zdj:flickr/Dennis Jarvis/Lic CC
(J 21,15-19)
Gdy Jezus ukazał sie swoim uczniom i spożył z nimi śniadanie, rzekł do Szymona
Piotra: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci? Odpowiedział
Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś baranki moje. I
znowu, po raz drugi, powiedział do niego: Szymonie, synu Jana, czy miłujesz
Mnie? Odparł Mu: Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego: Paś owce
moje. Powiedział mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?
Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Czy kochasz Mnie? I rzekł
do Niego: Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham. Rzekł do niego
Jezus: Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy,
opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz
ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. To powiedział,
aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego:
Pójdź za Mną!
Mili Moi…
No i osiągnąłem tę fazę
urlopu, która zawsze pojawia się po około dziesięciu dniach. Faza ta wyraża się
w zawsze tych samych słowach – gdyby ktoś mi przebukował bilet, to nawet dziś
wracałbym do domu… No tak już jakoś jest, że wypoczywać za długo nie umiem i
najzwyczajniej w świecie tęskno mi do domu, do tych spraw, które na co dzień są
takie męczące. Dom to jednak dom… Takie miejsce na ziemi, do którego chce się
wracać. A tu jeszcze szesnaście dni… No ale nic… Wytrwam i pozmuszam się jeszcze
do odpoczywania…
Dla lepszego samopoczucia
i zbliżenia się do klimatu, który lubię najbardziej, zanurzyłem się wczoraj w
tłum przewalający się po ulicach Warszawy. Cały wieczór spacerów, dobrych
rozmów, obserwacji ludzi. Niezwykłe bogactwo twarzy, słów, zachowań… Dziś jeszcze
nieco się tym nasycę i wracam do Sztumu, bo jutro… No właśnie… Tak urlopowo…
Zostałem zaproszony do wygłoszenia katechezy w ramach czuwania przed Zesłaniem
Ducha Świętego w jednym z kościołów stacyjnych w Gdańsku. Różne wspólnoty
czuwają w różnych kościołach, aby zejść się na Mszę o północy w Kościele
Mariackim. W myśl słów jednego z moich dawnych spowiedników – jeśli jeszcze
chcą cię gdzieś słuchać, to jedź, bo przyjdzie taki czas, że już nie będą cię
zapraszali – zdecydowałem się pojechać. Myślę sobie, że to będzie dobry sposób
na uczczenie jedenastej rocznicy moich święceń, która jutro właśnie przypada…
Miałem wprawdzie być na Lednicy… Ale jeśli ktoś daje mi możliwość głoszenia… To
zawsze zwycięży…
A od poniedziałku zaczynam
rekolekcje… W tym roku w Łodzi, w naszym seminarium. Trochę inaczej, niż
zwykle, bo sam je będę sobie prowadził. Uzbrojony w dobrą duchową książkę i
kilka sensownych katechez internetowych, zamierzam się skupić, pomyśleć,
wyciszyć. Może Najwyższy zechce skierować do mnie na nowo te słowa, które dziś słyszymy
w Ewangelii – pójdź za mną… U Jana Piotr słyszy je na końcu Ewangelii, jakby
dopiero teraz był gotów na nie odpowiedzieć, jakby dopiero teraz miały one sens…
Po kilku latach, może już zmęczony sam sobą, swoim niezrozumieniem i swoimi
porażkami, słyszy – pójdź za mną… I rusza od nowa… I idzie. Ale już inaczej.
Dojrzalej…
Temu chyba służą
rekolekcje. Na nowo wyruszyć w drogę. Dojrzalej. Czy usłyszę w te dni – pójdź za
mną…? Czy usłyszę – paś owce moje? Tam, w Bridgeport, gdzie cię posłałem? Może
będę się mógł z Wami tym podzielić za tydzień…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz