zdj/flickr/Harley Pebley/Lic CC
(J 15,18-21)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że
Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako
swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie
ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was
powiedziałem: Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali,
to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą
zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają
Tego, który Mnie posłał.
Mili Moi…
To, co przeżyłem
wczoraj wydaje mi się absolutnie niemożliwym do porównania z jakimkolwiek
dotychczasowym doświadczeniem koncertowym. Zresztą nazwać to wydarzenie
koncertem, to oznaczałoby obedrzeć je z jego najgłębszej istoty. To był
prawdziwy wieczór chwały, podczas którego nie było najmniejszej wątpliwości o
Kogo w tym wszystkim chodzi. Pierwsza rzecz – ci artyści nie byli skupieni na
sobie ani przez moment. Nikt nikogo nie hołubił, nie było zwracania uwagi na
siebie nawzajem. Był tylko Jezus i Jego imię na ich ustach. Uwielbienie było obłędne,
szalone, intensywne. Fantastyczna muzyka i najnowsze efekty wizualne użyte dla
głoszenia Bożej chwały.
Wiele razy, kiedy
oglądałem ich koncerty, nie dowierzałem, że ci ludzie, którzy wypełniali
szczelnie te różne wielkie pomieszczenia, wchodzą tak zdecydowanie w modlitwę.
Ale wczoraj przekonałem się, że tak jest istotnie. Przyglądając się ludziom
wokół, tam naprawdę było bardzo niewielu ludzi na koncercie. Oni tam przyszli
się modlić. A ja modliłem się razem z nimi. Wielka rzecz. Zastanawiałem się ilu
tam było katolików? Księży chyba niewielu. W habicie pewnie byłem tylko ja. Ale
nikt nie patrzył na mnie dziwnie. Wspólna modlitwa – to liczyło się nade
wszystko. Nie zapomnę tego doświadczenia na długo. Byłem naprawdę szczęśliwy,
że Bóg pozwolił mi być w tym miejscu, w tym kraju, gdzie rodzą się tak cudowne
rzeczy, gdzie powstają tak niezwykłe Boże dzieła. W kraju takiej modlitwy...
Przy całym
zachwycie, nie zabrakło jednak jednego, trochę smutnego momentu. W pewnej
chwili zespół zarządził „komunię”. Oczywiście nie mogli jej udzielić wszystkim,
więc wybrali kogoś z widowni, kto miał ją przyjąć w imieniu wszystkich. Rzecz
jasna po całym wykładzie dotyczącym symbolicznej obecności Jezusa i po krótkiej
modlitwie, bracia na scenie poczęstowali się kawałkiem chlebka ze stoliczka i
popili to winkiem z kielichów. Koncert trwał nadal… W tym momencie poczułem się
arcyszczęśliwy, że jestem katolikiem, że przyjmuję realne Ciało i Krew mojego
Pana, mało tego – na moje słowo chleb i wino się w nie przemieniają. Uwielbiam
Cię Jezu w Kościele Katolickim, Matce naszej…
A dziś dochodzę do
siebie… Trochę to trudne, bo za chwilę rozpoczynamy nasz parafialny dzień
skupienia, a późnym wieczorem bankiet naszej grupy teatralnej. Ale mam
nadzieję, że Pan doda mi sił i pozwoli również jutro wstać i służyć. Tak jak
potrafię, moim braciom w Kościele…
Słowo pokazuje mi
dziś dwóch wychowawców, jak określił to jeden z komentarzy – Ducha Świętego i
prześladowania. Duch, który przez Ojców Kościoła bywał nazywany trenerem
męczenników i który uczy całej prawdy o Jezusie, prawdy, która daje siły do
zniesienia nawet największych przeszkód i przeciwności. I prześladowania,
których pierwotny Kościół nie unikał i nie chciał unikać. Hartowały wnętrze
chrześcijan i pokazywały, że to, co najważniejsze w życiu, musi kosztować.
Czasem płacili cenę najwyższą. Ale bez żalu. Bo wierzyli obietnicy…
Mnie takie
wieczory, jak wczorajszy, pomagają dostrzec Boga Żyjącego, działającego
pomiędzy nami. Duch Święty nie próżnuje – tłumaczy i objawia. A co z
prześladowaniami? Czekam… Przygotowuję się… Na pewno nadejdą… Towarzysząc
Jezusowi na poważnienie nie można ich uniknąć…