piątek, 27 czerwca 2025

spokój...


(Łk 15,3-7)
Jezus opowiedział faryzeuszom i uczonym w Piśmie następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”.

 

Mili Moi…
Wziął pasterz tę owcę na ramiona… To dziś mnie pochłonęło w medytacji. Ten gest, dotyk, który budzi najgłębszą pamięć. Wszak każdy z nas wyszedł z ręki Boga. Mamy w sobie, bardzo głęboko zapisany dotyk Jego rąk. Zapomniany często. Przysypany przez ogrom wrażeń tych przyjemnych, ale i bolesnych. Bywa, że wystarczy jeden gest, jedno słowo, żeby nam się przypomniało i żeby poczuć się bezpiecznie. Tysiące spotkań pośród codzienności. Wielu spotykanych to obolałe owce, które utraciły kierunek, poczucie bezpieczeństwa, sensu, pozwoliły sobą zawładnąć tysiącom lęków. A może jeszcze nie zauważyły… Może wciąż wydaje im się, że hasanie po zielonych łąkach eliminuje łzy i strach wszelaki. Czasem jeden gest – czuły, dobry, łagodny – przypomina o owczarni. Z której się wyszło (uciekło?) i do której zawsze można wrócić… Czasem z tym gestem przychodzi ciepło Pasterza, rytm Jego bijącego serca. A stąd już blisko do domu…

Kończę jutro rekolekcje dla dobrych Córek świętego Franciszka Serafickiego w Sandomierzu. Nikt mnie nie okradł i nie zamordował, co oznacza, że o. Mateusz robi dobrą robotę w tym najniebezpieczniejszym mieście w Polsce 😊 A poza tym… Pan jest dobry… Siostry mają wielki ogród, wiele miejsc do cichej medytacji, lektury, odpoczynku. To coś za czym tęskniłem. I znów dostałem w prezencie. To był dobry tydzień. „Przeprosiłem” się nawet z kijaszkami i znów zacząłem z nimi wędrować. Choć mam wnioski, których domyślałem się od dawna… Tylko rano – potem już trudno mi wystartować. Przyjdzie mi chyba wstawać o 4.00 żeby zdążyć ze wszystkim. Nie boję się tego. Byle uruchomić dobrą motywację i nabyć nieco cnoty wytrwałości.

Jutro świętujemy jubileusz pięćdziesięciolecia życia zakonnego trzech sióstr i sześćdziesięciolecia dwóch, pod wodzą biskupa. A zaraz potem ruszam do Polanicy Zdrój, gdzie w niedzielę wieczorem rozpoczynam rekolekcje dla dobrych sióstr Józefitek. Ale zanim będę do nich mówił, to najpierw pozwolę sobie na wsłuchanie się w Pana. Cały niedzielny dzień zamierzam bowiem przeżyć jako osobisty dzień skupienia. W kolejnym pięknym miejscu…

piątek, 20 czerwca 2025

w drogę...


(Mt 6,19-23)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność”.

 

Mili Moi…
Światłem ciała jest oko… Chyba rzeczywiście wszystko zaczyna się od „spojrzenia”. Bywa ono czyste, bywa pożądliwe… A Jezus ciągle o wolności prawi. No bo przecież ten, który „musi” osiągnąć to czy owo, mieć to czy tamto, doznać tego czy czegoś innego, nie jest w rzeczywistości wolny, bo jego działania są zdeterminowane i podporządkowane celom, które zamierza osiągnąć. Czy to źle – zapyta ktoś? Mieć ambicje, pragnienia, plany? Ależ nie… Może tylko warto sprawdzać czy nasze ziemskie cele zgadzają się z „metacelami”. Czy mają jakiś odpowiednik w niebie. Bo jeśli nie, to funta kłaków są warte i na nic się nie przydadzą. Być może staniemy pełni doznań przed naszym Ojcem niebieskim, ale jakie będzie to miało znaczenie dla naszej nieziemskiej przyszłości?

Ileż ja się modliłem, żeby w ludziach nie widzieć „chodzących banknotów”. Bo to realne niebezpieczeństwo, kiedy ma się dzieło pod opieką, kiedy trzeba zorganizować to czy owo. Ileż modliłem się o to, żeby umieć wybierać – nie wszystko, co dostępne, jest przeznaczone dla mnie. I nie mówię tu o grzesznych przyjemnostkach, ile o całkiem neutralnych i wygodnych doznaniach. Jak bardzo łatwo się zapomnieć – o dyscyplinie, o duchu pokuty, o panowaniu nad sobą. Subtelny głos szepczący do ucha – przecież to nic złego… Może częściej trzeba samemu stawiać sobie głośne pytanie – nic złego, ale czy coś dobrego???

Wczoraj Boże Ciało… Dawno nie byłem na procesji. Zwykle trzeba było zostać w parafii i posługiwać (w większych miastach jedna, centralna procesja, niezależnie od rozkładu Mszy w poszczególnych parafiach). Tu, na naszej wsi ostródzkiej (z całą sympatią tak piszę), mogłem wędrować z ludźmi za Jezusem, nieść Go, śpiewać Mu. To był dobry czas.

A po południu obejście trasy jutrzejszego Biegu Małych Rycerzy Niepokalanej. Bardzo rozczarowuje ilość zainteresowanych dzieciaków (a raczej dorosłych, którzy nie podjęli wysiłku zorganizowania grup) bo bardzo dużo wysiłku nas to kosztuje. Ale bez narzekania – cieszymy się tymi, którzy przybędą. Grono pomocnych ludzi. Prawie wszystko gotowe. I nawet wyschły już ubrania po burzy, która nas wczoraj napadła i przemoczyła do suchej nitki.

Jutro więc wzmożony wysiłek, a od niedzieli dobre Córki Świętego Franciszka w Sandomierzu będą słuchać rekolekcji, które dla nich przygotowałem. A zatem znów w drogę…

niedziela, 15 czerwca 2025

i do dzieła...


(J 16,12-15)
Jezus powiedział swoim uczniom: ”Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi”.

 

Mili Moi…
Zawsze zatrzymuje mnie to „jeszcze znieść nie możecie”. Wiele tęsknoty we mnie budzi. Chciałbym wiedzieć więcej, poznawać Boga jeszcze bardziej, głębiej. Niejasno przeczuwam, że jestem gdzieś zaledwie u początku drogi i mam w sobie wielki głód. Moje życie niejako naturalnie skłania mnie do zaspokajania go. Wszak, żeby móc mówić na różne tematy, musze najpierw sporo poczytać. A to jest cudownie rozwijające. Nawet jeśli nie wszystko zapamiętuje, to nie jeden raz odkrywam nowe światy.

Ferdynand Kiepski pytał – a po co ja mam czytać, jak wszystko powiedzą mi w telewizorze? Ja zaś mam dokładnie odwrotnie – nic ciekawego w telewizorze nie znajduję, za to w książkach? Cudowny świat wiedzy, doświadczenia, mądrości. Nie bez przyczyny Umberto Eco mówił, że kto czyta, ten żyje dwa razy. A nadchodzi urlop – a z nim dopiero poważne czytelnicze plany…

Ale zanim, to jeszcze sporo pracy… Miniony tydzień to rekolekcje u dobrych sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Czwarta i ostatnia seria. Kończę ją z wielką sympatią do tego miejsca. O sympatii do sióstr wspominać nie muszę. Nieodmiennie jej doświadczam. Podczas rekolekcji wciąż powstawały wykłady na temat – „Rycerstwo Niepokalanej – szansa, wyzwanie czy relikt przeszłości?” Wygłosiłem je w sobotę dla Kursu Mariologii – niemal siedemdziesięciu osób w Instytucie Kolbianum w Niepokalanowie. W tym nie mam żadnego doświadczenia, dopiero je zdobywam. Zdołałem więc przez pięć godzin wygłosić zaledwie połowę tego, co przygotowałem, a i tak mówiłem najszybciej, jak potrafiłem… Przed nami kolejne spotkania, a dla mnie jakieś nowe doświadczenie. Oczywiście przyjąłem grupę słuchaczy do MI.

A z Niepokalanowa szybciutko do Lęborka, gdzie rozpocząłem dziś Rekolekcje Maryjne, które potrwają do wtorku. Dziś siedem Mszy, a co za tym idzie, siedem nauk. Jutro i we wtorek znacznie luźniej. Ale to nie oznacza wypoczynku. Bo w najbliższą sobotę Bieg Małych Rycerzy, organizowany przeze mnie i grono dobrych ludzi w Ostródzie. Przed nami jeszcze mnóstwo przygotowań. Ale jak przeżyjemy to wydarzenie, będę mógł już spać w miarę spokojnie. Choć od przyszłej niedzieli już rekolekcje dla Córek św. Franciszka w Sandomierzu… Różaniec w dłoń i do dzieła.



środa, 4 czerwca 2025

wciąż smakuje...


(Dz 20,28-38)
Paweł powiedział do starszych Kościoła efeskiego: „Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, nad którą Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam was Bogu i słowu Jego łaski władnemu zbudować i dać dziedzictwo z wszystkimi świętymi. Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: "Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi. Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą. Potem odprowadzili go na statek.

 

Mili Moi…
Bardzo mnie dziś zatrzymało to słowo, a szczególnie ten jego fragment o ludziach głoszących przewrotne nauki. Powstaną oni z nas. Spośród nas… Zewnętrzne niebezpieczeństwa znacznie łatwiej zweryfikować. Być może pomocą służy zasada ograniczonego zaufania. Ale ten, który jest w środku? Co więcej – dotąd był prawowiernym i godnym zaufania? Jak w miarę szybko wyczuć manipulację? Zwłaszcza jeśli jest dobrym kłamcą i zdarza mu się z początku po prostu mieszać prawdę z fałszem, albo przemycać delikatnie „rozmiękczające komunikaty”. Nie zawsze łatwo się zorientować. A kiedy się już z takim guru popłynie? Wówczas szczególnie trudno wrócić. Bo trzeba by uznać swój błąd, przyznać się do pomyłki. Może więc lepiej iść w zaparte, paląc za sobą mosty… Aż chciałoby się powiedzieć – a co na to Pan Bóg?

Rozważam dziś o tych sprawach w kontekście wczorajszej, dziewiętnastej rocznicy moich święceń kapłańskich. Kiedy zastanawiałem się, czego we mnie najwięcej w tym kolejnym jubileuszu, to nie mam wątpliwości, że wdzięczności. Już nie tylko za sam dar, ale za to, że wciąż mnie on fascynuje, „smakuje mi”, porusza mnie, ciekawi, intryguje, porywa, motywuje. Wciąż mi się dużo chce i wciąż mam z tego ogromnie dużo radości. Co więcej, widzę, że pochłania mnie ta służba coraz bardziej – nie tylko w wymiarze zewnętrznym, bo zobowiązań rzeczywiście moc, ale raczej w wymiarze wewnętrznym. Opowiadając niegdyś historię swojego powołania, zawsze mówiłem, że Pan Bóg mnie sobie wziął, właściwie na początku mojego życia. I mam wrażenie, że bierze mnie coraz bardziej. Aż zniknę tu na ziemi, a pojawię się w przestrzeni dużo bardziej realnej, bo wiecznotrwałej.

W każdym razie, mając tak wiele różnych kapłańskich doświadczeń, nigdy nie nosiłem w sobie pragnienia, żeby mieć jakąkolwiek „swoją” grupę. W tym sensie, że będą to ludzie spijający słowa z moich ust i gotowi iść za mną do samego piekła. Nigdy, w żadnej grupie, nie domagałem się tego rodzaju lojalności i nie umiem zrozumieć tych, którzy tego oczekują. Do dziś czuję się bardzo dziwnie, kiedy ktoś zaczepia mnie gdzieś i mówi, że słucha mnie w internecie. Nie mam parcia na szkło i dziś zdałem sobie sprawę, że obecny styl – czyli formacja niewielkich grup słuchaczy w odróżnieniu od mas (które kiedyś były moim cichym marzeniem) jest czymś właściwym i czymś, w czym czuję się dobrze… Niech więc ta przygoda trwa, a mój Bóg niech trzyma mnie mocno za rękę, żebym nigdy nie powstał głosząc przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów.

A wczoraj wróciłem z nagrań w Radio Niepokalanów. Ostatnimi czasy z powodu naglących obowiązków, nagrywaliśmy wszystko w jeden dzień, choć była to bardzo wymagająca praca. Tym razem wróciliśmy do rozłożenia jej na dwa dni, jak dawniej. I to była dobra decyzja, włącznie ze spacerem po Warszawie w ciepły wieczór… Tymczasem siedzę i piszę wykłady na temat Rycerstwa, które mam wygłosić w Niepokalanowie za niecałe dwa tygodnie. Pięć godzin gadania i to w nieco innym, niż rekolekcyjny, stylu. A w piątek ruszam już na kolejną, ostatnią turę rekolekcji dla sióstr Elżbietanek, do Puszczykowa… Chyba jestem gotów.

środa, 28 maja 2025

pospałem :)


(J 16,12-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi”.

 

Mili Moi…
Chcę słyszeć więcej i więcej… Tyle, ile mogę znieść na dziś. Ale chcę być napełniony Słowem do granic możliwości. Jest tyle wątków i tematów, które mnie zajmują. Tak wiele rzeczy chciałbym przeczytać (kolejka książek do przeczytania liczy się w setkach, a wciąż dochodzą nowe). Jestem tak spragniony znajomości Pana. I tak, dobrze wiem, że przede wszystkim zdobywa się ją na kolanach. Musze przyznać, że Japonia przyczyniła się do sprecyzowania pewnych duchowych intuicji, które dojrzewały we mnie od jakiegoś czasu. Dotyczą pewnej dyscypliny duchowej, pokuty, modlitwy… Oczywiście rozbijam się o swoje własne słabości, ale narasta we mnie przekonanie, że już czas na zmiany – w konkrecie życia. Pan daje mi też solidne znaki. Między innymi to, że przestaje mi smakować wiele przyjemności tego świata. Nie pamiętam, kiedy byłem w kinie. Ba, nawet kiedy obejrzałem jakiś film w telewizji. Nie mam w tym żadnej przyjemności… Jest tego więcej… I Bogu dziękuję, że On wciąż nade mną pracuje… A ja się temu bez lęku poddaję. 

Kończę jutro rekolekcje dla dobrych sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Musze przyznać, że przespałem tu wiele wolnych chwil. To efekt zmiany strefy czasowej. Ale już jest lepiej i jutro zamierzam wrócić do domu, gdzie pomieszkam przez cały weekend. Właściwie pojutrze miałem rozpoczynać rekolekcje dla Rycerstwa, ale zgłosiło się tak niewiele osób, że odwołaliśmy spotkanie, a ja postaram się ten czas równie dobrze wykorzystać. Ale po drodze jeszcze wizyta u Matki Urszuli Ledóchowskiej, wszak jutro jej święto, a ja jestem godzinkę od jej grobu w Pniewach. A w poniedziałek już Radio Niepokalanów i kolejne nagrania. Ale kto wie czy nie znalazłem miejsca na chwilę urlopu w stylu o jakim marzę. Siostry w Puszczykowie mają głęboko w ogrodzie mały domek – Pustelnię św. Franciszka. Jest tam pokoik, kapliczka z Tabernakulum, łazienka i kuchnia (wszystko, czego franciszkaninowi potrzeba). Można tu przyjeżdżać dla odpoczynku czy skupienia. Kiedy zobaczyłem to miejsce, natychmiast wkleiłem tam w wyobraźni siebie na leżaczku czytającego książkę za książką. W ciszy, spokoju, pełnej niezależności i w bezpośredniej bliskości lasu… A może i kolejne rekolekcje tu powstaną. O lepsze warunki chyba trudno… Marzenie. Oczy mi się zaświeciły. Jeszcze tylko dopasowywanie terminów i być może…

czwartek, 22 maja 2025

Japonia za nami...


(J 15,9-11)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna”.

 

Mili Moi…
Jak nie wypaść z Bożej miłości? Zdaje się, że jest jeden, jedyny sposób. To droga przykazań. Nie tylko zabezpiecza ona przed upadkiem, ale pozwala wejść w głąb. Uczyć się Pana i Jego sposobów myślenia. A kiedy człek je sobie przyswoi, może być pewien tego, o czym Jezus zapewnia w innym miejscu – Ojciec mój da wam wszystko, o co Go poprosicie… Może dlatego, że wówczas człowiek przeniknięty Bożą wrażliwością, wie już o co prosić. A może jest gotów na przyjęcie wszystkiego, co otrzyma z ręki Boga. Tak czy owak, droga przykazań jest pewna i warta tego, żeby po niej kroczyć…

Moja epopeja japońska dziś dobiegła kresu. O piątej nad ranem wylądowaliśmy w Warszawie. Jak w kilku zdaniach opowiedzieć o tym, co przeżyłem w te dni? Nie wiem…

Jest we mnie jakiś zachwyt kulturą wzajemnej grzeczności i uprzejmości. Kłanianie się sobie wzajemnie niemal w każdej sytuacji, cisza w miejscach wspólnych (choćby w pociągu), porządek i ład (żadnych śmieci na ulicach, palenie zakazane, zgrabne kolejki na peronach ułatwiające wsiadanie i wysiadanie). Skromność i powściągliwość (mundurki u dzieciaków i młodzieży, żadnych poszarpanych jeansów i dekoltów do pępka). Szacunek do starszych.

Z drugiej strony smutne oczy, ciągła gonitwa, nos w smartfonie, nieobecność… I brak Chrystusa. Raz tylko zaczepiły mnie młode dziewczęta pytając kim jestem, ale moja odpowiedź – księdzem katolickim, okazała się dla nich zupełnie niezrozumiała. Odeszły tak samo zdumione jak wcześniej, kiedy stawiały pytanie. Zdjęć zrobiono mi miliony – wszystkie dyskretnie, z ukrycia. Ale ja, po latach noszenia habitu, potrafię już te rzeczy dostrzegać. Byłem tam niewątpliwie „czymś niespotykanym”…

Pogańskie świątynie niezwykle okazałe, piękne. Mnóstwo ludzi odprawiających rytuały – klaszczących, uderzających w gong, dzwoniących dzwoneczkami, losujących wróżbę. A w opozycji do tego mnóstwo „dziecięcości” – ekrany pełne postaci z mangi i anime, stylizacja na bohaterów komiksów – nierzeczywisty świat konkurujący z pięknem realności.

Ale dla mnie najważniejszym spotkaniem było spotkanie z Matką w Akicie. Te objawienia od jakiegoś czasu bardzo grają mi w duszy, więc wizyta w Akicie była czymś, na co czekałem najbardziej. Zawiodłem się tylko jednym – że było bardzo mało czasu na osobiste spotkanie z Maryją. Ale to „przekleństwo” wszelkich pielgrzymek – czas, który goni. To maleńkie sanktuarium ukryte w lesie na wzgórzu, przede wszystkim uzmysłowiło mi, jak niewiele potrzeba do życia prawdziwego i jak proste może ono być. Kilka staruszeczek zakonnic, proste grządki, wielka cisza i proste zajęcia. Kościółek maleńki i bez zbędnych zdobień. Wszystko skoncentrowane na Chrystusie. To co konieczne skontrastowane z ludzkimi kaprysami skoncentrowanymi dla mnie w… podgrzewanych deskach sedesowych i całej gamie przycisków „udogodniających”, które również najbardziej pierwotną z potrzeb człowieka mają uczynić miejscem przyjemności i wygody. A w rzeczywistości są absolutnie zbędnym zbytkiem…

I słowa Maryi – potrzebuję dusz prostych, które zrozumieją wezwanie mojego Syna, które podejmą pokutę, wyrzeczenie, wynagrodzenie za grzechy świata, które budzą słuszny gniew w Ojcu. Maryja, która przypomina o tym, że Bóg może się gniewać (wszak my Go tego prawa pozbawiliśmy). Wiele dobrych pragnień się tam we mnie zrodziło. Oby udało się cokolwiek z nich zrealizować. Oby przetrwały próbę czasu i zwyczajnej codzienności.

Piękny czas, piękni ludzie, z którymi pielgrzymowałem, swoiste rekolekcje w drodze – dla nas wszystkich. W Akicie też doświadczyłem czym jest łaska kapłaństwa i jak bardzo potrafią ją cenić ci, którzy na co dzień jej nie mają. Siostry nie mają kapelana – Msza jest wówczas, kiedy pojawia się ksiądz, który ją odprawi. W „naszej” Mszy, poza siostrami uczestniczyło kilka osób – Japończyk, dwoje Francuzów, Brazylijka mieszkająca na Litwie, para Hindusów. Dla nich wszystkich ważna była Eucharystia – nie ważne w jakim języku sprawowana. Wszyscy mi przyszli za nią podziękować. A ja poczułem się księdzem jeszcze bardziej niż zwykle…

Odpocząłem. Przez dwa tygodnie nie myślałem o tym, co przede mną, o obowiązkach, o konieczności planowania i przygotowywania. I dziś, choć padam na pyszczek (znów ta zmiana czasu – w Japonii siedem godzin do przodu), to ze spokojem myślę o jutrzejszym dniu. A zaczynam rekolekcje dla sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Więc cała naszą gromadkę, której jeszcze nie znam, waszej modlitwie polecam…

poniedziałek, 5 maja 2025

(prawie) w drodze do Japonii...


(J 6, 22-29)
Nazajutrz, po rozmnożeniu chlebów, tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: "Rabbi, kiedy tu przybyłeś?" W odpowiedzi rzekł im Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec". Oni zaś rzekli do Niego: "Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?" Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: "Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał".

 

Mili Moi…
Oddać się Niepokalanej w Rycerstwie… Wczoraj cały dzień mówiłem o tym w Niepokalanowie. Osiem kazań – to rzeczywiście spore wyzwanie. Ale podczas tych wystąpień mówiłem, że wyraźnie wyczuwam, że Maryja organizuje mi życie. Pomaga mi z woli Jezusa służyć i robię to z niesłabnącą frajdą i radością. Dzielić się wiarą – nie znam niczego ciekawszego. I dlatego dziś, kiedy czytam o wierze, która jest dziełem Boga – uwierzcie w Tego, którego On posłał, to duży entuzjazm mnie ogarnia, zwłaszcza że wciąż wokół mnie jest wielu takich, którzy tej wiary są spragnieni i poszukują mocnych fundamentów. A to są dla mnie znaki, które jeszcze bardziej intensyfikują moje pragnienia – dać z siebie wszystko, o ile tylko mój Pan zechce i pozwoli…

Od czwartku prowadziłem rekolekcje Maryjne w Niepokalanowie – dla wszystkich, którzy chcieli się na nie zgłosić i wziąć w nich udział. Zgłosiło się… dwanaście osób. Przyjechało… dziewięć. Pierwszego dnia jeszcze trzy osoby obecne w Niepokalanowie prywatnie poprosiły o dołączenie do grona rekolektantów, więc rzeczywiście było ich dwunastu. Uśmiechnąłem się nieco, bo to dla mnie był kolejny znak, że chyba nie jest to „moja droga”. Kiedyś już kilkukrotnie próbowaliśmy zorganizować rekolekcje weekendowe w Gdańsku, prowadzone przeze mnie i udało się raz, z udziałem… dziewięciu osób. Nie oznacza to, że liczba jest niewystarczająca, ile raczej, że zainteresowanie moim głoszenie w takiej, zamkniętej formie, jest niewielkie.

Ale… Bardzo szybko okazało się, że ludzie, którzy zechcieli wziąć udział w tym niepokalanowskim wydarzeniu, są niezwykli. Każdy wnosił coś zupełnie innego – od wieku począwszy, a na życiowym powołaniu skończywszy. Co więcej, coś między nami zaiskrzyło i… trudno było się rozstać. Postanowiliśmy, że jeśli Maryja pozwoli, spotykamy się koniecznie w przyszłym roku. A dla mnie Niepokalana przygotowała jeszcze jeden dar… Z Jej ręki otrzymałem pielgrzymkę do Japonii (którą rozpoczynam już pojutrze), a kilka dni przed, w Niepokalanowie na rekolekcjach pojawia się Hayato, z żoną, Moniką. Piękni młodzi ludzie. On, Japończyk, ona, Polka. Mam więc okazję „dotknąć” mentalności, historii i wiedzy o Japonii z pierwszej ręki (Hayato świetnie mówi po polsku). Niepokalana jest cudowna. A „moi” uczestnicy rekolekcji byli dla mnie wielką pociechą i umocnieniem.

A dziś już gonitwa do Gdyni na przegląd auta i dopinanie wszystkich spraw, które trzeba zostawić uporządkowane na najbliższe dwa tygodnie (choćby komentarze internetowe, które trzeba urodzić z wyprzedzeniem). Raczej nie wezmę laptopa ze sobą, więc dłuższą chwilę mnie tu nie będzie, ale możecie w komentarzach napisać Wasze intencje – wszystkie je zawierzę wstawiennictwu Maryi podczas Eucharystii w Akicie, miejscu Jej całkiem niedawnych objawień.



A tu macie wywiad z Hayato, gdybyście chcieli posłuchać :)