Piłat powiedział do Jezusa: „Czy Ty jesteś Królem żydowskim?”. Jezus
odpowiedział: „Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?”.
Piłat odparł: „Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie.
Coś uczynił?”. Odpowiedział Jezus: „Królestwo moje nie jest z tego świata.
Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został
wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd”. Piłat zatem powiedział
do Niego: „A więc jesteś Królem?”. Odpowiedział Jezus: „Tak, jestem królem. Ja
się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie.
Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu”.
Mili Moi…
Nie jest trudno to wyznać – Jezus Królem! Ale dziś myślę sobie bardzo
intensywnie co to oznacza dla mnie samego? Jak z obowiązywalnością Jego słowa?
A władza – czy ona rzeczywiście rozciąga się nad moją codziennością? O co ja Jezusa
pytam i jak często zdarza mi się usłyszeć Jego wewnętrzny głos i za nim pójść?
Wcale nie mam bardzo jasnych i pięknych obserwacji. I sądzę, że wiąże się to z
nieustanną trudnością z bardzo świadomym przeżywaniem mojego życia, a może
lepiej powiedzieć – z uważnym jego przeżywaniem. Chciałbym z taką dużą
trzeźwością wewnętrzną smakować każdą chwilę, nie marnować ich, nie rozpraszać
się. Nie chcę wieczorem stawiać sobie pytania – gdzie podział się ten dzień? A jednak
często je sobie stawiam. Nie ma we mnie tej uważności, z którą wiąże się
ustawiczny, wewnętrzny dialog z Panem. I widzenie rzeczy takimi, jakimi są. Ważnymi
i mniej ważnymi, a jednak obecnymi i domagającymi się uwagi. Może wówczas mniej
słów Jezusa spływało by po skale mojego serca. A i ja mniej słów rzucałbym na
wiatr…
Ta uważność była przedmiotem moich rozważań podczas rekolekcji, które
odprawiałem w minionym tygodniu (dlatego znów dość długa przerwa w mojej
obecności tu – wybaczcie). Niestety odprawiałem te rekolekcje indywidualnie.
Robiłem to drugi raz w życiu i doszedłem do przekonania, że „nigdy więcej”. Ten
raz był trochę awaryjny, ale to tylko dowód na to, że musze lepiej planować
swój czas. Mimo uczciwości, z jaką podszedłem do rekolekcji, nie jestem
zadowolony z tego czasu. Po raz kolejny zobaczyłem, że jestem stworzeniem
wspólnotowym. Potrzebuję ludzi – ich obecności i świadomości, że uczestniczymy
w tym samym, że słuchamy razem, że towarzyszymy sobie w tej drodze. Tego mi
bardzo brakowało, choć ludzi było wokół mnie sporo, bo odprawiałem te ćwiczenia
w naszej wspólnocie seminaryjnej, która z szacunkiem odnosiła się do mojego
skupienia i nie naruszała go w żaden sposób.
Niemniej zobaczyłem po raz kolejny, że trudno mi być sam na sam ze sobą. To
nie nowe odkrycie, raczej mógłbym powiedzieć – tu nic się nie zmieniło. Po
drugie, bardzo uderzyło mnie słowo o. Jalicsa SJ, który twierdzi zgodnie z
Pismem, że chcąc się przekonać o poziomie swojej wiary, muszę sprawdzić jak
traktuję ludzi. Bo nie może kochać Boga, którego nie widzi, ktoś, kto nie kocha
człowieka, którego widzi. I, jak powiadał Jezus, wszystko, co uczyniliście
jednemu z tych najmniejszych, mnie uczyniliście. Te badania mają pokazać czy miłość
Boga którą deklarujemy ochoczo nie jest czymś wyłącznie intencjonalnym. Innymi
słowy, mówiąc – kocham Jezusa, mogę wyrażać raczej gotowość, chęć, pragnienie,
ale nie stan faktyczny. Być może fakty mojego życia mówią coś zupełnie innego –
i to pokażą mi ludzie wokół. I to ma dla mnie dziś wielkie znaczenie w
odniesieniu do królewskiej władzy Jezusa. Czy ona rzeczywiście jest władzą w
moim życiu?
A w tym tygodniu nadrabianie rzeczy różnych… Pierwsze – lekarze, których
czasem nawiedzić trzeba. Po drugie, czas zakończyć rekolekcje dla osób
konsekrowanych na rok przyszły, które rodzą się w oparciu o pytania Jezusa –
wspominałem już dawniej, że ten wątek bardzo mnie zatrzymał. Oczywiście równolegle
do tych spraw trzeba mi powoli (a może już nie tak całkiem powoli) obmyślać
dzień skupienia dla małżeństw w Bridgeport i weekendowe rekolekcje dla kobiet w
Cherry Hill – wszystko to na przełomie roku w Stanach Zjednoczonych. A przecież
on przyszłej niedzieli rozpoczynamy Adwent, a z nim rekolekcje. Pierwsze w
Gdyni, w parafii św. Maksymiliana na Witominie.
Nudy nie ma… Za to jest… Siedem kilogramów mniej. W jaki sposób?
Poczytajcie sami…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz