wtorek, 22 lipca 2025

Ojciec i Matka


(J 20, 1. 11-18)
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: "Niewiasto, czemu płaczesz?". Odpowiedziała im: "Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono". Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: "Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?". Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: "Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę". Jezus rzekł do niej: "Mario!". A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: "Rabbuni", to znaczy: "Nauczycielu". Rzekł do niej Jezus: "Nie zatrzymuj Mnie; jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: "Widziałam Pana i to mi powiedział".

 

Mili Moi…
Tęsknić jak święta Maria Magdalena… Ona wiedziała, że tej tęsknoty nie nasyci nic ziemskiego. Do tego stopnia, że nie rozpoznaje „ziemskich” postaci, które są w swej istocie nieziemskimi. Ale jej oczy są utkwione w obrazie z przeszłości. Ona widziała. I chciałaby znów zobaczyć. Choćby na chwilę, choćby jeszcze jeden raz… Jezus natomiast pokazuje, że nie zatrzymuje się w przeszłości. Nie ma dla Niego takich momentów, które byłyby „ulubione” i przy których utknął. On przychodzi codziennie na nowo. Idzie ku przyszłości. Konsekwentnie i odważnie. I chce nas zabrać w tę podróż. Żadna rana, ale i żadna pociecha nie powinny nas zatrzymywać. Ale najpierw trzeba odwrócić wzrok. Od grobu. Od swoich wyobrażeń. Od tego, co ja tak doskonale wiem, rozumiem i przewiduję. Od tego, czego nie wiem. Od tego, czego się boję.

Jest taka ładna scena w filmie „Chata”, w którym Bóg Ojciec objawia się najpierw bohaterowi jako… Matka. Dopiero kiedy uporządkują się trochę jego emocje i kiedy ma się zmierzyć z najtrudniejszym doświadczeniem swojego życia (odnaleźć ciało swojej zamordowanej córeczki), Bóg przychodzi do niego jako Ojciec. I idą razem…

To mnie jakoś mocno dotyka, bo obrazuje, że On przychodzi do nas zawsze takim, jakim Go potrzebujemy. Maria Magdalena nie potrzebowała spotkania z martwym Ciałem, nie potrzebowała wspominania. To był czas pójścia o krok do przodu. Mały krok człowieka, ale wielki krok ludzkości. Przełom, którego nie znała historia. Pan Zmartwychwstał i jest z nami…

A ja, po kilku tygodniach powróciłem do Polanicy Zdrój. Tym razem do Ojców Sercanów Białych, aby wygłosić im krótkie rekolekcje. Jak wspominałem – ratuję sytuację, bo zaproszony przez nich rekolekcjonista zachorował. Piękne miejsce. O ile siostry Józefitki były w samym centrum Polanicy, o tyle Sercanie są właściwie już za miastem. W niesłychanie malowniczej lokalizacji. Zaczynamy wieczorem.

Dziesięć dni urlopu w Bytomiu minęło niezwykle szybko. W niedzielę głosiłem kazania odpustowe o świętej Małgorzacie i świętowałem wraz z Werbistami i ich maleńką parafią. Taki mój wyraz wdzięczności za gościnę mi okazaną. Wyspałem się, poczytałem, posiedziałem na świeżym powietrzu. I bardzo mnie cieszy, że już mogę zająć się czymś konkretnym i pożytecznym. Nie jestem stworzony do zbyt długiego wypoczynku. Ale dbam o niego, bo wiem, że to konieczne… Nikt nie jest wszechmogący poza naszym Panem.

A zatem do piątku Polanica. Potem trzy dni w Ostródzie. I Częstochowa – rekolekcje dla dobrych sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Do dzieła więc.

poniedziałek, 14 lipca 2025

człowiek...


(Wj 1,8-14.22)
Rządy w Egipcie objął nowy król, który nie znał Józefa. I rzekł do swego ludu: „Oto lud synów Izraela jest liczniejszy i potężniejszy od nas. Roztropnie przeciw niemu wystąpmy, ażeby się przestał rozmnażać. W wypadku bowiem wojny mógłby się połączyć z naszymi wrogami w walce przeciw nam, aby wyjść z tego kraju”. Ustanowiono nad nim przełożonych robót publicznych, aby go uciskali ciężkimi pracami. Budowano wówczas dla faraona miasta na składy: Pitom i Ramses. Ale im więcej go uciskano, tym bardziej się rozmnażał i rozrastał, co jeszcze potęgowało wstręt do synów Izraela. Egipcjanie nielitościwie zmuszali synów Izraela do ciężkich prac i uprzykrzali im życie przez uciążliwą pracę przy glinie i cegle oraz przez różne prace na polu. Do tych wszystkich prac przymuszano ich nielitościwie. Faraon wydał wtedy całemu narodowi rozkaz: „Wszystkich nowo narodzonych chłopców Hebrajczyków należy wyrzucić do rzeki, a dziewczynki pozostawić przy życiu”.

 

Mili Moi…
Roztropnie przeciw nim wystąpmy… Wystąpmy przeciw nim jeszcze zanim zamieszkają w naszym kraju. Zróbmy wszystko, żeby im do głowy nie przyszło zbliżać się do naszych granic. Nic dobrego ze sobą nie przyniosą… Tak strasznie trudno uwierzyć, że człowiek jest człowiekiem. Niczym więcej i niczym mniej. Każdy wyszedł z ręki Boga i stając naprzeciw drugiego, nie można widzieć w nim wroga. Nie można natychmiast przyjmować postawy obronnej.

Wczorajsza Ewangelia i dzisiejsze pierwsze czytanie rezonują we mnie niezgodą na obecne tak zwane „nastroje społeczne”. Mierzi mnie, że podkreśla się wyłącznie „kłopoty z migrantami”, a nie pisze się o tak wielu, którzy spokojnie i od lat żyją pośród nas. Pracują i mają szacunek do wszystkiego, co polskie. Nie, nie jestem ślepcem. Zdaję sobie sprawę z trudności. Może nawet bardziej niż wielu „wiedzących”. Obserwowałem te trudności z bliska zarówno w Irlandii jak i w USA. Ale czytam właśnie książkę Pawła Lisickiego „Luter. Ciemna strona rewolucji”, znakomitą zresztą. I trzeźwi mnie niezwykle w perspektywie manipulacji emocjami społecznymi. Nabieram przekonania, że wciąż podkręcane emocje znajdą wreszcie ujście. Czy to migranci, czy księża, czy politycy z opcji przeciwnej – ktoś dostanie po pysku. A może tak mocno, że się już nie podniesie. Nienawiść zawsze przynosi śmierć i zniszczenie. Jeśli nie zaczniemy żyć Ewangelią, wszyscy, my, nie jacyś mityczni „oni”, efekty będą bardzo bolesne. A „sprawiedliwi” będą musieli patrzeć na siebie w lustrze – niczym kapłan i lewita, którzy woleli nie widzieć. Modlę się o pokój. Dawno tak mocno się o pokój nie modliłem…

Próbuję odpocząć. Całkiem dobrze mi idzie. Śpię, czytam, spaceruję. Wśród przyjaciół. Czego chcieć więcej? Jestem w Bytomiu, w gościnnym domu księży werbistów, gdzie spędzę pierwszą część mojego urlopu. Przy okazji zostałem zaproszony do wygłoszenia słowa Bożego podczas niedzielnego odpustu ku czci świętej Małgorzaty, patronki tej parafii. A to dla mnie zawsze radość.

Oczywiście mój urlop będzie krótszy niż zakładałem. Wszystkiemu winien mój brak asertywności, a może po prostu miłość do Pana i posługi, którą mi zlecił. Nadrobię to w sierpniu. Jest tam kilka dni, które dokleję do drugiej części urlopu. A krócej, bo?.. Tuż po rekolekcjach dla sióstr w Polanicy Zdrój, zadzwonił do mnie o. Kamil, wiceprowincjał ojców sercanów białych, który siedział obok mnie na uroczystym obiedzie z okazji ślubów wieczystych s. Judyty, które wieńczyły nasze rekolekcje. Otóż o. Kamil przedstawił sytuację – ojcze Michale, nasz rekolekcjonista tegoroczny, poważnie chory kapłan, jednak nie zdoła wygłosić dla nas rekolekcji – pomóż… No i tym sposobem 22 lipca udaję się ponownie do Polanicy Zdrój, tym razem głosić słowo sercanom białym. Niech się dzieje Boże dzieło. Póki nogi noszą…

A u nas lipiec miesza się z październikiem i dzień do dnia niepodobny. Poza Lutrem zgłębiam poezję, dramaty i prozę Różewicza oraz „Paragraf 22” Hellera. Dobry początek literackiego urlopu…

poniedziałek, 7 lipca 2025

ręce...


(Mt 9,18-26)
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.

 

Mili Moi…
To chyba jeden z ulubionych moich fragmentów Ewangelii… Zanurzam się w wierze obu tych potrzebujących – ludzi, którzy doświadczają niemocy, ale mają nadzieję w Jezusie. Dziś zatrzymało mnie bardzo słowo – przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie. Ręka, która zmienia rzeczywistość tego świata, który z ręki Boga wyszedł. Ręka, a nawet dwie, które każdemu zostały dane, aby naśladował Boga. Bardzo w tych chwilach budzi się we mnie potrzeba fizycznego wysiłku dla dobra drugiego. Oczywiście pracuję intelektualnie, duchowo, daję z siebie, ile mogę. Ale tli się we mnie marzenie, od dawna zresztą, żeby fizycznie zrobić coś… Dla człowieka. Może rzeczywiście temat misji, które niegdyś były dla mnie upragnioną przyszłością, jeszcze nie umarł we mnie. Może jeszcze przyjdzie czas na intensywniejszą pracę rąk. Jest wciąż tyle miejsc, gdzie takiej pracy potrzeba bardzo. W Polsce z pewnością też. Ale tu już mnie nikt pewnie do takiej pracy nie zechce posłać. Choć któż to może wiedzieć… Czekam na wyraźny znak od Pana. Jeśli oczekuje idę mnie zmiany, to chcę być gotów.

Kończę właśnie rekolekcje dla sióstr Józefitek w Polanicy Zdroju. Spora grupa, niemal 40 słuchaczek. A za chwilę Eucharystia, na której swoje śluby wieczyste złoży jedna z nich. Dzień radości. Potem jeszcze niemal siedem godzin jazdy i na chwilę zamieszkam w domu. Polanica jest piękna i nasyciłem się tymi chwilami w niej spędzonymi, choć pracy było sporo.

W czwartek już do Radia na dwa dni nagrań. Ale potem… Dwa tygodnie urlopu. I to dopiero będzie… Pierwsze kroki na Śląsk, bo nie masz lepszego miejsca na urlop niż Bytom. Możecie mi wierzyć 😊

piątek, 27 czerwca 2025

spokój...


(Łk 15,3-7)
Jezus opowiedział faryzeuszom i uczonym w Piśmie następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”.

 

Mili Moi…
Wziął pasterz tę owcę na ramiona… To dziś mnie pochłonęło w medytacji. Ten gest, dotyk, który budzi najgłębszą pamięć. Wszak każdy z nas wyszedł z ręki Boga. Mamy w sobie, bardzo głęboko zapisany dotyk Jego rąk. Zapomniany często. Przysypany przez ogrom wrażeń tych przyjemnych, ale i bolesnych. Bywa, że wystarczy jeden gest, jedno słowo, żeby nam się przypomniało i żeby poczuć się bezpiecznie. Tysiące spotkań pośród codzienności. Wielu spotykanych to obolałe owce, które utraciły kierunek, poczucie bezpieczeństwa, sensu, pozwoliły sobą zawładnąć tysiącom lęków. A może jeszcze nie zauważyły… Może wciąż wydaje im się, że hasanie po zielonych łąkach eliminuje łzy i strach wszelaki. Czasem jeden gest – czuły, dobry, łagodny – przypomina o owczarni. Z której się wyszło (uciekło?) i do której zawsze można wrócić… Czasem z tym gestem przychodzi ciepło Pasterza, rytm Jego bijącego serca. A stąd już blisko do domu…

Kończę jutro rekolekcje dla dobrych Córek świętego Franciszka Serafickiego w Sandomierzu. Nikt mnie nie okradł i nie zamordował, co oznacza, że o. Mateusz robi dobrą robotę w tym najniebezpieczniejszym mieście w Polsce 😊 A poza tym… Pan jest dobry… Siostry mają wielki ogród, wiele miejsc do cichej medytacji, lektury, odpoczynku. To coś za czym tęskniłem. I znów dostałem w prezencie. To był dobry tydzień. „Przeprosiłem” się nawet z kijaszkami i znów zacząłem z nimi wędrować. Choć mam wnioski, których domyślałem się od dawna… Tylko rano – potem już trudno mi wystartować. Przyjdzie mi chyba wstawać o 4.00 żeby zdążyć ze wszystkim. Nie boję się tego. Byle uruchomić dobrą motywację i nabyć nieco cnoty wytrwałości.

Jutro świętujemy jubileusz pięćdziesięciolecia życia zakonnego trzech sióstr i sześćdziesięciolecia dwóch, pod wodzą biskupa. A zaraz potem ruszam do Polanicy Zdrój, gdzie w niedzielę wieczorem rozpoczynam rekolekcje dla dobrych sióstr Józefitek. Ale zanim będę do nich mówił, to najpierw pozwolę sobie na wsłuchanie się w Pana. Cały niedzielny dzień zamierzam bowiem przeżyć jako osobisty dzień skupienia. W kolejnym pięknym miejscu…

piątek, 20 czerwca 2025

w drogę...


(Mt 6,19-23)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność”.

 

Mili Moi…
Światłem ciała jest oko… Chyba rzeczywiście wszystko zaczyna się od „spojrzenia”. Bywa ono czyste, bywa pożądliwe… A Jezus ciągle o wolności prawi. No bo przecież ten, który „musi” osiągnąć to czy owo, mieć to czy tamto, doznać tego czy czegoś innego, nie jest w rzeczywistości wolny, bo jego działania są zdeterminowane i podporządkowane celom, które zamierza osiągnąć. Czy to źle – zapyta ktoś? Mieć ambicje, pragnienia, plany? Ależ nie… Może tylko warto sprawdzać czy nasze ziemskie cele zgadzają się z „metacelami”. Czy mają jakiś odpowiednik w niebie. Bo jeśli nie, to funta kłaków są warte i na nic się nie przydadzą. Być może staniemy pełni doznań przed naszym Ojcem niebieskim, ale jakie będzie to miało znaczenie dla naszej nieziemskiej przyszłości?

Ileż ja się modliłem, żeby w ludziach nie widzieć „chodzących banknotów”. Bo to realne niebezpieczeństwo, kiedy ma się dzieło pod opieką, kiedy trzeba zorganizować to czy owo. Ileż modliłem się o to, żeby umieć wybierać – nie wszystko, co dostępne, jest przeznaczone dla mnie. I nie mówię tu o grzesznych przyjemnostkach, ile o całkiem neutralnych i wygodnych doznaniach. Jak bardzo łatwo się zapomnieć – o dyscyplinie, o duchu pokuty, o panowaniu nad sobą. Subtelny głos szepczący do ucha – przecież to nic złego… Może częściej trzeba samemu stawiać sobie głośne pytanie – nic złego, ale czy coś dobrego???

Wczoraj Boże Ciało… Dawno nie byłem na procesji. Zwykle trzeba było zostać w parafii i posługiwać (w większych miastach jedna, centralna procesja, niezależnie od rozkładu Mszy w poszczególnych parafiach). Tu, na naszej wsi ostródzkiej (z całą sympatią tak piszę), mogłem wędrować z ludźmi za Jezusem, nieść Go, śpiewać Mu. To był dobry czas.

A po południu obejście trasy jutrzejszego Biegu Małych Rycerzy Niepokalanej. Bardzo rozczarowuje ilość zainteresowanych dzieciaków (a raczej dorosłych, którzy nie podjęli wysiłku zorganizowania grup) bo bardzo dużo wysiłku nas to kosztuje. Ale bez narzekania – cieszymy się tymi, którzy przybędą. Grono pomocnych ludzi. Prawie wszystko gotowe. I nawet wyschły już ubrania po burzy, która nas wczoraj napadła i przemoczyła do suchej nitki.

Jutro więc wzmożony wysiłek, a od niedzieli dobre Córki Świętego Franciszka w Sandomierzu będą słuchać rekolekcji, które dla nich przygotowałem. A zatem znów w drogę…

niedziela, 15 czerwca 2025

i do dzieła...


(J 16,12-15)
Jezus powiedział swoim uczniom: ”Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi”.

 

Mili Moi…
Zawsze zatrzymuje mnie to „jeszcze znieść nie możecie”. Wiele tęsknoty we mnie budzi. Chciałbym wiedzieć więcej, poznawać Boga jeszcze bardziej, głębiej. Niejasno przeczuwam, że jestem gdzieś zaledwie u początku drogi i mam w sobie wielki głód. Moje życie niejako naturalnie skłania mnie do zaspokajania go. Wszak, żeby móc mówić na różne tematy, musze najpierw sporo poczytać. A to jest cudownie rozwijające. Nawet jeśli nie wszystko zapamiętuje, to nie jeden raz odkrywam nowe światy.

Ferdynand Kiepski pytał – a po co ja mam czytać, jak wszystko powiedzą mi w telewizorze? Ja zaś mam dokładnie odwrotnie – nic ciekawego w telewizorze nie znajduję, za to w książkach? Cudowny świat wiedzy, doświadczenia, mądrości. Nie bez przyczyny Umberto Eco mówił, że kto czyta, ten żyje dwa razy. A nadchodzi urlop – a z nim dopiero poważne czytelnicze plany…

Ale zanim, to jeszcze sporo pracy… Miniony tydzień to rekolekcje u dobrych sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Czwarta i ostatnia seria. Kończę ją z wielką sympatią do tego miejsca. O sympatii do sióstr wspominać nie muszę. Nieodmiennie jej doświadczam. Podczas rekolekcji wciąż powstawały wykłady na temat – „Rycerstwo Niepokalanej – szansa, wyzwanie czy relikt przeszłości?” Wygłosiłem je w sobotę dla Kursu Mariologii – niemal siedemdziesięciu osób w Instytucie Kolbianum w Niepokalanowie. W tym nie mam żadnego doświadczenia, dopiero je zdobywam. Zdołałem więc przez pięć godzin wygłosić zaledwie połowę tego, co przygotowałem, a i tak mówiłem najszybciej, jak potrafiłem… Przed nami kolejne spotkania, a dla mnie jakieś nowe doświadczenie. Oczywiście przyjąłem grupę słuchaczy do MI.

A z Niepokalanowa szybciutko do Lęborka, gdzie rozpocząłem dziś Rekolekcje Maryjne, które potrwają do wtorku. Dziś siedem Mszy, a co za tym idzie, siedem nauk. Jutro i we wtorek znacznie luźniej. Ale to nie oznacza wypoczynku. Bo w najbliższą sobotę Bieg Małych Rycerzy, organizowany przeze mnie i grono dobrych ludzi w Ostródzie. Przed nami jeszcze mnóstwo przygotowań. Ale jak przeżyjemy to wydarzenie, będę mógł już spać w miarę spokojnie. Choć od przyszłej niedzieli już rekolekcje dla Córek św. Franciszka w Sandomierzu… Różaniec w dłoń i do dzieła.



środa, 4 czerwca 2025

wciąż smakuje...


(Dz 20,28-38)
Paweł powiedział do starszych Kościoła efeskiego: „Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, nad którą Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam was Bogu i słowu Jego łaski władnemu zbudować i dać dziedzictwo z wszystkimi świętymi. Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: "Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi. Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą. Potem odprowadzili go na statek.

 

Mili Moi…
Bardzo mnie dziś zatrzymało to słowo, a szczególnie ten jego fragment o ludziach głoszących przewrotne nauki. Powstaną oni z nas. Spośród nas… Zewnętrzne niebezpieczeństwa znacznie łatwiej zweryfikować. Być może pomocą służy zasada ograniczonego zaufania. Ale ten, który jest w środku? Co więcej – dotąd był prawowiernym i godnym zaufania? Jak w miarę szybko wyczuć manipulację? Zwłaszcza jeśli jest dobrym kłamcą i zdarza mu się z początku po prostu mieszać prawdę z fałszem, albo przemycać delikatnie „rozmiękczające komunikaty”. Nie zawsze łatwo się zorientować. A kiedy się już z takim guru popłynie? Wówczas szczególnie trudno wrócić. Bo trzeba by uznać swój błąd, przyznać się do pomyłki. Może więc lepiej iść w zaparte, paląc za sobą mosty… Aż chciałoby się powiedzieć – a co na to Pan Bóg?

Rozważam dziś o tych sprawach w kontekście wczorajszej, dziewiętnastej rocznicy moich święceń kapłańskich. Kiedy zastanawiałem się, czego we mnie najwięcej w tym kolejnym jubileuszu, to nie mam wątpliwości, że wdzięczności. Już nie tylko za sam dar, ale za to, że wciąż mnie on fascynuje, „smakuje mi”, porusza mnie, ciekawi, intryguje, porywa, motywuje. Wciąż mi się dużo chce i wciąż mam z tego ogromnie dużo radości. Co więcej, widzę, że pochłania mnie ta służba coraz bardziej – nie tylko w wymiarze zewnętrznym, bo zobowiązań rzeczywiście moc, ale raczej w wymiarze wewnętrznym. Opowiadając niegdyś historię swojego powołania, zawsze mówiłem, że Pan Bóg mnie sobie wziął, właściwie na początku mojego życia. I mam wrażenie, że bierze mnie coraz bardziej. Aż zniknę tu na ziemi, a pojawię się w przestrzeni dużo bardziej realnej, bo wiecznotrwałej.

W każdym razie, mając tak wiele różnych kapłańskich doświadczeń, nigdy nie nosiłem w sobie pragnienia, żeby mieć jakąkolwiek „swoją” grupę. W tym sensie, że będą to ludzie spijający słowa z moich ust i gotowi iść za mną do samego piekła. Nigdy, w żadnej grupie, nie domagałem się tego rodzaju lojalności i nie umiem zrozumieć tych, którzy tego oczekują. Do dziś czuję się bardzo dziwnie, kiedy ktoś zaczepia mnie gdzieś i mówi, że słucha mnie w internecie. Nie mam parcia na szkło i dziś zdałem sobie sprawę, że obecny styl – czyli formacja niewielkich grup słuchaczy w odróżnieniu od mas (które kiedyś były moim cichym marzeniem) jest czymś właściwym i czymś, w czym czuję się dobrze… Niech więc ta przygoda trwa, a mój Bóg niech trzyma mnie mocno za rękę, żebym nigdy nie powstał głosząc przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów.

A wczoraj wróciłem z nagrań w Radio Niepokalanów. Ostatnimi czasy z powodu naglących obowiązków, nagrywaliśmy wszystko w jeden dzień, choć była to bardzo wymagająca praca. Tym razem wróciliśmy do rozłożenia jej na dwa dni, jak dawniej. I to była dobra decyzja, włącznie ze spacerem po Warszawie w ciepły wieczór… Tymczasem siedzę i piszę wykłady na temat Rycerstwa, które mam wygłosić w Niepokalanowie za niecałe dwa tygodnie. Pięć godzin gadania i to w nieco innym, niż rekolekcyjny, stylu. A w piątek ruszam już na kolejną, ostatnią turę rekolekcji dla sióstr Elżbietanek, do Puszczykowa… Chyba jestem gotów.