(Mt 9,18-26)
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i, oddając
pokłon, prosił: Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na
nią rękę, a żyć będzie . Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem
jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i
dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: żebym się choć Jego
płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się, i widząc ją, rzekł: Ufaj,
córko! Twoja wiara cię ocaliła. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus
przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy,
rzekł: Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi. A oni wyśmiewali Go.
Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała.
Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.
Mili Moi…
W piątek
pożegnałem moje rodzinne miasteczko Sztum… Moje i nie moje… Coraz mniej tam
znajomych osób, choć wciąż pełno ważnych miejsc. Kiedyś, dawno temu, słuchałem
z wielkim zainteresowaniem mojej świętej pamięci babci, która opowiadała mi,
jak to w wieku dojrzałym wybrała się do Działdowa, skąd pochodziła i tam „szukała
własnej młodości”. Ja z każdą wizytą w Sztumie mam podobnie… Szukam mojej
wczesnej młodości. Ale bezskutecznie…
W sobotę ruszyłem
w jedną z ostatnich podróży. Tym razem do Kazimierza Dolnego. Zostałem
poproszony o przewodniczenie uroczystościom pierwszych ślubów sióstr betanek.
Te młode dziewczęta miałem okazje prowadzić duchowo podczas lubelskiego etapu
moich studiów. Byłem ich konferencjonistą i spowiednikiem. Tym milej było się spotkać.
Nie ukrywam, że patrzyłem na nie z niedowierzaniem również dlatego, że „przed
chwilą” sam wychodziłem z nowicjatu zakonnego. A ta „moja chwila” zakonna trwa już
siedemnaście lat…
Tak dobrze było spotkać
ich rodziców, którzy już z dużym spokojem podchodzą do wyboru ich córek.
Pamiętam, że kiedy dwa lata temu miałem dla nich krótkie rekolekcje, wcale tak
nie było. Nie wszyscy potrafili się zgodzić z takimi wyborami swoich dzieci.
Ale niektórzy z nich mówili – powiedział ojciec wówczas to i tamto, do dziś to
pamiętam bo to mi pozwala tłumaczyć wybór mojej córki wobec różnych,
krytycznych głosów. Dobrze to czasem komuś do czegoś się przydać… Panu Bogu za
to dzięki…
A wczoraj jeszcze
bardzo dobry wieczór z Maciejem, moim lubelskim przyjacielem ze studiów.
Spacer, kolacja i dłuuugie rozmowy. Dziś można już spokojnie wsiąść do
samochodu i podążać do Gdyni, gdzie spędzę ostatnią noc przed wylotem.
Przejechałem podczas tego urlopu sześć tysięcy kilometrów i jestem bardzo
zmęczony… Wracam do domu, żeby odpocząć…
A nad Słowem myślę
dziś o cierpliwości. Przychodzi człowiek do Jezusa informując Go, że jego córka
dopiero co umarła. Mistrz wyrusza w drogę. Ale „traci czas” na dialogi z jakąś
kobietą, która akurat teraz musiała się pojawić ze swoją przypadłością. Przecież
tu liczy się każda minuta. Przecież tam dziecko dogorywa. Odejdź kobieto!!!
Mistrz ma teraz inne zadania. Ty masz jeszcze czas. My go już nie mamy! Czy to
tak trudno zrozumieć?
Ale nic takiego
się nie dzieje. Zwierzchnik synagogi pozwala Jezusowi przejąć całkowitą
kontrolę nad sytuacją. Nie układa Mu harmonogramu. Nie próbuje decydować o „kolejności
zgłoszeń”. Trochę tak, jakby posiadał bezgraniczną wiarę. A przecież wszyscy
wiemy jak o taką wiarę ciężko. Dziecko umarło… Im ciało dziewczynki
chłodniejsze, tym, wydawać by się mogło, wiara jej ojca winna być słabsza. Tyle
nam podpowiada ludzka logika. Tymczasem ojciec wierzy… I idą. Pokonują cały
zastęp ludzi, którzy bynajmniej nie pomagają w zachowaniu żywej wiary. Są
zwiastunami śmierci. Ich zgiełk i hałas, który czynią, pozwalają usłyszeć
śmierć z bardzo daleka… Tymczasem Jezus w ciszy ujmuje ją za rękę i wyprowadza
ze śmierci. I na nic ludzka logika, skoro Pan ma moc sięgnąć poza tę ostateczną
granicę. On ma moc ją przesunąć…
W takich chwilach
znów wracają jak bumerang słowa anioła wypowiedziane do Maryi podczas
zwiastowania – dla Boga nie ma nic niemożliwego… Dziś dokładnie tak samo, jak
dawniej… Pamiętajcie o tym w poniedziałek. I przez cała resztę tygodnia,
miesiąca, życia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz