czwartek, 24 kwietnia 2025

wdychając wiosnę...


(Łk 24, 35-48)
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: "Pokój wam!" Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: "Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie Mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam". Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: "Macie tu coś do jedzenia?" Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i spożył przy nich. Potem rzekł do nich: "To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach». Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. I rzekł do nich: "Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego".

 

Mili Moi…
Dyskretne działanie Boga… Wbrew wszelkim oczekiwaniom nieprzyjaciół, pod pozorami totalnej klęski, dokonał największego triumfu, którego wielkość objawia nam się powoli i stopniowo. Uczniowie też nie byli w stanie ogarnąć jej swoimi umysłami. Za każdym razem tak samo zdumieni, zatrwożeni, poruszeni. A On ich zapewnia, że już teraz jest w nich zalążek świadectwa, które zaniosą całemu światu. Wszystko musi dojrzeć. Potrzeba jeszcze jednego elementu – mocy z wysoka, która ich uzbroi. Tak funkcjonuje Kościół – wszystko w swoim czasie, który zna tylko Bóg. On się z tej wspólnoty nie wyprowadził i jej nie porzucił. Choć ona znów staje u progu pewnej niewiadomej.

Odszedł papież Franciszek… Kiedy dwanaście lat temu ogłaszałem podczas rekolekcji głoszonych we Włocławku, że mamy nowego papieża (pamiętam dokładnie ten dzień), żywiłem spore nadzieje. Później rozczarowaniom nie było końca. Dziś jakiś szlachetny pan w telewizorze powiedział, że inteligencja rozumiała Franciszka. Ja widocznie z plebsu, który nie miał tej łaski. Nie rozumiałem i nie rozumiem. Nie krytykowałem i nie krytykuję – nie rozumiem. Moje franciszkańskie serce nakazywało mi przy papieżu trwać, ale pokochać go nigdy nie zdołałem. Ogromne zamieszanie – to mój ogląd Kościoła w minionych dwunastu latach. Niech Pan go wynagrodzi za dobro, które uczynił… A ja patrzę z nadzieją… Mój Kościół jest w sercu Jezusa – On go prowadzi i z rąk nie wypuszcza. Wierzę w to…

A Święta? Z braćmi… Dużo radości, śmiechu, psychicznego odpoczynku… We wtorek już nagrania w radio, wczoraj imieniny Prowincjała w Gdańsku i proboszcza Jurka, sąsiada. No i czas zabierać się za rekolekcje w Niepokalanowie, które w czwartek za tydzień rozpoczynam. A do pracy niełatwo się zabrać, kiedy zieleń za oknem jest tak intensywna, a temperatura powietrza szepcze – zostaw wszystko i chodź na spacer… No to idę… Powdychać wiosnę…

piątek, 18 kwietnia 2025

krzyż...


Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować. A żołnierze uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem purpurowym. Potem podchodzili do Niego i mówili: T. Witaj, królu żydowski! E. I policzkowali Go. A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: I. Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy. E. Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: I. Oto Człowiek. E. Gdy Go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: T. Ukrzyżuj! Ukrzyżuj! J 19, 1-6

 

Mili Moi…
Z całego bogactwa dzisiejszego słowa, wybieram tych kilka pierwszych wersetów z rozdziału 19 Ewangelii Janowej. One mnie dziś zatrzymały, również dlatego, że na porannej medytacji natknąłem się na opis Całunu Turyńskiego i te rany Pana bardzo mną dziś na nowo wstrząsnęły. Chodzę z tym Słowem właściwie cały dzień. Myślę sobie o moje wrażliwości na ból, która jest chyba większa niż przeciętna. Boję się, że stchórzyłbym bardzo szybko w sytuacji zagrożenia. Męczeństwo chyba nie dla mnie – ufam, że Pan okaże mi litość, albo przygotuje mnie do tego, tak jak tylko On potrafi. W każdym razie kontempluję Jego cierpienie… I muszę wyznać… Że dawno już nie przeżywałem tak spokojnego przygotowania do Paschy. Czas płynie powoli, ja jestem tam, gdzie być należy. Modlitwa, adoracja, Droga Krzyżowa, Nowenna do Bożego Miłosierdzia. Bez gonitwy, bez nadmiernego stresu – to przywilej niewielkiej parafii. I już choćby dlatego, niech Pan będzie uwielbiony za Ostródę…

Wczorajsza liturgia, uroczysta, trwała dwie godziny i nikt nie zdawał się spieszyć… Dziś mam tę łaskę, że mogę przewodzić, a jutro głosić Słowo. Święta… Nie pamiętam, kiedy było mi w Triduum tak dobrze. Ale to pozwala smakować – gesty, znaki, słowa… To pozwala uczestniczyć, być z Nim, trwać… Kochać…

Wczoraj w południe wróciłem z Holandii. Nasze wielkopostne rekolekcje zakończyliśmy w środę po południu wizytą w więzieniu, gdzie 24 Polaków przyszło, żeby się z nami spotkać. Sala modlitewna dla wszystkich religii, opiekunem duchowym dla więzienia starszy i niezwykle sympatyczny protestant, Kris. W Sali stoły, ławy, kawka i herbatka, lodówka i… tabernakulum, w którym obecny jest Najświętszy Sakrament. Bluźnierstwo? A może jednak Panu tam dobrze – wśród tych wyrzutków, którzy nabroili, ale którzy również, a może przede wszystkim, potrzebują łaski zbawienia. To było dobre spotkanie – znacznie przyjemniejsze niż w polskich więzieniach.

A wieczorem? Pasja J. S. Bacha w Teatrze Muzycznym w Drachten. Monumentalne, niemal czterogodzinne dzieło, którego wysłuchałem z dużą przyjemnością (no może gdyby nie fakt, że śpiewano po niemiecku). Ruszyliśmy w drogę o północy, więc wczoraj nie bardzo wiedziałem jak się nazywam, ale dziś…

Dziś wybieram się do Grobu… Już za chwilę rozpoczynamy liturgię… Niech dzieje się historia zbawienia. Dziś. Tutaj. Dla nas…

poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Holandia...


(J 12,1-11)
Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. Na to Jezus powiedział: Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie. Wielki tłum żydów dowiedział się, że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z martwych. Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza, Gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od żydów i uwierzyło w Jezusa.

 

Mili Moi…
Woń olejku napełniająca dom… To jest chyba właśnie to, co powinno nastąpić na kilka dni przed świętami. Ale nie sztuczna woń odświeżaczy powietrza, nawet nie woń czystości i porządku, ale chyba woń świadomego przygotowania ducha na spotkanie z Cierpiącym i Zmartwychwstałym. Odor sanctitatis – zapach świętości, zapach nowego serca, uprzątniętego wnętrza. Zapach dobrych pragnień i i duchowych oczekiwań. Zapach bliskości…

Dziś w wyobraźni próbowałem poczuć w dłoniach stopę Jezusa… Za kilka dni to On będzie je obmywał uczniom. Dziś to Maria trzyma ją w dłoniach. Stopa, ta część ciała, która ma wymiar intymny – nie pokazujemy jej zwykle całemu światu, czasem zawstydza nas jej wygląd czy zapach. A jednak pokorne klęknięcie u stóp było zawsze znakiem hołdu i podporządkowania. A stopy Jezusa zostawiają ślady, po których warto iść. Na – ślad – ować. Z hojnym sercem. Nie żałując niczego dla Jezusa. On jest godzien najdroższych olejków, najpiękniejszych naczyń, najcudowniejszych kwiatów. Cała materia ożywiona i nieożywiona jest w Jego ręku i należy do Niego… Dając Jemu, raczej przypominamy sobie – nic nie jest moje, wszystko otrzymałem… 

W piątek dotarłem do Holandii, do Polskiej Misji w Groningen. Wieczorem pierwsze spotkanie przy stole z grupą słuchaczy. Piękne spotkanie, sporo dobrych pytań i prób moich odpowiedzi. A w sobotę wspólna wycieczka do Oberlangen w Niemczech, gdzie 12 kwietnia 1945 został wyzwolony obóz dla kobiet i uwolniono 1728 uczestniczek Powstania Warszawskiego. Znakomita uroczystość z udziałem wojska, przedstawicieli władz polskich i miejscowych, no i z Polakami z okolic. A niedziela to misja… Ponad 300 kilometrów. Cztery kościoły i tyleż Mszy z kazaniami rekolekcyjnymi. Mnóstwo spowiedzi. Zupa z termosu pod murem. Wszystko w biegu. Powrót do domu o ósmej wieczorem. Zmęczenie. Ale to dobre zmęczenie. Ze świadomością, że człek zrobił coś pożytecznego i może komuś do zbawienia się przysłużył. Oby tak właśnie było… 

Dziś i jutro głoszę znów, a w środę wieczorem „Pasja”, na którą zaprosił mnie proboszcz do Teatru Muzycznego. Nocą zaś powrót do domu, żeby móc świętować z braćmi. A przecież świętowanie w czwartkowy wieczór się rozpoczyna…

poniedziałek, 7 kwietnia 2025

wiosna...


(J 8,12-20)
Jezus przemówił do faryzeuszów tymi słowami: "Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia". Rzekli do Niego faryzeusze: "Ty sam o sobie wydajesz świadectwo. Świadectwo Twoje nie jest prawdziwe". W odpowiedzi rzekł do nich Jezus: "Nawet jeżeli Ja sam o sobie wydaję świadectwo, świadectwo moje jest prawdziwe, bo wiem, skąd przyszedłem i dokąd idę. Wy zaś nie wiecie, ani skąd przychodzę, ani dokąd idę. Wy wydajecie sąd według zasad tylko ludzkich. Ja nie sądzę nikogo. A jeśli nawet będę sądził, to sąd mój jest prawdziwy, ponieważ Ja nie jestem sam, lecz Ja i Ten, który Mnie posłał. Także w waszym Prawie jest napisane, że świadectwo dwóch ludzi jest prawdziwe. Oto Ja sam wydaję świadectwo o sobie samym oraz świadczy o Mnie Ojciec, który Mnie posłał". Na to Mu powiedzieli: "Gdzie jest Twój Ojciec?". Jezus odpowiedział: "Nie znacie ani Mnie, ani Ojca mego. Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca mego". Słowa te wypowiedział przy skarbcu, kiedy uczył w świątyni. Mimo to nikt Go nie pojmał, gdyż godzina Jego jeszcze nie nadeszła. 

 

Mili Moi…
Muszę przyznać, że dla mnie to słowo jest dziś bardzo pocieszające… Światłość świata – jej źródło się nie zmieniło. To nadal Pan – czy świat zdaje sobie z tego sprawę czy też nie. A ja w tym Świetle zanurzony mam po prostu wysyłać jego refleksy, nęcić, wabić, intrygować. Uspokoiłem się nieco w kwestii mocy Bożej – światło dociera prędko, trudno je powstrzymać, obejmuje sobą kolejne przestrzenie. Przecież tak działa Bóg. Chce do tej myśli wracać, zwłaszcza w chwilach, kiedy pojawi się zwątpienie czy tak kruche, głoszone przeze mnie słowo może odmienić ludzkie myślenie, może wpływać na ludzkie życie.

Kilka dni temu wysłałem prośbę do moich przyjaciół, o których wiem, że się modlą, żeby towarzyszyli mi swoją modlitwą w tych miejscach, w których głoszę słowo. Mam takie poczucie, że ono musi być omodlone, że to jest jakiś element walki o dusze. W sobotni wieczór rozpocząłem rekolekcje w Prabutach. Wczoraj siedem Mszy, w czterech różnych miejscach. Nie było czasu podrapać się za uchem. Ale przetrwałem w całkiem dobrej kondycji, a frekwencja była dla mnie dużym zaskoczeniem. Bardzo dużo ludzi… Ufam, że to wszystko jest zanurzone w modlitwie przyjaciół. Fizycznie ciężko, ale w sercu lżej. Bo już nie sam, ale we wspólnocie głosimy. Nawet jeśli fizycznie są nieobecni, to przecież wiem, że są blisko…

Patrzę z podziwem na pracę miejscowych księży. Naprawdę widać jej efekt. To moja częsta obserwacja – jeśli duszpasterze dają siebie z serca i naprawdę służą, ludzie odpowiadają serdecznością, ale i obecnością – po prostu chcą czerpać. Tam, gdzie tej duszpasterskiej troski brak, gdzie króluje obojętność, albo, co gorsza, jakaś niechęć do ludzi, w efekcie mamy puste kościoły. Rozwiązania sa często prostsze niż myślimy, leżą przed nami na stole. Ale tak trudno zobaczyć i uznać, że problem jest w nas… Dziękuję Bogu za świadectwo dobrych księży, którzy uczą mnie swoją cierpliwą i żmudną często, codzienną, powtarzalną pracą, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu. A kto hojnie sieje, ten i hojnie zbierać będzie… Błogosławię Pana, że wciąż mam do kogo mówić… Wciąż widzę wiosnę w Bożym Kościele…

wtorek, 1 kwietnia 2025

i po co?


(J 5, 1-16)
Było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań, weź swoje łoże i chodź! Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc żydzi do uzdrowionego: Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. On im odpowiedział: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź. Pytali go więc: Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź? Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu. Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. Człowiek ów odszedł i doniósł żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat.

 

Mili Moi…
Uderzające jest w tym słowie łączenie przez Jezusa grzechu z ludzką kondycją. Dlaczego tak? Przecież sam Pan walczył z takim pojmowaniem sprawy – choroba nie jest bezpośrednim skutkiem grzechu, nie jest karą Bożą. O co więc chodzi?

Dla odpowiedzi posłużmy się komentarzem papieża Franciszka, który tak rozumie tę scenę…

Postawa tego człowieka skłania nas do zastanowienia się. Czy był chory? Tak, być może był jakoś sparaliżowany, ale wydaje się, że trochę mógł chodzić. Lecz był chory w sercu, był chory w duszy, był chory na pesymizm, był chory na smutek, był chory na duchową apatię. To jest choroba tego człowieka: «Tak, chcę żyć, ale...», tkwił tam. I jego odpowiedzią nie jest: «Tak, chcę być uzdrowiony!». Nie, jest uskarżanie się: «Inni mnie ubiegają, zawsze inni». Odpowiedzią na propozycję Jezusa, żeby wyzdrowiał, jest uskarżanie się na innych. I tak przez trzydzieści osiem lat uskarża się na innych. A nie robi nic, żeby wyzdrowieć.

To skłania mnie do myślenia o tak wielu z nas, o tak wielu chrześcijanach, którzy żyją w tym stanie acedii, niezdolni do tego, żeby coś zrobić, ale uskarżający się na wszystko. A acedia jest trucizną, jest mgłą, która otacza duszę i nie pozwala jej żyć. A jest także narkotykiem, bo jeśli kosztujesz jej często, to polubisz. I stajesz się «uzależniony od smutku, uzależniony od acedii»... Jest to niczym powietrze, którym oddychasz. I to jest grzech dość powszechny wśród nas — smutek, duchowa apatia.

Papież Franciszek podpowiada - Poprzez dialog z Panem uczymy się rozumieć, czego naprawdę chcemy od naszego życia. Ten paralityk to typowy przykład ludzi, którzy mówią: «Tak, tak, chcę, chcę», ale nie chcę, nie chcę, nie robię nic. Chęć działania staje się złudzeniem, i nie robi się kroku, aby to uczynić. Ci ludzie, którzy chcą, a jednocześnie nie chcą. Dziś Pan mówi do każdego z nas: «wstań, weź życie takim, jakie jest; piękne, brzydkie, niezależnie jakie jest, weź je i idź dalej. Nie bój się, idź dalej z twoimi noszami». «Ależ Panie, to nie są najlepsze nosze, najnowszy ich model...». Mimo to idź! Z tymi być może starymi noszami, ale idź dalej! To jest twoje życie, to jest twoja radość.

A ja powoli kończę rekolekcje dla dobrych sióstr Elżbietanek w Poznaniu. Jutro rano Eucharystia na zakończenie i około południa powinienem być w domu na całe dwa i pół dnia. Odpoczynek? No coś w tym rodzaju. W czwartek konferencja dla sióstr Terezjanek, w sobotę skupienie regionalne dla wspólnot Rycerstwa Niepokalanej, a od wieczora kolejne rekolekcje wielkopostne. Tym razem w Prabutach, całkiem niedaleko mojego rodzinnego Sztumu. Niewielkie miasteczko, ale pracy czeka mnie tam sporo.

Ale nie szkodzi… Dziś sobie myślę o zniechęceniu – to naprawdę jest pierwsza i ulubiona broń demona, zwłaszcza w perspektywie osób konsekrowanych. Tak łatwo wstając rano i przewidując schemat, powtarzalność, jakiś rutynowy rytm, mówić do samego siebie – i po co to wszystko? Słyszę to czasami od dusz, którym posługuję. Zagubienie nadprzyrodzonej motywacji, kończy się utknięciem gdzieś na mieliźnie swojego życia. Czasem jest to wręcz obumieranie, bez gotowości na to, żeby coś zmienić. Dokładnie to samo, co z człowiekiem przy sadzawce… Wiele razy mówiłem – zmień coś, poproś o nowe miejsce, nowy obowiązek, rusz z tej mielizny, póki jeszcze możesz. Ale bardzo często nic poza narzekaniem nie mogło się zdarzyć, bo moi rozmówcy przywykli do takiego stanu. Jest im źle, ale zmiany boja się jeszcze bardziej niż pozostawania w tym miejscu, w którym są. Bo trzeba by wziąć odpowiedzialność za swoje życie…  Zawsze natomiast łatwiej wstając rano, pytać w pustkę – i po co to wszystko???

wtorek, 25 marca 2025

Dziewica Maryja...


(Łk 1, 26-38)
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!” Wtedy odszedł od Niej anioł.

 

Mili Moi…
Dziewicy było na imię Maryja… Te proste słowa mnie zatrzymały dziś na dłużej. Imię, które świadczy o tym, że człowiek jest, że niesie w sobie jakąś tajemnicę, że ma historię, czasem krótszą, czasem dłuższa, ale zaznaczył swój ślad na ziemi (i niekoniecznie chodzi o ślad węglowy). Dziewica Maryja. Dziewica – niczym nazwisko, niczym coś, co podkreśla wyjątkowość, niepowtarzalność i przynależność do tych właśnie, a nie innych. Zawsze w te uroczystości maryjne załącza mi się ogromna tęsknota za jeszcze większą bliskością z Nią, z Niepokalaną. Rozmyślam nad tym czy wystarczająco często o Niej mówię, proponuję innym zawierzenie Jej swojego życia, czy nie marnuję okazji? Tak bardzo chcę ją poznawać… Obecnie czytam o Akicie, wszak w maju jadę do Japonii i tam właśnie mam Ją nawiedzić. Ale za chwilę Regionalne Dni Skupienia dla Rycerstwa, więc kolejne katechezy maryjne do przygotowania przede mną. Dziewica Maryja. Kobieta mojego życia. 

A ja tymczasem w Szczecinie. Głoszę dla dorosłych i dla dzieci. Odbiór chyba dobry. Ludzi przychodzi dużo. Miejscowi duszpasterze zadowoleni. Dziś wybrałem się do fryzjera naprzeciwko kościoła i nie zapłaciłem, bo pani stwierdziła, że podśpiewuje sobie cały dzień pieśni z moich rekolekcji, bo słucha i do niej trafiam. Poprosiła o modlitwę za siebie i rodzinę. No jasne, że się pomodlę…

Jak zwykle, doświadczam wiele życzliwości. A jutro kończymy. Ale czy przyjmować dzieciaki do Rycerstwa, jak zawsze to robię? W poniedziałek ukazał się artykuł na jednym z portali o oburzonych rodzicach, bo ksiądz na rekolekcjach… ośmielił się pasować dzieci na giermków Niepokalanej. Nie wiem zresztą czy to był powód oburzenia, bo ignorancja autora i „oburzonych” była zatrważająca. Ale artykuł poparty zdjęciem… mojego proboszcza z Ostródy, który prowadził te rekolekcje pod Bydgoszczą. Dodajmy, że jedna matka, która „rozmawiała z innymi zaniepokojonymi rodzicami” wzbudziła całą aferę. Koszmarna głupota, z którą nawet trudno dyskutować… 

W czwartek ruszam do Poznania. Wieczorem rozpoczynam rekolekcje dla sióstr zakonnych. Może powinienem się do nich ograniczyć. Tam przynajmniej nie ma obawy, że „zaniepokojone” będą szukać ratunku w mediach. Tak czy owak cieszę się wiosną i staram się nie złościć. Bo złość piękności szkodzi, a ja nie mam czym szastać 😊

środa, 19 marca 2025

cisza...


(Mt 1, 16. 18-21. 24a)
Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański.

 

Mili Moi…
Cudowna przerwa wielkopostna dla świętowania tego patrona, który mnie osobiście dziś znów urzekł swoim milczeniem. Uświadomiłem sobie, że chyba nie spotykałem w życiu zbyt wielu „zdrowo” milczących mężczyzn. Albo byli to chorobliwi introwertycy, niemal bez kontaktu, albo tyrani i despoci, którzy milczeli w swoim własnym, urojonym świecie wrogów i pretensji. Dojrzałych, wyważonych, mądrych i niezbyt gadatliwych mężczyzn sam bardzo potrzebuję. Jako wzorca i umocnienia. Bo dla mnie samego taka postawa jest trudna. Jestem nadmiernie rozgadany, nie tylko słowem, ale na wielu innych płaszczyznach mojego życia, a skupione milczenie nie jest zbyt częstą praktyką w mojej codzienności. A przecież nie ma innej drogi, żeby świadomie przeżywać samego siebie, mieć „kontakt ze sobą”, znać swoje wnętrze, kształtować je. Dlatego dziś bardzo gorliwie wołam do Józefa, żeby przyjął mnie do swojej szkoły. Uczył mnie Jezusa, ale również był dla mnie ojcem, bo to wciąż wolne stanowisko w moim życiu…

Cieszę się, że kończymy rekolekcje z tym patronem. Powrót sióstr do codziennego życia będzie wzmocniony świadectwem tego umiłowanego przez Maryję, młodego mężczyzny, Niech on również te piękne kobiety uczy głębokiego obcowania z Jezusem. Odetchnąłem tu bardzo. To w zasadzie pierwszy raz, kiedy w Wielkim Poście przyjąłem rekolekcje dla sióstr. Zawsze parafie miały pierwszeństwo. Ale od jakiegoś czasu funkcjonuję w trybie „kto pierwszy, ten lepszy”. I nie odmawiam nawet w tym gęstym czasie. Rekolekcje zakonne to zupełnie inna dynamika niż parafialne. Więc dla mnie był to czas spokojnego zbierania sił przed kolejnymi atrakcjami, które przede mną…

Dziś wizyta u o. Macieja w Bytomiu, bo niejako „po drodze”, a jutro, razem ruszamy do Radia Niepokalanów na kolejne nagrania. Znów podjęliśmy decyzję o ich kondensacji na jeden, a nie, jak to zwykle bywa, na dwa dni. W ten sposób zyskam piątek i zdążę zrobić jakieś pranie, które będzie miało szansę nieco przeschnąć. Żebym w sobotę mógł wybrać się już do Szczecina, gdzie od niedzieli zaczynamy harce z dorosłymi i dziećmi.

Ale wcześniej, w sobotni poranek, konferencja dla sióstr Terezjanek, naszych sąsiadek z naprzeciwka i konferencja dla ostródzkiej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w ramach ich dnia skupienia.

A Was proszę o westchnienie za naszego o. Benedykta, który po długiej chorobie odszedł do Pana i w piątek zostanie pożegnany na tej ziemi. Miał zaledwie 64 lata. Pan zdecydował, a my przyjmujemy Jego wolę z wdzięcznością za Benka, który swoim humorem mógłby obdarzyć czterech innych. Niech Pan da mu niebo…