zdj:flickr/Fr Lawrence Lew, O.P./Lic CC
(Mt 28,8-15)
Gdy anioł przemówił do niewiast, one pośpiesznie oddaliły się od grobu, z
bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom. A oto Jezus
stanął przed nimi i rzekł: Witajcie. One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i
oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie
moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą. Gdy one były w drodze,
niektórzy ze straży przyszli do miasta i powiadomili arcykapłanów o wszystkim,
co zaszło. Ci zebrali się ze starszymi, a po naradzie dali żołnierzom sporo
pieniędzy i rzekli: Rozpowiadajcie tak: Jego uczniowie przyszli w nocy i
wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, my z nim
pomówimy i wybawimy was z kłopotu. Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich
pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia
dzisiejszego.
Mili Moi…
Mówiąc szczerze –
kocham Triduum Paschalne. Ale czuję się bardzo szczęśliwy, kiedy ono się kończy…
Jest tak wiele rzeczy, które trzeba przygotować, o które należy zadbać, których
trzeba dopilnować. Pisałem już o tym w ubiegłym roku. Zupełnie inaczej jest w
Polsce, kiedy w kościele króluje zakrystianin, który dba o przygotowanie
wszystkiego, a podczas Mszy ma się u boku ceremoniarza, który czuwa nad
przebiegiem uroczystości i nad każdym krokiem księdza i całej służby
liturgicznej. Tu trzeba być wszystkim po trochu. Samemu przygotować, obmyśleć
gdzie i co postawić. Jak tam dojść, jak wrócić, kiedy, co i z kim przynieść.
Moi kochani ministranci są oczywiście bardzo pomocni i cieszę się, że ich mam,
ale są jeszcze w takim wieku, że ambona myli im się z pateną, więc poważnych
zadań im zlecać nie można. Rzecz jasna dorośli pomagają jak potrafią, ale i dla
nich powinienem przygotować jakieś katechezy wprowadzające do Triduum. Bo
doskonale wiem, że jeśli oni czegoś nie wiedzą, to tylko dlatego, że ja im tej
wiedzy nie dałem. Ale zdąż tu człowieku ze wszystkim… Może więc za rok…
Ogromna radość z
liczby uczestniczących w Triduum. Jest ich co roku więcej. Szczególnie widać to
było podczas Wigilii Paschalnej. Może kościół nie „pękał w szwach”, ale było
znacznie więcej ludzi, niż rok temu. W ten najpiękniejszy wieczór,
najważniejszą noc dla Kościoła. Powoli dojrzewa pomysł, żeby przedłużyć nasze
czuwanie, jeśli nawet nie do świtu, to chociaż w głęboką noc… Kto wie, czy za
rok nie spróbujemy…
Mam też wrażenie,
że coraz więcej ludzi przestaje nas, kapłanów traktować jak kosmitów, do
których nie wiadomo jak podejść. Ale zaczynają z nami rozmawiać, a co najważniejsze,
zaczynają czuć się odpowiedzialni za tę parafię, za kościół, za tę wspólnotę…
To naprawdę ogromnie cieszy, zwłaszcza jeśli dotyczy ludzi, którzy wcześniej
angażowali się nieco mniej. Może nikt im nie powiedział, że można… Co roku
objawiają się nowe talenty. I chwała za to Najwyższemu. Coraz bardziej
rodzinnie w tej naszej świątyni i we wspólnocie parafialnej.
Wczoraj trochę
czasu spędziliśmy w gościach, ale byliśmy w takiej kondycji, że musieliśmy
salwować się ucieczką… Ja padłem o ósmej wieczorem i spałem jak zabity do
dzisiejszego poranka… A dziś, za chwilę, jadę żegnać do domu pogrzebowego
naszego parafianina, pana T. Miałem taką dość rzadką okazję towarzyszyć mu
duchowo od wykrycia choroby nowotworowej, aż do jego odejścia. Namaściłem go
kilka godzin przed przejściem do domu Ojca. Piękny czas wybrał dla niego Pan…
Zresztą nie tylko dla niego… Żegnamy też Matkę Angelicę, bardzo znaną siostrę
zakonną, twórczynię katolickiego kanału EWTN. A w Polsce księdza Jana
Kaczkowskiego. Z jego odejściem wiąże się kilka smutnych obserwacji. Piękny to
był człowiek i choć z wieloma jego stwierdzeniami się nie zgadzałem, to uważam,
że zapisał piękną kartę kapłańskiej pracy w Kościele polskim. Z tym większym
smutkiem czytałem dziś szereg komentarzy ludzi, którzy przy okazji wyrażania
smutku z powodu śmierci księdza Jana pohukiwali na innych księży antagonizując „dobrego
księdza Jana” z innymi „katabasami w sutannach”, którzy „winni zamilknąć i się
uczyć”. Sporo słów pogardy znalazłem dziś w internecie. Pewnie – może podyktowanych
smutkiem i żalem, może kiepskimi doświadczeniami. Ale Pan Bóg mówi przez
wszystkich kapłanów, działa przez nich… Także przez bardzo biednych księży –
duchowo, intelektualnie, organizacyjnie… Nawet przez tych, którzy nie
pobudowali hospicjów i nie stali się „onkocelebrytami” (jak z pewną dozą humoru
mówił o sobie ksiądz Jan). Wielu z nich nigdy nie zostanie usłyszanych, bo być
może siedzą gdzieś w małej wsi, nie prowadzą blogów, ich kazania nie są
nagrywane, nigdy nie poprowadzili żadnych rekolekcji… Po prostu modlą się,
wiosną sieją marchewkę w ogrodzie i robią co do nich należy… Tak, jak potrafią…
Ich parafianie są nimi mocno znudzeni bo nie wznoszą się na wyżyny oratorskich
uniesień, nie potrafią poklepywać się po ramionach ze wszystkimi i nie
puszczają w eter kontrowersyjnych uwag… Takie „zwyklaki” kapłańskie… A przez
ich usta Jezus naucza i przez ich ręce uświęca… Szkoda, że oni wszyscy dziś
oberwali… Z okazji śmierci księdza Jana…
Czasem sobie
myślę, że bycie „zwyklakiem” jest bardzo franciszkańskie… Byle spotkać Jezusa i
chętnie się Nim dzielić… Każdy według swojej miary. Idę więc potowarzyszyć
rodzinie i przyjaciołom pana T. Tak zwyczajnie… Po kapłańsku.
A na koniec taka nasza Rezurekcja...
A na koniec taka nasza Rezurekcja...