kolejnym pięknym miejscu…
Jakże Pasterz kocha te owce -opuszczające owczarnię,bładzące w ciemności - poobijane poranione na skutek wlasnych wyborów..
OdpowiedzUsuńNiepojęta miłość Pasterza--zawsze szukającego - ...jakże wielką łaską jest mieć tę swiadomosć-ze się jest tą zagubioną owcą ,potykajacą się potrzebujacą miłosiernych ramion Ojca-- anizeli owcą , ktora Pasterza nie potrzebuje..
Oby nigdy nie znalezc się w groniec tych ,ktorzy pPasterza nie potrzebują...
Dziękuję za zatrzymanie się nad tym fragmentem ewangelii i rozwazaniem..