wtorek, 22 lipca 2025

Ojciec i Matka


(J 20, 1. 11-18)
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: "Niewiasto, czemu płaczesz?". Odpowiedziała im: "Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono". Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: "Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?". Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: "Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę". Jezus rzekł do niej: "Mario!". A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: "Rabbuni", to znaczy: "Nauczycielu". Rzekł do niej Jezus: "Nie zatrzymuj Mnie; jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: "Widziałam Pana i to mi powiedział".

 

Mili Moi…
Tęsknić jak święta Maria Magdalena… Ona wiedziała, że tej tęsknoty nie nasyci nic ziemskiego. Do tego stopnia, że nie rozpoznaje „ziemskich” postaci, które są w swej istocie nieziemskimi. Ale jej oczy są utkwione w obrazie z przeszłości. Ona widziała. I chciałaby znów zobaczyć. Choćby na chwilę, choćby jeszcze jeden raz… Jezus natomiast pokazuje, że nie zatrzymuje się w przeszłości. Nie ma dla Niego takich momentów, które byłyby „ulubione” i przy których utknął. On przychodzi codziennie na nowo. Idzie ku przyszłości. Konsekwentnie i odważnie. I chce nas zabrać w tę podróż. Żadna rana, ale i żadna pociecha nie powinny nas zatrzymywać. Ale najpierw trzeba odwrócić wzrok. Od grobu. Od swoich wyobrażeń. Od tego, co ja tak doskonale wiem, rozumiem i przewiduję. Od tego, czego nie wiem. Od tego, czego się boję.

Jest taka ładna scena w filmie „Chata”, w którym Bóg Ojciec objawia się najpierw bohaterowi jako… Matka. Dopiero kiedy uporządkują się trochę jego emocje i kiedy ma się zmierzyć z najtrudniejszym doświadczeniem swojego życia (odnaleźć ciało swojej zamordowanej córeczki), Bóg przychodzi do niego jako Ojciec. I idą razem…

To mnie jakoś mocno dotyka, bo obrazuje, że On przychodzi do nas zawsze takim, jakim Go potrzebujemy. Maria Magdalena nie potrzebowała spotkania z martwym Ciałem, nie potrzebowała wspominania. To był czas pójścia o krok do przodu. Mały krok człowieka, ale wielki krok ludzkości. Przełom, którego nie znała historia. Pan Zmartwychwstał i jest z nami…

A ja, po kilku tygodniach powróciłem do Polanicy Zdrój. Tym razem do Ojców Sercanów Białych, aby wygłosić im krótkie rekolekcje. Jak wspominałem – ratuję sytuację, bo zaproszony przez nich rekolekcjonista zachorował. Piękne miejsce. O ile siostry Józefitki były w samym centrum Polanicy, o tyle Sercanie są właściwie już za miastem. W niesłychanie malowniczej lokalizacji. Zaczynamy wieczorem.

Dziesięć dni urlopu w Bytomiu minęło niezwykle szybko. W niedzielę głosiłem kazania odpustowe o świętej Małgorzacie i świętowałem wraz z Werbistami i ich maleńką parafią. Taki mój wyraz wdzięczności za gościnę mi okazaną. Wyspałem się, poczytałem, posiedziałem na świeżym powietrzu. I bardzo mnie cieszy, że już mogę zająć się czymś konkretnym i pożytecznym. Nie jestem stworzony do zbyt długiego wypoczynku. Ale dbam o niego, bo wiem, że to konieczne… Nikt nie jest wszechmogący poza naszym Panem.

A zatem do piątku Polanica. Potem trzy dni w Ostródzie. I Częstochowa – rekolekcje dla dobrych sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Do dzieła więc.

poniedziałek, 14 lipca 2025

człowiek...


(Wj 1,8-14.22)
Rządy w Egipcie objął nowy król, który nie znał Józefa. I rzekł do swego ludu: „Oto lud synów Izraela jest liczniejszy i potężniejszy od nas. Roztropnie przeciw niemu wystąpmy, ażeby się przestał rozmnażać. W wypadku bowiem wojny mógłby się połączyć z naszymi wrogami w walce przeciw nam, aby wyjść z tego kraju”. Ustanowiono nad nim przełożonych robót publicznych, aby go uciskali ciężkimi pracami. Budowano wówczas dla faraona miasta na składy: Pitom i Ramses. Ale im więcej go uciskano, tym bardziej się rozmnażał i rozrastał, co jeszcze potęgowało wstręt do synów Izraela. Egipcjanie nielitościwie zmuszali synów Izraela do ciężkich prac i uprzykrzali im życie przez uciążliwą pracę przy glinie i cegle oraz przez różne prace na polu. Do tych wszystkich prac przymuszano ich nielitościwie. Faraon wydał wtedy całemu narodowi rozkaz: „Wszystkich nowo narodzonych chłopców Hebrajczyków należy wyrzucić do rzeki, a dziewczynki pozostawić przy życiu”.

 

Mili Moi…
Roztropnie przeciw nim wystąpmy… Wystąpmy przeciw nim jeszcze zanim zamieszkają w naszym kraju. Zróbmy wszystko, żeby im do głowy nie przyszło zbliżać się do naszych granic. Nic dobrego ze sobą nie przyniosą… Tak strasznie trudno uwierzyć, że człowiek jest człowiekiem. Niczym więcej i niczym mniej. Każdy wyszedł z ręki Boga i stając naprzeciw drugiego, nie można widzieć w nim wroga. Nie można natychmiast przyjmować postawy obronnej.

Wczorajsza Ewangelia i dzisiejsze pierwsze czytanie rezonują we mnie niezgodą na obecne tak zwane „nastroje społeczne”. Mierzi mnie, że podkreśla się wyłącznie „kłopoty z migrantami”, a nie pisze się o tak wielu, którzy spokojnie i od lat żyją pośród nas. Pracują i mają szacunek do wszystkiego, co polskie. Nie, nie jestem ślepcem. Zdaję sobie sprawę z trudności. Może nawet bardziej niż wielu „wiedzących”. Obserwowałem te trudności z bliska zarówno w Irlandii jak i w USA. Ale czytam właśnie książkę Pawła Lisickiego „Luter. Ciemna strona rewolucji”, znakomitą zresztą. I trzeźwi mnie niezwykle w perspektywie manipulacji emocjami społecznymi. Nabieram przekonania, że wciąż podkręcane emocje znajdą wreszcie ujście. Czy to migranci, czy księża, czy politycy z opcji przeciwnej – ktoś dostanie po pysku. A może tak mocno, że się już nie podniesie. Nienawiść zawsze przynosi śmierć i zniszczenie. Jeśli nie zaczniemy żyć Ewangelią, wszyscy, my, nie jacyś mityczni „oni”, efekty będą bardzo bolesne. A „sprawiedliwi” będą musieli patrzeć na siebie w lustrze – niczym kapłan i lewita, którzy woleli nie widzieć. Modlę się o pokój. Dawno tak mocno się o pokój nie modliłem…

Próbuję odpocząć. Całkiem dobrze mi idzie. Śpię, czytam, spaceruję. Wśród przyjaciół. Czego chcieć więcej? Jestem w Bytomiu, w gościnnym domu księży werbistów, gdzie spędzę pierwszą część mojego urlopu. Przy okazji zostałem zaproszony do wygłoszenia słowa Bożego podczas niedzielnego odpustu ku czci świętej Małgorzaty, patronki tej parafii. A to dla mnie zawsze radość.

Oczywiście mój urlop będzie krótszy niż zakładałem. Wszystkiemu winien mój brak asertywności, a może po prostu miłość do Pana i posługi, którą mi zlecił. Nadrobię to w sierpniu. Jest tam kilka dni, które dokleję do drugiej części urlopu. A krócej, bo?.. Tuż po rekolekcjach dla sióstr w Polanicy Zdrój, zadzwonił do mnie o. Kamil, wiceprowincjał ojców sercanów białych, który siedział obok mnie na uroczystym obiedzie z okazji ślubów wieczystych s. Judyty, które wieńczyły nasze rekolekcje. Otóż o. Kamil przedstawił sytuację – ojcze Michale, nasz rekolekcjonista tegoroczny, poważnie chory kapłan, jednak nie zdoła wygłosić dla nas rekolekcji – pomóż… No i tym sposobem 22 lipca udaję się ponownie do Polanicy Zdrój, tym razem głosić słowo sercanom białym. Niech się dzieje Boże dzieło. Póki nogi noszą…

A u nas lipiec miesza się z październikiem i dzień do dnia niepodobny. Poza Lutrem zgłębiam poezję, dramaty i prozę Różewicza oraz „Paragraf 22” Hellera. Dobry początek literackiego urlopu…

poniedziałek, 7 lipca 2025

ręce...


(Mt 9,18-26)
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.

 

Mili Moi…
To chyba jeden z ulubionych moich fragmentów Ewangelii… Zanurzam się w wierze obu tych potrzebujących – ludzi, którzy doświadczają niemocy, ale mają nadzieję w Jezusie. Dziś zatrzymało mnie bardzo słowo – przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie. Ręka, która zmienia rzeczywistość tego świata, który z ręki Boga wyszedł. Ręka, a nawet dwie, które każdemu zostały dane, aby naśladował Boga. Bardzo w tych chwilach budzi się we mnie potrzeba fizycznego wysiłku dla dobra drugiego. Oczywiście pracuję intelektualnie, duchowo, daję z siebie, ile mogę. Ale tli się we mnie marzenie, od dawna zresztą, żeby fizycznie zrobić coś… Dla człowieka. Może rzeczywiście temat misji, które niegdyś były dla mnie upragnioną przyszłością, jeszcze nie umarł we mnie. Może jeszcze przyjdzie czas na intensywniejszą pracę rąk. Jest wciąż tyle miejsc, gdzie takiej pracy potrzeba bardzo. W Polsce z pewnością też. Ale tu już mnie nikt pewnie do takiej pracy nie zechce posłać. Choć któż to może wiedzieć… Czekam na wyraźny znak od Pana. Jeśli oczekuje idę mnie zmiany, to chcę być gotów.

Kończę właśnie rekolekcje dla sióstr Józefitek w Polanicy Zdroju. Spora grupa, niemal 40 słuchaczek. A za chwilę Eucharystia, na której swoje śluby wieczyste złoży jedna z nich. Dzień radości. Potem jeszcze niemal siedem godzin jazdy i na chwilę zamieszkam w domu. Polanica jest piękna i nasyciłem się tymi chwilami w niej spędzonymi, choć pracy było sporo.

W czwartek już do Radia na dwa dni nagrań. Ale potem… Dwa tygodnie urlopu. I to dopiero będzie… Pierwsze kroki na Śląsk, bo nie masz lepszego miejsca na urlop niż Bytom. Możecie mi wierzyć 😊

piątek, 27 czerwca 2025

spokój...


(Łk 15,3-7)
Jezus opowiedział faryzeuszom i uczonym w Piśmie następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: "Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła". Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”.

 

Mili Moi…
Wziął pasterz tę owcę na ramiona… To dziś mnie pochłonęło w medytacji. Ten gest, dotyk, który budzi najgłębszą pamięć. Wszak każdy z nas wyszedł z ręki Boga. Mamy w sobie, bardzo głęboko zapisany dotyk Jego rąk. Zapomniany często. Przysypany przez ogrom wrażeń tych przyjemnych, ale i bolesnych. Bywa, że wystarczy jeden gest, jedno słowo, żeby nam się przypomniało i żeby poczuć się bezpiecznie. Tysiące spotkań pośród codzienności. Wielu spotykanych to obolałe owce, które utraciły kierunek, poczucie bezpieczeństwa, sensu, pozwoliły sobą zawładnąć tysiącom lęków. A może jeszcze nie zauważyły… Może wciąż wydaje im się, że hasanie po zielonych łąkach eliminuje łzy i strach wszelaki. Czasem jeden gest – czuły, dobry, łagodny – przypomina o owczarni. Z której się wyszło (uciekło?) i do której zawsze można wrócić… Czasem z tym gestem przychodzi ciepło Pasterza, rytm Jego bijącego serca. A stąd już blisko do domu…

Kończę jutro rekolekcje dla dobrych Córek świętego Franciszka Serafickiego w Sandomierzu. Nikt mnie nie okradł i nie zamordował, co oznacza, że o. Mateusz robi dobrą robotę w tym najniebezpieczniejszym mieście w Polsce 😊 A poza tym… Pan jest dobry… Siostry mają wielki ogród, wiele miejsc do cichej medytacji, lektury, odpoczynku. To coś za czym tęskniłem. I znów dostałem w prezencie. To był dobry tydzień. „Przeprosiłem” się nawet z kijaszkami i znów zacząłem z nimi wędrować. Choć mam wnioski, których domyślałem się od dawna… Tylko rano – potem już trudno mi wystartować. Przyjdzie mi chyba wstawać o 4.00 żeby zdążyć ze wszystkim. Nie boję się tego. Byle uruchomić dobrą motywację i nabyć nieco cnoty wytrwałości.

Jutro świętujemy jubileusz pięćdziesięciolecia życia zakonnego trzech sióstr i sześćdziesięciolecia dwóch, pod wodzą biskupa. A zaraz potem ruszam do Polanicy Zdrój, gdzie w niedzielę wieczorem rozpoczynam rekolekcje dla dobrych sióstr Józefitek. Ale zanim będę do nich mówił, to najpierw pozwolę sobie na wsłuchanie się w Pana. Cały niedzielny dzień zamierzam bowiem przeżyć jako osobisty dzień skupienia. W kolejnym pięknym miejscu…

piątek, 20 czerwca 2025

w drogę...


(Mt 6,19-23)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle. Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność”.

 

Mili Moi…
Światłem ciała jest oko… Chyba rzeczywiście wszystko zaczyna się od „spojrzenia”. Bywa ono czyste, bywa pożądliwe… A Jezus ciągle o wolności prawi. No bo przecież ten, który „musi” osiągnąć to czy owo, mieć to czy tamto, doznać tego czy czegoś innego, nie jest w rzeczywistości wolny, bo jego działania są zdeterminowane i podporządkowane celom, które zamierza osiągnąć. Czy to źle – zapyta ktoś? Mieć ambicje, pragnienia, plany? Ależ nie… Może tylko warto sprawdzać czy nasze ziemskie cele zgadzają się z „metacelami”. Czy mają jakiś odpowiednik w niebie. Bo jeśli nie, to funta kłaków są warte i na nic się nie przydadzą. Być może staniemy pełni doznań przed naszym Ojcem niebieskim, ale jakie będzie to miało znaczenie dla naszej nieziemskiej przyszłości?

Ileż ja się modliłem, żeby w ludziach nie widzieć „chodzących banknotów”. Bo to realne niebezpieczeństwo, kiedy ma się dzieło pod opieką, kiedy trzeba zorganizować to czy owo. Ileż modliłem się o to, żeby umieć wybierać – nie wszystko, co dostępne, jest przeznaczone dla mnie. I nie mówię tu o grzesznych przyjemnostkach, ile o całkiem neutralnych i wygodnych doznaniach. Jak bardzo łatwo się zapomnieć – o dyscyplinie, o duchu pokuty, o panowaniu nad sobą. Subtelny głos szepczący do ucha – przecież to nic złego… Może częściej trzeba samemu stawiać sobie głośne pytanie – nic złego, ale czy coś dobrego???

Wczoraj Boże Ciało… Dawno nie byłem na procesji. Zwykle trzeba było zostać w parafii i posługiwać (w większych miastach jedna, centralna procesja, niezależnie od rozkładu Mszy w poszczególnych parafiach). Tu, na naszej wsi ostródzkiej (z całą sympatią tak piszę), mogłem wędrować z ludźmi za Jezusem, nieść Go, śpiewać Mu. To był dobry czas.

A po południu obejście trasy jutrzejszego Biegu Małych Rycerzy Niepokalanej. Bardzo rozczarowuje ilość zainteresowanych dzieciaków (a raczej dorosłych, którzy nie podjęli wysiłku zorganizowania grup) bo bardzo dużo wysiłku nas to kosztuje. Ale bez narzekania – cieszymy się tymi, którzy przybędą. Grono pomocnych ludzi. Prawie wszystko gotowe. I nawet wyschły już ubrania po burzy, która nas wczoraj napadła i przemoczyła do suchej nitki.

Jutro więc wzmożony wysiłek, a od niedzieli dobre Córki Świętego Franciszka w Sandomierzu będą słuchać rekolekcji, które dla nich przygotowałem. A zatem znów w drogę…

niedziela, 15 czerwca 2025

i do dzieła...


(J 16,12-15)
Jezus powiedział swoim uczniom: ”Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi”.

 

Mili Moi…
Zawsze zatrzymuje mnie to „jeszcze znieść nie możecie”. Wiele tęsknoty we mnie budzi. Chciałbym wiedzieć więcej, poznawać Boga jeszcze bardziej, głębiej. Niejasno przeczuwam, że jestem gdzieś zaledwie u początku drogi i mam w sobie wielki głód. Moje życie niejako naturalnie skłania mnie do zaspokajania go. Wszak, żeby móc mówić na różne tematy, musze najpierw sporo poczytać. A to jest cudownie rozwijające. Nawet jeśli nie wszystko zapamiętuje, to nie jeden raz odkrywam nowe światy.

Ferdynand Kiepski pytał – a po co ja mam czytać, jak wszystko powiedzą mi w telewizorze? Ja zaś mam dokładnie odwrotnie – nic ciekawego w telewizorze nie znajduję, za to w książkach? Cudowny świat wiedzy, doświadczenia, mądrości. Nie bez przyczyny Umberto Eco mówił, że kto czyta, ten żyje dwa razy. A nadchodzi urlop – a z nim dopiero poważne czytelnicze plany…

Ale zanim, to jeszcze sporo pracy… Miniony tydzień to rekolekcje u dobrych sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Czwarta i ostatnia seria. Kończę ją z wielką sympatią do tego miejsca. O sympatii do sióstr wspominać nie muszę. Nieodmiennie jej doświadczam. Podczas rekolekcji wciąż powstawały wykłady na temat – „Rycerstwo Niepokalanej – szansa, wyzwanie czy relikt przeszłości?” Wygłosiłem je w sobotę dla Kursu Mariologii – niemal siedemdziesięciu osób w Instytucie Kolbianum w Niepokalanowie. W tym nie mam żadnego doświadczenia, dopiero je zdobywam. Zdołałem więc przez pięć godzin wygłosić zaledwie połowę tego, co przygotowałem, a i tak mówiłem najszybciej, jak potrafiłem… Przed nami kolejne spotkania, a dla mnie jakieś nowe doświadczenie. Oczywiście przyjąłem grupę słuchaczy do MI.

A z Niepokalanowa szybciutko do Lęborka, gdzie rozpocząłem dziś Rekolekcje Maryjne, które potrwają do wtorku. Dziś siedem Mszy, a co za tym idzie, siedem nauk. Jutro i we wtorek znacznie luźniej. Ale to nie oznacza wypoczynku. Bo w najbliższą sobotę Bieg Małych Rycerzy, organizowany przeze mnie i grono dobrych ludzi w Ostródzie. Przed nami jeszcze mnóstwo przygotowań. Ale jak przeżyjemy to wydarzenie, będę mógł już spać w miarę spokojnie. Choć od przyszłej niedzieli już rekolekcje dla Córek św. Franciszka w Sandomierzu… Różaniec w dłoń i do dzieła.



środa, 4 czerwca 2025

wciąż smakuje...


(Dz 20,28-38)
Paweł powiedział do starszych Kościoła efeskiego: „Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, nad którą Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią. Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. Dlatego czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was. A teraz polecam was Bogu i słowu Jego łaski władnemu zbudować i dać dziedzictwo z wszystkimi świętymi. Nie pożądałem srebra ani złota, ani szaty niczyjej. Sami wiecie, że te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując trzeba wspierać słabych i pamiętać o słowach Pana Jezusa, który powiedział: "Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. Po tych słowach upadł na kolana i modlił się razem ze wszystkimi. Wtedy wszyscy wybuchnęli wielkim płaczem. Rzucali się Pawłowi na szyję i całowali go, smucąc się najbardziej z tego, co powiedział: że już nigdy go nie zobaczą. Potem odprowadzili go na statek.

 

Mili Moi…
Bardzo mnie dziś zatrzymało to słowo, a szczególnie ten jego fragment o ludziach głoszących przewrotne nauki. Powstaną oni z nas. Spośród nas… Zewnętrzne niebezpieczeństwa znacznie łatwiej zweryfikować. Być może pomocą służy zasada ograniczonego zaufania. Ale ten, który jest w środku? Co więcej – dotąd był prawowiernym i godnym zaufania? Jak w miarę szybko wyczuć manipulację? Zwłaszcza jeśli jest dobrym kłamcą i zdarza mu się z początku po prostu mieszać prawdę z fałszem, albo przemycać delikatnie „rozmiękczające komunikaty”. Nie zawsze łatwo się zorientować. A kiedy się już z takim guru popłynie? Wówczas szczególnie trudno wrócić. Bo trzeba by uznać swój błąd, przyznać się do pomyłki. Może więc lepiej iść w zaparte, paląc za sobą mosty… Aż chciałoby się powiedzieć – a co na to Pan Bóg?

Rozważam dziś o tych sprawach w kontekście wczorajszej, dziewiętnastej rocznicy moich święceń kapłańskich. Kiedy zastanawiałem się, czego we mnie najwięcej w tym kolejnym jubileuszu, to nie mam wątpliwości, że wdzięczności. Już nie tylko za sam dar, ale za to, że wciąż mnie on fascynuje, „smakuje mi”, porusza mnie, ciekawi, intryguje, porywa, motywuje. Wciąż mi się dużo chce i wciąż mam z tego ogromnie dużo radości. Co więcej, widzę, że pochłania mnie ta służba coraz bardziej – nie tylko w wymiarze zewnętrznym, bo zobowiązań rzeczywiście moc, ale raczej w wymiarze wewnętrznym. Opowiadając niegdyś historię swojego powołania, zawsze mówiłem, że Pan Bóg mnie sobie wziął, właściwie na początku mojego życia. I mam wrażenie, że bierze mnie coraz bardziej. Aż zniknę tu na ziemi, a pojawię się w przestrzeni dużo bardziej realnej, bo wiecznotrwałej.

W każdym razie, mając tak wiele różnych kapłańskich doświadczeń, nigdy nie nosiłem w sobie pragnienia, żeby mieć jakąkolwiek „swoją” grupę. W tym sensie, że będą to ludzie spijający słowa z moich ust i gotowi iść za mną do samego piekła. Nigdy, w żadnej grupie, nie domagałem się tego rodzaju lojalności i nie umiem zrozumieć tych, którzy tego oczekują. Do dziś czuję się bardzo dziwnie, kiedy ktoś zaczepia mnie gdzieś i mówi, że słucha mnie w internecie. Nie mam parcia na szkło i dziś zdałem sobie sprawę, że obecny styl – czyli formacja niewielkich grup słuchaczy w odróżnieniu od mas (które kiedyś były moim cichym marzeniem) jest czymś właściwym i czymś, w czym czuję się dobrze… Niech więc ta przygoda trwa, a mój Bóg niech trzyma mnie mocno za rękę, żebym nigdy nie powstał głosząc przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów.

A wczoraj wróciłem z nagrań w Radio Niepokalanów. Ostatnimi czasy z powodu naglących obowiązków, nagrywaliśmy wszystko w jeden dzień, choć była to bardzo wymagająca praca. Tym razem wróciliśmy do rozłożenia jej na dwa dni, jak dawniej. I to była dobra decyzja, włącznie ze spacerem po Warszawie w ciepły wieczór… Tymczasem siedzę i piszę wykłady na temat Rycerstwa, które mam wygłosić w Niepokalanowie za niecałe dwa tygodnie. Pięć godzin gadania i to w nieco innym, niż rekolekcyjny, stylu. A w piątek ruszam już na kolejną, ostatnią turę rekolekcji dla sióstr Elżbietanek, do Puszczykowa… Chyba jestem gotów.

środa, 28 maja 2025

pospałem :)


(J 16,12-15)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi”.

 

Mili Moi…
Chcę słyszeć więcej i więcej… Tyle, ile mogę znieść na dziś. Ale chcę być napełniony Słowem do granic możliwości. Jest tyle wątków i tematów, które mnie zajmują. Tak wiele rzeczy chciałbym przeczytać (kolejka książek do przeczytania liczy się w setkach, a wciąż dochodzą nowe). Jestem tak spragniony znajomości Pana. I tak, dobrze wiem, że przede wszystkim zdobywa się ją na kolanach. Musze przyznać, że Japonia przyczyniła się do sprecyzowania pewnych duchowych intuicji, które dojrzewały we mnie od jakiegoś czasu. Dotyczą pewnej dyscypliny duchowej, pokuty, modlitwy… Oczywiście rozbijam się o swoje własne słabości, ale narasta we mnie przekonanie, że już czas na zmiany – w konkrecie życia. Pan daje mi też solidne znaki. Między innymi to, że przestaje mi smakować wiele przyjemności tego świata. Nie pamiętam, kiedy byłem w kinie. Ba, nawet kiedy obejrzałem jakiś film w telewizji. Nie mam w tym żadnej przyjemności… Jest tego więcej… I Bogu dziękuję, że On wciąż nade mną pracuje… A ja się temu bez lęku poddaję. 

Kończę jutro rekolekcje dla dobrych sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Musze przyznać, że przespałem tu wiele wolnych chwil. To efekt zmiany strefy czasowej. Ale już jest lepiej i jutro zamierzam wrócić do domu, gdzie pomieszkam przez cały weekend. Właściwie pojutrze miałem rozpoczynać rekolekcje dla Rycerstwa, ale zgłosiło się tak niewiele osób, że odwołaliśmy spotkanie, a ja postaram się ten czas równie dobrze wykorzystać. Ale po drodze jeszcze wizyta u Matki Urszuli Ledóchowskiej, wszak jutro jej święto, a ja jestem godzinkę od jej grobu w Pniewach. A w poniedziałek już Radio Niepokalanów i kolejne nagrania. Ale kto wie czy nie znalazłem miejsca na chwilę urlopu w stylu o jakim marzę. Siostry w Puszczykowie mają głęboko w ogrodzie mały domek – Pustelnię św. Franciszka. Jest tam pokoik, kapliczka z Tabernakulum, łazienka i kuchnia (wszystko, czego franciszkaninowi potrzeba). Można tu przyjeżdżać dla odpoczynku czy skupienia. Kiedy zobaczyłem to miejsce, natychmiast wkleiłem tam w wyobraźni siebie na leżaczku czytającego książkę za książką. W ciszy, spokoju, pełnej niezależności i w bezpośredniej bliskości lasu… A może i kolejne rekolekcje tu powstaną. O lepsze warunki chyba trudno… Marzenie. Oczy mi się zaświeciły. Jeszcze tylko dopasowywanie terminów i być może…

czwartek, 22 maja 2025

Japonia za nami...


(J 15,9-11)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna”.

 

Mili Moi…
Jak nie wypaść z Bożej miłości? Zdaje się, że jest jeden, jedyny sposób. To droga przykazań. Nie tylko zabezpiecza ona przed upadkiem, ale pozwala wejść w głąb. Uczyć się Pana i Jego sposobów myślenia. A kiedy człek je sobie przyswoi, może być pewien tego, o czym Jezus zapewnia w innym miejscu – Ojciec mój da wam wszystko, o co Go poprosicie… Może dlatego, że wówczas człowiek przeniknięty Bożą wrażliwością, wie już o co prosić. A może jest gotów na przyjęcie wszystkiego, co otrzyma z ręki Boga. Tak czy owak, droga przykazań jest pewna i warta tego, żeby po niej kroczyć…

Moja epopeja japońska dziś dobiegła kresu. O piątej nad ranem wylądowaliśmy w Warszawie. Jak w kilku zdaniach opowiedzieć o tym, co przeżyłem w te dni? Nie wiem…

Jest we mnie jakiś zachwyt kulturą wzajemnej grzeczności i uprzejmości. Kłanianie się sobie wzajemnie niemal w każdej sytuacji, cisza w miejscach wspólnych (choćby w pociągu), porządek i ład (żadnych śmieci na ulicach, palenie zakazane, zgrabne kolejki na peronach ułatwiające wsiadanie i wysiadanie). Skromność i powściągliwość (mundurki u dzieciaków i młodzieży, żadnych poszarpanych jeansów i dekoltów do pępka). Szacunek do starszych.

Z drugiej strony smutne oczy, ciągła gonitwa, nos w smartfonie, nieobecność… I brak Chrystusa. Raz tylko zaczepiły mnie młode dziewczęta pytając kim jestem, ale moja odpowiedź – księdzem katolickim, okazała się dla nich zupełnie niezrozumiała. Odeszły tak samo zdumione jak wcześniej, kiedy stawiały pytanie. Zdjęć zrobiono mi miliony – wszystkie dyskretnie, z ukrycia. Ale ja, po latach noszenia habitu, potrafię już te rzeczy dostrzegać. Byłem tam niewątpliwie „czymś niespotykanym”…

Pogańskie świątynie niezwykle okazałe, piękne. Mnóstwo ludzi odprawiających rytuały – klaszczących, uderzających w gong, dzwoniących dzwoneczkami, losujących wróżbę. A w opozycji do tego mnóstwo „dziecięcości” – ekrany pełne postaci z mangi i anime, stylizacja na bohaterów komiksów – nierzeczywisty świat konkurujący z pięknem realności.

Ale dla mnie najważniejszym spotkaniem było spotkanie z Matką w Akicie. Te objawienia od jakiegoś czasu bardzo grają mi w duszy, więc wizyta w Akicie była czymś, na co czekałem najbardziej. Zawiodłem się tylko jednym – że było bardzo mało czasu na osobiste spotkanie z Maryją. Ale to „przekleństwo” wszelkich pielgrzymek – czas, który goni. To maleńkie sanktuarium ukryte w lesie na wzgórzu, przede wszystkim uzmysłowiło mi, jak niewiele potrzeba do życia prawdziwego i jak proste może ono być. Kilka staruszeczek zakonnic, proste grządki, wielka cisza i proste zajęcia. Kościółek maleńki i bez zbędnych zdobień. Wszystko skoncentrowane na Chrystusie. To co konieczne skontrastowane z ludzkimi kaprysami skoncentrowanymi dla mnie w… podgrzewanych deskach sedesowych i całej gamie przycisków „udogodniających”, które również najbardziej pierwotną z potrzeb człowieka mają uczynić miejscem przyjemności i wygody. A w rzeczywistości są absolutnie zbędnym zbytkiem…

I słowa Maryi – potrzebuję dusz prostych, które zrozumieją wezwanie mojego Syna, które podejmą pokutę, wyrzeczenie, wynagrodzenie za grzechy świata, które budzą słuszny gniew w Ojcu. Maryja, która przypomina o tym, że Bóg może się gniewać (wszak my Go tego prawa pozbawiliśmy). Wiele dobrych pragnień się tam we mnie zrodziło. Oby udało się cokolwiek z nich zrealizować. Oby przetrwały próbę czasu i zwyczajnej codzienności.

Piękny czas, piękni ludzie, z którymi pielgrzymowałem, swoiste rekolekcje w drodze – dla nas wszystkich. W Akicie też doświadczyłem czym jest łaska kapłaństwa i jak bardzo potrafią ją cenić ci, którzy na co dzień jej nie mają. Siostry nie mają kapelana – Msza jest wówczas, kiedy pojawia się ksiądz, który ją odprawi. W „naszej” Mszy, poza siostrami uczestniczyło kilka osób – Japończyk, dwoje Francuzów, Brazylijka mieszkająca na Litwie, para Hindusów. Dla nich wszystkich ważna była Eucharystia – nie ważne w jakim języku sprawowana. Wszyscy mi przyszli za nią podziękować. A ja poczułem się księdzem jeszcze bardziej niż zwykle…

Odpocząłem. Przez dwa tygodnie nie myślałem o tym, co przede mną, o obowiązkach, o konieczności planowania i przygotowywania. I dziś, choć padam na pyszczek (znów ta zmiana czasu – w Japonii siedem godzin do przodu), to ze spokojem myślę o jutrzejszym dniu. A zaczynam rekolekcje dla sióstr Elżbietanek w Puszczykowie. Więc cała naszą gromadkę, której jeszcze nie znam, waszej modlitwie polecam…

poniedziałek, 5 maja 2025

(prawie) w drodze do Japonii...


(J 6, 22-29)
Nazajutrz, po rozmnożeniu chlebów, tłum stojący po drugiej stronie jeziora spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa ani Jego uczniów, wsiedli do łodzi, dotarli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: "Rabbi, kiedy tu przybyłeś?" W odpowiedzi rzekł im Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do syta. Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec". Oni zaś rzekli do Niego: "Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boga?" Jezus, odpowiadając, rzekł do nich: "Na tym polega dzieło Boga, abyście wierzyli w Tego, którego On posłał".

 

Mili Moi…
Oddać się Niepokalanej w Rycerstwie… Wczoraj cały dzień mówiłem o tym w Niepokalanowie. Osiem kazań – to rzeczywiście spore wyzwanie. Ale podczas tych wystąpień mówiłem, że wyraźnie wyczuwam, że Maryja organizuje mi życie. Pomaga mi z woli Jezusa służyć i robię to z niesłabnącą frajdą i radością. Dzielić się wiarą – nie znam niczego ciekawszego. I dlatego dziś, kiedy czytam o wierze, która jest dziełem Boga – uwierzcie w Tego, którego On posłał, to duży entuzjazm mnie ogarnia, zwłaszcza że wciąż wokół mnie jest wielu takich, którzy tej wiary są spragnieni i poszukują mocnych fundamentów. A to są dla mnie znaki, które jeszcze bardziej intensyfikują moje pragnienia – dać z siebie wszystko, o ile tylko mój Pan zechce i pozwoli…

Od czwartku prowadziłem rekolekcje Maryjne w Niepokalanowie – dla wszystkich, którzy chcieli się na nie zgłosić i wziąć w nich udział. Zgłosiło się… dwanaście osób. Przyjechało… dziewięć. Pierwszego dnia jeszcze trzy osoby obecne w Niepokalanowie prywatnie poprosiły o dołączenie do grona rekolektantów, więc rzeczywiście było ich dwunastu. Uśmiechnąłem się nieco, bo to dla mnie był kolejny znak, że chyba nie jest to „moja droga”. Kiedyś już kilkukrotnie próbowaliśmy zorganizować rekolekcje weekendowe w Gdańsku, prowadzone przeze mnie i udało się raz, z udziałem… dziewięciu osób. Nie oznacza to, że liczba jest niewystarczająca, ile raczej, że zainteresowanie moim głoszenie w takiej, zamkniętej formie, jest niewielkie.

Ale… Bardzo szybko okazało się, że ludzie, którzy zechcieli wziąć udział w tym niepokalanowskim wydarzeniu, są niezwykli. Każdy wnosił coś zupełnie innego – od wieku począwszy, a na życiowym powołaniu skończywszy. Co więcej, coś między nami zaiskrzyło i… trudno było się rozstać. Postanowiliśmy, że jeśli Maryja pozwoli, spotykamy się koniecznie w przyszłym roku. A dla mnie Niepokalana przygotowała jeszcze jeden dar… Z Jej ręki otrzymałem pielgrzymkę do Japonii (którą rozpoczynam już pojutrze), a kilka dni przed, w Niepokalanowie na rekolekcjach pojawia się Hayato, z żoną, Moniką. Piękni młodzi ludzie. On, Japończyk, ona, Polka. Mam więc okazję „dotknąć” mentalności, historii i wiedzy o Japonii z pierwszej ręki (Hayato świetnie mówi po polsku). Niepokalana jest cudowna. A „moi” uczestnicy rekolekcji byli dla mnie wielką pociechą i umocnieniem.

A dziś już gonitwa do Gdyni na przegląd auta i dopinanie wszystkich spraw, które trzeba zostawić uporządkowane na najbliższe dwa tygodnie (choćby komentarze internetowe, które trzeba urodzić z wyprzedzeniem). Raczej nie wezmę laptopa ze sobą, więc dłuższą chwilę mnie tu nie będzie, ale możecie w komentarzach napisać Wasze intencje – wszystkie je zawierzę wstawiennictwu Maryi podczas Eucharystii w Akicie, miejscu Jej całkiem niedawnych objawień.



A tu macie wywiad z Hayato, gdybyście chcieli posłuchać :)





czwartek, 24 kwietnia 2025

wdychając wiosnę...


(Łk 24, 35-48)
Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: "Pokój wam!" Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: "Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie Mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam". Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: "Macie tu coś do jedzenia?" Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i spożył przy nich. Potem rzekł do nich: "To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach». Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. I rzekł do nich: "Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego".

 

Mili Moi…
Dyskretne działanie Boga… Wbrew wszelkim oczekiwaniom nieprzyjaciół, pod pozorami totalnej klęski, dokonał największego triumfu, którego wielkość objawia nam się powoli i stopniowo. Uczniowie też nie byli w stanie ogarnąć jej swoimi umysłami. Za każdym razem tak samo zdumieni, zatrwożeni, poruszeni. A On ich zapewnia, że już teraz jest w nich zalążek świadectwa, które zaniosą całemu światu. Wszystko musi dojrzeć. Potrzeba jeszcze jednego elementu – mocy z wysoka, która ich uzbroi. Tak funkcjonuje Kościół – wszystko w swoim czasie, który zna tylko Bóg. On się z tej wspólnoty nie wyprowadził i jej nie porzucił. Choć ona znów staje u progu pewnej niewiadomej.

Odszedł papież Franciszek… Kiedy dwanaście lat temu ogłaszałem podczas rekolekcji głoszonych we Włocławku, że mamy nowego papieża (pamiętam dokładnie ten dzień), żywiłem spore nadzieje. Później rozczarowaniom nie było końca. Dziś jakiś szlachetny pan w telewizorze powiedział, że inteligencja rozumiała Franciszka. Ja widocznie z plebsu, który nie miał tej łaski. Nie rozumiałem i nie rozumiem. Nie krytykowałem i nie krytykuję – nie rozumiem. Moje franciszkańskie serce nakazywało mi przy papieżu trwać, ale pokochać go nigdy nie zdołałem. Ogromne zamieszanie – to mój ogląd Kościoła w minionych dwunastu latach. Niech Pan go wynagrodzi za dobro, które uczynił… A ja patrzę z nadzieją… Mój Kościół jest w sercu Jezusa – On go prowadzi i z rąk nie wypuszcza. Wierzę w to…

A Święta? Z braćmi… Dużo radości, śmiechu, psychicznego odpoczynku… We wtorek już nagrania w radio, wczoraj imieniny Prowincjała w Gdańsku i proboszcza Jurka, sąsiada. No i czas zabierać się za rekolekcje w Niepokalanowie, które w czwartek za tydzień rozpoczynam. A do pracy niełatwo się zabrać, kiedy zieleń za oknem jest tak intensywna, a temperatura powietrza szepcze – zostaw wszystko i chodź na spacer… No to idę… Powdychać wiosnę…

piątek, 18 kwietnia 2025

krzyż...


Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować. A żołnierze uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem purpurowym. Potem podchodzili do Niego i mówili: T. Witaj, królu żydowski! E. I policzkowali Go. A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: I. Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy. E. Jezus więc wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: I. Oto Człowiek. E. Gdy Go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: T. Ukrzyżuj! Ukrzyżuj! J 19, 1-6

 

Mili Moi…
Z całego bogactwa dzisiejszego słowa, wybieram tych kilka pierwszych wersetów z rozdziału 19 Ewangelii Janowej. One mnie dziś zatrzymały, również dlatego, że na porannej medytacji natknąłem się na opis Całunu Turyńskiego i te rany Pana bardzo mną dziś na nowo wstrząsnęły. Chodzę z tym Słowem właściwie cały dzień. Myślę sobie o moje wrażliwości na ból, która jest chyba większa niż przeciętna. Boję się, że stchórzyłbym bardzo szybko w sytuacji zagrożenia. Męczeństwo chyba nie dla mnie – ufam, że Pan okaże mi litość, albo przygotuje mnie do tego, tak jak tylko On potrafi. W każdym razie kontempluję Jego cierpienie… I muszę wyznać… Że dawno już nie przeżywałem tak spokojnego przygotowania do Paschy. Czas płynie powoli, ja jestem tam, gdzie być należy. Modlitwa, adoracja, Droga Krzyżowa, Nowenna do Bożego Miłosierdzia. Bez gonitwy, bez nadmiernego stresu – to przywilej niewielkiej parafii. I już choćby dlatego, niech Pan będzie uwielbiony za Ostródę…

Wczorajsza liturgia, uroczysta, trwała dwie godziny i nikt nie zdawał się spieszyć… Dziś mam tę łaskę, że mogę przewodzić, a jutro głosić Słowo. Święta… Nie pamiętam, kiedy było mi w Triduum tak dobrze. Ale to pozwala smakować – gesty, znaki, słowa… To pozwala uczestniczyć, być z Nim, trwać… Kochać…

Wczoraj w południe wróciłem z Holandii. Nasze wielkopostne rekolekcje zakończyliśmy w środę po południu wizytą w więzieniu, gdzie 24 Polaków przyszło, żeby się z nami spotkać. Sala modlitewna dla wszystkich religii, opiekunem duchowym dla więzienia starszy i niezwykle sympatyczny protestant, Kris. W Sali stoły, ławy, kawka i herbatka, lodówka i… tabernakulum, w którym obecny jest Najświętszy Sakrament. Bluźnierstwo? A może jednak Panu tam dobrze – wśród tych wyrzutków, którzy nabroili, ale którzy również, a może przede wszystkim, potrzebują łaski zbawienia. To było dobre spotkanie – znacznie przyjemniejsze niż w polskich więzieniach.

A wieczorem? Pasja J. S. Bacha w Teatrze Muzycznym w Drachten. Monumentalne, niemal czterogodzinne dzieło, którego wysłuchałem z dużą przyjemnością (no może gdyby nie fakt, że śpiewano po niemiecku). Ruszyliśmy w drogę o północy, więc wczoraj nie bardzo wiedziałem jak się nazywam, ale dziś…

Dziś wybieram się do Grobu… Już za chwilę rozpoczynamy liturgię… Niech dzieje się historia zbawienia. Dziś. Tutaj. Dla nas…

poniedziałek, 14 kwietnia 2025

Holandia...


(J 12,1-11)
Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który miał Go wydać: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. Na to Jezus powiedział: Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie. Wielki tłum żydów dowiedział się, że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z martwych. Arcykapłani zatem postanowili stracić również Łazarza, Gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od żydów i uwierzyło w Jezusa.

 

Mili Moi…
Woń olejku napełniająca dom… To jest chyba właśnie to, co powinno nastąpić na kilka dni przed świętami. Ale nie sztuczna woń odświeżaczy powietrza, nawet nie woń czystości i porządku, ale chyba woń świadomego przygotowania ducha na spotkanie z Cierpiącym i Zmartwychwstałym. Odor sanctitatis – zapach świętości, zapach nowego serca, uprzątniętego wnętrza. Zapach dobrych pragnień i i duchowych oczekiwań. Zapach bliskości…

Dziś w wyobraźni próbowałem poczuć w dłoniach stopę Jezusa… Za kilka dni to On będzie je obmywał uczniom. Dziś to Maria trzyma ją w dłoniach. Stopa, ta część ciała, która ma wymiar intymny – nie pokazujemy jej zwykle całemu światu, czasem zawstydza nas jej wygląd czy zapach. A jednak pokorne klęknięcie u stóp było zawsze znakiem hołdu i podporządkowania. A stopy Jezusa zostawiają ślady, po których warto iść. Na – ślad – ować. Z hojnym sercem. Nie żałując niczego dla Jezusa. On jest godzien najdroższych olejków, najpiękniejszych naczyń, najcudowniejszych kwiatów. Cała materia ożywiona i nieożywiona jest w Jego ręku i należy do Niego… Dając Jemu, raczej przypominamy sobie – nic nie jest moje, wszystko otrzymałem… 

W piątek dotarłem do Holandii, do Polskiej Misji w Groningen. Wieczorem pierwsze spotkanie przy stole z grupą słuchaczy. Piękne spotkanie, sporo dobrych pytań i prób moich odpowiedzi. A w sobotę wspólna wycieczka do Oberlangen w Niemczech, gdzie 12 kwietnia 1945 został wyzwolony obóz dla kobiet i uwolniono 1728 uczestniczek Powstania Warszawskiego. Znakomita uroczystość z udziałem wojska, przedstawicieli władz polskich i miejscowych, no i z Polakami z okolic. A niedziela to misja… Ponad 300 kilometrów. Cztery kościoły i tyleż Mszy z kazaniami rekolekcyjnymi. Mnóstwo spowiedzi. Zupa z termosu pod murem. Wszystko w biegu. Powrót do domu o ósmej wieczorem. Zmęczenie. Ale to dobre zmęczenie. Ze świadomością, że człek zrobił coś pożytecznego i może komuś do zbawienia się przysłużył. Oby tak właśnie było… 

Dziś i jutro głoszę znów, a w środę wieczorem „Pasja”, na którą zaprosił mnie proboszcz do Teatru Muzycznego. Nocą zaś powrót do domu, żeby móc świętować z braćmi. A przecież świętowanie w czwartkowy wieczór się rozpoczyna…

poniedziałek, 7 kwietnia 2025

wiosna...


(J 8,12-20)
Jezus przemówił do faryzeuszów tymi słowami: "Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia". Rzekli do Niego faryzeusze: "Ty sam o sobie wydajesz świadectwo. Świadectwo Twoje nie jest prawdziwe". W odpowiedzi rzekł do nich Jezus: "Nawet jeżeli Ja sam o sobie wydaję świadectwo, świadectwo moje jest prawdziwe, bo wiem, skąd przyszedłem i dokąd idę. Wy zaś nie wiecie, ani skąd przychodzę, ani dokąd idę. Wy wydajecie sąd według zasad tylko ludzkich. Ja nie sądzę nikogo. A jeśli nawet będę sądził, to sąd mój jest prawdziwy, ponieważ Ja nie jestem sam, lecz Ja i Ten, który Mnie posłał. Także w waszym Prawie jest napisane, że świadectwo dwóch ludzi jest prawdziwe. Oto Ja sam wydaję świadectwo o sobie samym oraz świadczy o Mnie Ojciec, który Mnie posłał". Na to Mu powiedzieli: "Gdzie jest Twój Ojciec?". Jezus odpowiedział: "Nie znacie ani Mnie, ani Ojca mego. Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca mego". Słowa te wypowiedział przy skarbcu, kiedy uczył w świątyni. Mimo to nikt Go nie pojmał, gdyż godzina Jego jeszcze nie nadeszła. 

 

Mili Moi…
Muszę przyznać, że dla mnie to słowo jest dziś bardzo pocieszające… Światłość świata – jej źródło się nie zmieniło. To nadal Pan – czy świat zdaje sobie z tego sprawę czy też nie. A ja w tym Świetle zanurzony mam po prostu wysyłać jego refleksy, nęcić, wabić, intrygować. Uspokoiłem się nieco w kwestii mocy Bożej – światło dociera prędko, trudno je powstrzymać, obejmuje sobą kolejne przestrzenie. Przecież tak działa Bóg. Chce do tej myśli wracać, zwłaszcza w chwilach, kiedy pojawi się zwątpienie czy tak kruche, głoszone przeze mnie słowo może odmienić ludzkie myślenie, może wpływać na ludzkie życie.

Kilka dni temu wysłałem prośbę do moich przyjaciół, o których wiem, że się modlą, żeby towarzyszyli mi swoją modlitwą w tych miejscach, w których głoszę słowo. Mam takie poczucie, że ono musi być omodlone, że to jest jakiś element walki o dusze. W sobotni wieczór rozpocząłem rekolekcje w Prabutach. Wczoraj siedem Mszy, w czterech różnych miejscach. Nie było czasu podrapać się za uchem. Ale przetrwałem w całkiem dobrej kondycji, a frekwencja była dla mnie dużym zaskoczeniem. Bardzo dużo ludzi… Ufam, że to wszystko jest zanurzone w modlitwie przyjaciół. Fizycznie ciężko, ale w sercu lżej. Bo już nie sam, ale we wspólnocie głosimy. Nawet jeśli fizycznie są nieobecni, to przecież wiem, że są blisko…

Patrzę z podziwem na pracę miejscowych księży. Naprawdę widać jej efekt. To moja częsta obserwacja – jeśli duszpasterze dają siebie z serca i naprawdę służą, ludzie odpowiadają serdecznością, ale i obecnością – po prostu chcą czerpać. Tam, gdzie tej duszpasterskiej troski brak, gdzie króluje obojętność, albo, co gorsza, jakaś niechęć do ludzi, w efekcie mamy puste kościoły. Rozwiązania sa często prostsze niż myślimy, leżą przed nami na stole. Ale tak trudno zobaczyć i uznać, że problem jest w nas… Dziękuję Bogu za świadectwo dobrych księży, którzy uczą mnie swoją cierpliwą i żmudną często, codzienną, powtarzalną pracą, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu. A kto hojnie sieje, ten i hojnie zbierać będzie… Błogosławię Pana, że wciąż mam do kogo mówić… Wciąż widzę wiosnę w Bożym Kościele…

wtorek, 1 kwietnia 2025

i po co?


(J 5, 1-16)
Było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł do niego: Czy chcesz stać się zdrowym? Odpowiedział Mu chory: Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja sam już dochodzę, inny wchodzi przede mną. Rzekł do niego Jezus: Wstań, weź swoje łoże i chodź! Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził. Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc żydzi do uzdrowionego: Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. On im odpowiedział: Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź. Pytali go więc: Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź? Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu. Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzekł do niego: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło. Człowiek ów odszedł i doniósł żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat.

 

Mili Moi…
Uderzające jest w tym słowie łączenie przez Jezusa grzechu z ludzką kondycją. Dlaczego tak? Przecież sam Pan walczył z takim pojmowaniem sprawy – choroba nie jest bezpośrednim skutkiem grzechu, nie jest karą Bożą. O co więc chodzi?

Dla odpowiedzi posłużmy się komentarzem papieża Franciszka, który tak rozumie tę scenę…

Postawa tego człowieka skłania nas do zastanowienia się. Czy był chory? Tak, być może był jakoś sparaliżowany, ale wydaje się, że trochę mógł chodzić. Lecz był chory w sercu, był chory w duszy, był chory na pesymizm, był chory na smutek, był chory na duchową apatię. To jest choroba tego człowieka: «Tak, chcę żyć, ale...», tkwił tam. I jego odpowiedzią nie jest: «Tak, chcę być uzdrowiony!». Nie, jest uskarżanie się: «Inni mnie ubiegają, zawsze inni». Odpowiedzią na propozycję Jezusa, żeby wyzdrowiał, jest uskarżanie się na innych. I tak przez trzydzieści osiem lat uskarża się na innych. A nie robi nic, żeby wyzdrowieć.

To skłania mnie do myślenia o tak wielu z nas, o tak wielu chrześcijanach, którzy żyją w tym stanie acedii, niezdolni do tego, żeby coś zrobić, ale uskarżający się na wszystko. A acedia jest trucizną, jest mgłą, która otacza duszę i nie pozwala jej żyć. A jest także narkotykiem, bo jeśli kosztujesz jej często, to polubisz. I stajesz się «uzależniony od smutku, uzależniony od acedii»... Jest to niczym powietrze, którym oddychasz. I to jest grzech dość powszechny wśród nas — smutek, duchowa apatia.

Papież Franciszek podpowiada - Poprzez dialog z Panem uczymy się rozumieć, czego naprawdę chcemy od naszego życia. Ten paralityk to typowy przykład ludzi, którzy mówią: «Tak, tak, chcę, chcę», ale nie chcę, nie chcę, nie robię nic. Chęć działania staje się złudzeniem, i nie robi się kroku, aby to uczynić. Ci ludzie, którzy chcą, a jednocześnie nie chcą. Dziś Pan mówi do każdego z nas: «wstań, weź życie takim, jakie jest; piękne, brzydkie, niezależnie jakie jest, weź je i idź dalej. Nie bój się, idź dalej z twoimi noszami». «Ależ Panie, to nie są najlepsze nosze, najnowszy ich model...». Mimo to idź! Z tymi być może starymi noszami, ale idź dalej! To jest twoje życie, to jest twoja radość.

A ja powoli kończę rekolekcje dla dobrych sióstr Elżbietanek w Poznaniu. Jutro rano Eucharystia na zakończenie i około południa powinienem być w domu na całe dwa i pół dnia. Odpoczynek? No coś w tym rodzaju. W czwartek konferencja dla sióstr Terezjanek, w sobotę skupienie regionalne dla wspólnot Rycerstwa Niepokalanej, a od wieczora kolejne rekolekcje wielkopostne. Tym razem w Prabutach, całkiem niedaleko mojego rodzinnego Sztumu. Niewielkie miasteczko, ale pracy czeka mnie tam sporo.

Ale nie szkodzi… Dziś sobie myślę o zniechęceniu – to naprawdę jest pierwsza i ulubiona broń demona, zwłaszcza w perspektywie osób konsekrowanych. Tak łatwo wstając rano i przewidując schemat, powtarzalność, jakiś rutynowy rytm, mówić do samego siebie – i po co to wszystko? Słyszę to czasami od dusz, którym posługuję. Zagubienie nadprzyrodzonej motywacji, kończy się utknięciem gdzieś na mieliźnie swojego życia. Czasem jest to wręcz obumieranie, bez gotowości na to, żeby coś zmienić. Dokładnie to samo, co z człowiekiem przy sadzawce… Wiele razy mówiłem – zmień coś, poproś o nowe miejsce, nowy obowiązek, rusz z tej mielizny, póki jeszcze możesz. Ale bardzo często nic poza narzekaniem nie mogło się zdarzyć, bo moi rozmówcy przywykli do takiego stanu. Jest im źle, ale zmiany boja się jeszcze bardziej niż pozostawania w tym miejscu, w którym są. Bo trzeba by wziąć odpowiedzialność za swoje życie…  Zawsze natomiast łatwiej wstając rano, pytać w pustkę – i po co to wszystko???

wtorek, 25 marca 2025

Dziewica Maryja...


(Łk 1, 26-38)
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!” Wtedy odszedł od Niej anioł.

 

Mili Moi…
Dziewicy było na imię Maryja… Te proste słowa mnie zatrzymały dziś na dłużej. Imię, które świadczy o tym, że człowiek jest, że niesie w sobie jakąś tajemnicę, że ma historię, czasem krótszą, czasem dłuższa, ale zaznaczył swój ślad na ziemi (i niekoniecznie chodzi o ślad węglowy). Dziewica Maryja. Dziewica – niczym nazwisko, niczym coś, co podkreśla wyjątkowość, niepowtarzalność i przynależność do tych właśnie, a nie innych. Zawsze w te uroczystości maryjne załącza mi się ogromna tęsknota za jeszcze większą bliskością z Nią, z Niepokalaną. Rozmyślam nad tym czy wystarczająco często o Niej mówię, proponuję innym zawierzenie Jej swojego życia, czy nie marnuję okazji? Tak bardzo chcę ją poznawać… Obecnie czytam o Akicie, wszak w maju jadę do Japonii i tam właśnie mam Ją nawiedzić. Ale za chwilę Regionalne Dni Skupienia dla Rycerstwa, więc kolejne katechezy maryjne do przygotowania przede mną. Dziewica Maryja. Kobieta mojego życia. 

A ja tymczasem w Szczecinie. Głoszę dla dorosłych i dla dzieci. Odbiór chyba dobry. Ludzi przychodzi dużo. Miejscowi duszpasterze zadowoleni. Dziś wybrałem się do fryzjera naprzeciwko kościoła i nie zapłaciłem, bo pani stwierdziła, że podśpiewuje sobie cały dzień pieśni z moich rekolekcji, bo słucha i do niej trafiam. Poprosiła o modlitwę za siebie i rodzinę. No jasne, że się pomodlę…

Jak zwykle, doświadczam wiele życzliwości. A jutro kończymy. Ale czy przyjmować dzieciaki do Rycerstwa, jak zawsze to robię? W poniedziałek ukazał się artykuł na jednym z portali o oburzonych rodzicach, bo ksiądz na rekolekcjach… ośmielił się pasować dzieci na giermków Niepokalanej. Nie wiem zresztą czy to był powód oburzenia, bo ignorancja autora i „oburzonych” była zatrważająca. Ale artykuł poparty zdjęciem… mojego proboszcza z Ostródy, który prowadził te rekolekcje pod Bydgoszczą. Dodajmy, że jedna matka, która „rozmawiała z innymi zaniepokojonymi rodzicami” wzbudziła całą aferę. Koszmarna głupota, z którą nawet trudno dyskutować… 

W czwartek ruszam do Poznania. Wieczorem rozpoczynam rekolekcje dla sióstr zakonnych. Może powinienem się do nich ograniczyć. Tam przynajmniej nie ma obawy, że „zaniepokojone” będą szukać ratunku w mediach. Tak czy owak cieszę się wiosną i staram się nie złościć. Bo złość piękności szkodzi, a ja nie mam czym szastać 😊

środa, 19 marca 2025

cisza...


(Mt 1, 16. 18-21. 24a)
Jakub był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański.

 

Mili Moi…
Cudowna przerwa wielkopostna dla świętowania tego patrona, który mnie osobiście dziś znów urzekł swoim milczeniem. Uświadomiłem sobie, że chyba nie spotykałem w życiu zbyt wielu „zdrowo” milczących mężczyzn. Albo byli to chorobliwi introwertycy, niemal bez kontaktu, albo tyrani i despoci, którzy milczeli w swoim własnym, urojonym świecie wrogów i pretensji. Dojrzałych, wyważonych, mądrych i niezbyt gadatliwych mężczyzn sam bardzo potrzebuję. Jako wzorca i umocnienia. Bo dla mnie samego taka postawa jest trudna. Jestem nadmiernie rozgadany, nie tylko słowem, ale na wielu innych płaszczyznach mojego życia, a skupione milczenie nie jest zbyt częstą praktyką w mojej codzienności. A przecież nie ma innej drogi, żeby świadomie przeżywać samego siebie, mieć „kontakt ze sobą”, znać swoje wnętrze, kształtować je. Dlatego dziś bardzo gorliwie wołam do Józefa, żeby przyjął mnie do swojej szkoły. Uczył mnie Jezusa, ale również był dla mnie ojcem, bo to wciąż wolne stanowisko w moim życiu…

Cieszę się, że kończymy rekolekcje z tym patronem. Powrót sióstr do codziennego życia będzie wzmocniony świadectwem tego umiłowanego przez Maryję, młodego mężczyzny, Niech on również te piękne kobiety uczy głębokiego obcowania z Jezusem. Odetchnąłem tu bardzo. To w zasadzie pierwszy raz, kiedy w Wielkim Poście przyjąłem rekolekcje dla sióstr. Zawsze parafie miały pierwszeństwo. Ale od jakiegoś czasu funkcjonuję w trybie „kto pierwszy, ten lepszy”. I nie odmawiam nawet w tym gęstym czasie. Rekolekcje zakonne to zupełnie inna dynamika niż parafialne. Więc dla mnie był to czas spokojnego zbierania sił przed kolejnymi atrakcjami, które przede mną…

Dziś wizyta u o. Macieja w Bytomiu, bo niejako „po drodze”, a jutro, razem ruszamy do Radia Niepokalanów na kolejne nagrania. Znów podjęliśmy decyzję o ich kondensacji na jeden, a nie, jak to zwykle bywa, na dwa dni. W ten sposób zyskam piątek i zdążę zrobić jakieś pranie, które będzie miało szansę nieco przeschnąć. Żebym w sobotę mógł wybrać się już do Szczecina, gdzie od niedzieli zaczynamy harce z dorosłymi i dziećmi.

Ale wcześniej, w sobotni poranek, konferencja dla sióstr Terezjanek, naszych sąsiadek z naprzeciwka i konferencja dla ostródzkiej wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym w ramach ich dnia skupienia.

A Was proszę o westchnienie za naszego o. Benedykta, który po długiej chorobie odszedł do Pana i w piątek zostanie pożegnany na tej ziemi. Miał zaledwie 64 lata. Pan zdecydował, a my przyjmujemy Jego wolę z wdzięcznością za Benka, który swoim humorem mógłby obdarzyć czterech innych. Niech Pan da mu niebo…



 

środa, 12 marca 2025

znakiem być...


(Łk 11, 29-32)
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: "To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz".

 

Mili Moi…
Trudno się dziwić Jonaszowi, który ma pójść do stolicy znienawidzonej Asyrii, agresora, który, w jego wyobraźni najpewniej odpowie lekceważeniem, a w bardziej ekstremalnych wizjach – nawet odrzuceniem i zabójstwem proroka. A jednak idzie… Z zamkniętym sercem, ale idzie. I staje się znakiem, na który miasto się nawraca. I zmienia losy „tego świata”.

Bycie znakiem nie jest łatwe. Bo nie każda historia kończy się jak ta Jonaszowa. I niewątpliwie potrzeba wielkiej odwagi, żeby w ogóle rozpocząć, otworzyć usta, dać zewnętrzny wyraz tego, co Bóg mówi wewnątrz mnie. Dziś, mówimy, to nie jest łatwe… Ale kiedy było łatwe? Kiedy był taki czas, że chrześcijanie byli powszechnie przyjmowani i słuchani. Gdyby był taki moment, to oznaczałoby, że zło udałoby się na zasłużony urlop. Demon nie zrezygnuje nigdy! Zniszczy, ile się da. Dotyczy to zarówno oblicza tej ziemi, jak i, nade wszystko, ludzkich dusz. Nie ma sensu spodziewać się spokojniejszego czasu. Wręcz przeciwnie – wydaje się, że wszystko dzieje się jakby szybciej i z większym rozmachem, z większym okrucieństwem. Nie ma sensu czekać, bo jeśli nie dziś, to kiedy? Czas znaku i świadectwa jest dziś – my nim jesteśmy. My mamy nim być… 

Nie bronię się, choć wielu powtarza – odpocznij. Nie potrafię… W Murowańcu, gdzie właśnie skończyłem głoszenie, proboszcz od razu poprosił o Misje Parafialne w 2027 roku. Zgodziłem się oczywiście… Przedwczoraj rozpocząłem głoszenie u dobrych Sióstr Klarysek w Starym Sączu. Nie minęła godzina mojego pobytu i podczas naszej pierwszej rozmowy, przełożona poprosiła o wygłoszenie Nowenny prze Uroczystością św. Kingi w 2026 roku. Zgodziłem się oczywiście… To zawsze duże wyzwanie, bo materiałów wcale nie za wiele… Wczoraj, przy obiedzie, miejscowy kapelan obsługujący kościół, poprosił – Michał, weź kazania w niedzielę, Gorzkie Żale, Drogę Krzyżową – niech ludzie usłyszą kogoś innego niż mnie… Zgodziłem się oczywiście… 

Wciąż postrzegam to jako ogromną łaskę – że Pan otwiera moje usta w pośrodku Kościoła, że pozwala mi mówić o sobie, że wciąż ktoś chce słuchać, a ktoś inny mnie do tego dopuszcza, albo wręcz prosi. Może Pan udzieli mi łaski śmierci na ambonie. To byłoby dopełnienie misji mojego życia. Bo tak to chyba widzę – głosić, głosić, głosić. Dopóki sił, dopóki nogi noszą. Niech to będzie moja ofiara, niech Pan zechce ją przyjąć… 

A poza tym? Jest tu pięknie… Pogoda cudowna. Miasteczko ciche i spokojne. Jest gdzie łazić. Zajęć nie tak znowu wiele. Więc oddycham pełną piersią i staram się nie przemęczać 😊