zdj:flickr/Vasile Hurghis/Lic CC
(Łk 2,22-35)
Gdy upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Je do
Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim:
Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu. Mieli również
złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem
Prawa Pańskiego. A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek
sprawiedliwy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na
nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza
Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice
wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je
w objęcia, błogosławił Boga i mówił: Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze
Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie,
któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i
chwałę ludu Twego, Izraela. A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim
mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: Oto Ten
przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu
sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły
serc wielu.
Mili Moi…
No i zaczęło się… Spadł w nocy śnieg… Ciężki i mokry… Marznący. Ranne
szuflowanie było mocno nadwyrężające. Przypuszczałem nawet, że nikt do kościoła
na poranną Mszę nie dotrze, ale trzy odważne i szlachetne dusze się stawiły.
Sprawowałem więc Eucharystię we wspólnocie. A potem… Dzień taki, że tylko pod
kocem się schować. Na szczęście wziąłem się za nanoszenie poprawek na ten
fragment mojego doktoratu, który już został sprawdzony przez mojego promotora.
Idzie to powoli i opornie, ale każdego dnia coś tam grzebię, więc jest
nadzieja.
A wieczorem dużo radości. Moi parafianie porwali mnie na kręgle. Trochę
rozrywki zatem. Dużo śmiechu. No i przede wszystkim radość przebywania razem. A
przy okazji spotkanie z inną grupą parafian… Gdzie by się człowiek nie ruszył,
tam nasi… Ucieszył mnie ten czas i był dobrym zakończeniem dnia.
A w Słowie urzeka mnie tęsknota Symeona. Bardzo lubię ten jego hymn, który
odmawiamy w modlitwie Kościoła zawsze przed snem. Życie, które wypełniło się.
Oczekiwanie, które dobiegło kresu. Być może jest mi on tak bliski dlatego, że i
ja odczuwam wielką tęsknotę za Bogiem. Chciałbym być jeszcze bliżej, jeszcze
pełniej realizować moje powołanie, jeszcze głębiej i doskonalej rozumieć Jego
wolę.
Symeon nie stawia niczego ponad to objawienie, którego dostąpił. Nic bowiem nie
może się równać spotkaniu Mesjasza. Nawet nasze ziemskie życie nie jest
bardziej wartościowe. Każdy, kto zobaczył Jezusa tu na ziemi, może spokojnie
umierać, bo już niczego ważniejszego nie zobaczy na tym świecie. Myślałem o tym
dziś, klęcząc o poranku przed Najświętszym Sakramentem. Patrzyłem na Niego, widziałem
Go moimi oczami. Moje życie nie będzie na tej ziemi bardziej spełnione, niż
jest teraz. Właśnie dlatego, że mój Bóg pozwolił mi siebie oglądać. I choć tak
po ludzku chciałbym jeszcze pożyć, żeby popracować jeszcze dla Niego, to jednak
wraz z całym Kościołem powtarzam – w ręce Twoje, Panie, powierzam ducha mojego…
Ty decyduj… Jestem człowiekiem szczęśliwym. Już dziś.